Hollywood jest tam, gdzie Roman Polański
Siedem nominacji do amerykańskiego Oscara, dziesięć do francuskiego Cezara, siedem do brytyjskiej Bafty - w historii kina nie było filmu, który nie będąc produkcją hollywoodzką, otrzymałby tak wiele nominacji jak "Pianista", i to w najważniejszych kategoriach. Roman Polański to obecnie bodaj jedyny reżyser na świecie, którego Hollywood potrzebuje bardziej niż on fabryki snów. Z apelem do prokuratora generalnego o zaprzestanie ścigania Polańskiego zwrócili się najwięksi amerykańscy filmowcy i krytycy. Ponad ćwierć wieku temu reżyser wyjechał z Ameryki z piętnem skandalisty, dzisiaj Ameryka przyjęłaby go z otwartymi ramionami.
Kino dla widza
Stowarzyszenie Amerykańskich Producentów Filmowych wymienia twórcę "Wstrętu" w pierwszej dziesiątce reżyserów wszech czasów. Poczynając od debiutanckiego "Noża w wodzie", Polański zawsze robił kino uniwersalne, czytelne dla wszystkich. W Polsce natomiast od artystów oczekiwano kultywowania narodowych obsesji i kompleksów. Tymczasem kino Polańskiego świetnie obywało się bez ideologicznej podbudowy, wzbudzając podziw oryginalnością stylu, nowatorstwem języka, wielością interpretacji. Reżyser lubi podkreślać, że robi filmy wyłącznie po to, "by sprawić przyjemność widzom".
Po obejrzeniu "Wstrętu" Woody Allen stwierdził: "Potrzebowałem kilkunastu wizyt u psychoanalityka, by móc sam siebie przestać podejrzewać o schizofrenię. Nigdy do tego stopnia nie utożsamiałem się z bohaterem". Po nagrodzonej Złotym Niedźwiedziem "Matni" Polański przeprowadził się do Hollywood. Tam powstały najwybitniejsze jego filmy, inspirujące nowe mody i wywołujące fale naśladownictw. Nie byłoby "Omenu" czy "Egzorcysty", gdyby szlaków dla pogardzanego dotychczas horroru nie przetarło "Dziecko Rosemary". Od "Chinatown" zaczął się renesans czarnego kryminału w stylu retro, który po latach zaowocował powstaniem takich dzieł, jak "Tajemnice Los Angeles" czy "Bugsy Malone". Błahy z pozoru komediowy horror "Nieustraszeni pogromcy wampirów" jest dzisiaj obrazem kultowym i doczekał się nawet wersji musicalowej. Twórczość Polańskiego zasługuje na miano fenomenu tym bardziej, że dopuścił się on rzeczy wydawałoby się niedopuszczalnej
- w jego filmach w ogóle nie ma pozytywnego bohatera! Fabuła skonstruowana jest jednak w taki sposób, że nikomu nie przyszłoby do głowy czynić mu z tego zarzutu.
Koty muszą się wymiauczeć
- Od początku Polański zamierzał opowiedzieć historię Szpilmana w sposób tradycyjny. Postawił na ascetyzm formy - założył, że pokazujemy tylko to, czego doświadcza sam bohater. I nic ponadto
- opowiada "Wprost" Gene Gutowski, współproducent filmu i przyjaciel reżysera (nakręcił z nim "Wstręt" i "Matnię"). Polański swój zamiar zrealizował w stu procentach, "a nawet w 150 procentach"
- jak napisał "Chicago Sun Times". "Nie zdarzyło mi się jeszcze oglądać filmu wybitnego nakręconego z pomocą tak prostych środków" - mówił David Lynch, wręczając w Cannes Złotą Palmę twórcy "Pianisty". "To dzieło wybitne, o niebo lepsze niż osławiona 'Lista Schindlera'" - entuzjastycznie ocenił hollywoodzki "Boxoffice Magazine". Warren Beatty, jak opowiada Gutowski, "oszalał po obejrzeniu 'Pianisty'": - Wydzwaniał do wszystkich w branży, zamęczając ich opowieściami o arcydziele, które muszą zobaczyć.
O ironio, z najgorszym przyjęciem "Pianista" spotkał się w rodzinnym kraju reżysera. W tym jesteśmy konsekwentni. Nagonkę na Polańskiego rozpętano już po premierze debiutanckiego "Noża w wodzie". Potępiony przez Gomułkę na plenum KC PZPR "za oderwanie od konkretów i rzeczywistości Polski budującej socjalizm", zganiony przez krytyków za "film nikomu niepotrzebny" Polański zdobył pierwszą w historii polską nominację do Oscara. Przegrał ostatecznie w rywalizacji z "Osiem i pół" Felliniego. "A nie dałoby się podzielić Oscara?"- dopytywał włoski reżyser urzeczony filmem Polańskiego.
"Tę historię należało opowiedzieć bardziej nowoczes-nymi środkami" - pisał lepiej zorientowany od samego reżysera krytyk "Polityki". Jego kolega z "Gazety Wyborczej" ocenił "Pianistę" jako film zaledwie poprawny, zarzucając Polańskiemu, że "zgubił po drodze temat". Gutowski pytany o to, czy reżyser przejął się chłodnym przyjęciem filmu w Polsce, powiedział: "On jest ponad to". I zacytował znane powiedzenie autora "Chinatown", określające jego stosunek do krytyki: "Koty muszą się wymiauczeć".
Podczepieni pod Polańskiego
Wiadomość o siedmiu nominacjach dla "Pianisty" zastała Polańskiego na urlopie w górach. Poproszony przez Gutowskiego o komentarz dla "Wprost" powiedział: "Traktuję te nominacje jako wyraz uznania dla pracy całej mojej ekipy, nie tylko dla nominowanych". - Jednego nie rozumiem: powstaje film, który robi na świecie furorę, a gdy twórca wszędzie podkreśla polski rodowód dzieła, w jego ojczystym kraju ukazują się teksty sugerujące, iż to film niepolski. Sądziłem, że zdrowy rozsądek nakazywałby raczej podczepić się pod sukces, a nie od niego odcinać, ale widać się myliłem - dziwi się Gutowski. Pod sukces Polańskiego chce się za to podczepić Lew Rywin, który domaga się paszportu, by móc pojechać na oscarową galę, a wcześniej na rozdanie Cezarów. Jego obecność tam nie jest konieczna. Odbieranie Oscara leży w gestii głównych producentów. Rywin zaś jest tylko jednym z producentów wykonawczych.
Amerykańscy krytycy wróżą "Pianiście" minimum trzy Oscary. Odpowiedzialny za organizację gali Tom O'Neil zastanawia się, czy reżyser przyjedzie na ceremonię wręczania nagród 23 marca. Gutowski zapewnia, że myśl o powrocie do Ameryki nie spędza Polańskiemu snu z powiek.
- Scorsese czy Coppola wciąż kręcą za amerykańskie pieniądze w Europie. Powiedzmy wprost: Hollywood jest tam, gdzie robi się filmy, a o to, że wielkie wytwórnie zasypią teraz Polańskiego propozycjami, jestem spokojny - mówi. Hollywood jest więc tam, gdzie Roman Polański.
Więcej możesz przeczytać w 8/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.