The Doors, największa amerykańska grupa rockowa, narodziła się po raz drugi
Ponad 30 lat po ostatnim koncercie z udziałem Jima Morrisona, dwóch z trzech żyjących członków The Doors zmontowało grupę, która siłą wyrazu niemal dorównuje pierwowzorowi. Nowy skład The Doors z keyboardzistą Rayem Manzarkiem oraz gitarzystą Robbym Kriegerem uzupełnia ekswokalista brytyjskiej grupy The Cult, charyzmatyczny Ian Astbury. Na perkusji zgodził się zagrać Stewart Copeland z grupy Police. Niestety, w wypadku rowerowym poturbował sobie łokieć, a kontuzję pogłębił pierwszy występ z The Doors (19 styczna w Las Vegas). Prawdopodobnie z grupą już nie zagra.
Powrót The Doors nie był łatwy, bo perkusista John Densmore, trzeci z żyjących członków legendarnego zespołu, wniósł do sądu sprawę przeciwko Manzarkowi i Kriegerowi o pogwałcenie praw autorskich i nieuczciwą konkurencję. Domaga się odszkodowania, twierdząc, że koncerty Doorsów odbywają się bez jego zgody, a także bez zgody spadkobierców Morrisona. - Manzarek i Krieger wprowadzają fanów w błąd. Nie są The Doors. Mogą występować pod dowolnym szyldem, jak czynią to członkowie wielu innych zespołów z tego samego okresu. Chcę ratować spuściznę Doorsów i skończyć z zamieszaniem, jakie powoduje nieuczciwa kampania reklamowa trasy koncertowej moich byłych kolegów - mówi Densmore. Przypomnia, że po śmierci Jima Morrisona, czyli po 1971 r., uczestniczył we wznawianiu płyt i nagrań wideo Doorsów, ale tym razem odrzucił propozycję kolegów ze względu na "przejściową chorobę" (według Manzarka, Densmore ma kłopoty ze słuchem).
Szaman zastępczy
The Doors bez Copelanda, ale za to z gitarzystą basowym Angelo Barberim i nowym perkusistą Tyem Dennisem, brzmi świetnie, więc Morrison raczej nie przewraca się w grobie. - Nie usiłuję być Jimem. Śpiewam tak, jakbym wykonywał klasykę - mówi Astbury. Manzarek przekonuje, że nie chodziło o to, by znaleźć wykonawcę, który odda hołd Morrisonowi, lecz o wokalistę zdolnego dać nową energię postaci muzyka szamana, w którą w filmie Olivera Stone'a "The Doors" wcielił się Val Kilmer. Manzarkowi i Kriegerowi film się nie podobał, ale przekonała ich rola Kilmera. - Ian ma podobne nastawienie do magii i mistyki. Właśnie to czyni go wiernym Morrisonowi, choć wcale go nie naśladuje - tłumaczy Manzarek.
The Doors, jedna z największych grup rockowych, wypracowała tak oryginalne brzmienie, że choć wielu próbowało je naśladować, nikomu to się nie udało. Ich utwory były mroczne, tajemnicze i pełne zmiennych nastrojów. Sugerowały, że za kalifornijskim pięknym snem lat 60. kryje się brud. Zamiast - jak inni - głosić pokój i miłość, Morrison wyśpiewywał swoje poetyckie, mocne teksty. Podczas koncertów Krieger, gitarzysta wychowany na flamenco, wraz z Manzarkiem, pozostającym pod wpływem sceny jazzowej Zachodniego Wybrzeża, wygrywali długie, improwizowane solówki.
Od nagrania w 1967 r. pierwszego singla z przebojem "Light My Fire" do zarejestrowanego cztery lata później "Riders On The Storm", grupa, której symbolem stał się jeden z najbardziej charyzmatycznych i teatralnych wokalistów rocka, była nieustannie na szczycie, zarówno pod względem sprzedaży płyt, jak i powodzenia podczas tras koncertowych. - Myślę, że Jim byłby szczęśliwy, że znów gramy razem jako Doorsi. Teraz tylko się liczy, byśmy grali jak najlepiej - mówi Krieger. Densmore uważa, że możliwe jest to wyłącznie z nim, czyli w oryginalnym składzie. Jednak jakikolwiek skład bez Jima Morrisona trudno nazwać oryginalnym.
Powrót The Doors nie był łatwy, bo perkusista John Densmore, trzeci z żyjących członków legendarnego zespołu, wniósł do sądu sprawę przeciwko Manzarkowi i Kriegerowi o pogwałcenie praw autorskich i nieuczciwą konkurencję. Domaga się odszkodowania, twierdząc, że koncerty Doorsów odbywają się bez jego zgody, a także bez zgody spadkobierców Morrisona. - Manzarek i Krieger wprowadzają fanów w błąd. Nie są The Doors. Mogą występować pod dowolnym szyldem, jak czynią to członkowie wielu innych zespołów z tego samego okresu. Chcę ratować spuściznę Doorsów i skończyć z zamieszaniem, jakie powoduje nieuczciwa kampania reklamowa trasy koncertowej moich byłych kolegów - mówi Densmore. Przypomnia, że po śmierci Jima Morrisona, czyli po 1971 r., uczestniczył we wznawianiu płyt i nagrań wideo Doorsów, ale tym razem odrzucił propozycję kolegów ze względu na "przejściową chorobę" (według Manzarka, Densmore ma kłopoty ze słuchem).
Szaman zastępczy
The Doors bez Copelanda, ale za to z gitarzystą basowym Angelo Barberim i nowym perkusistą Tyem Dennisem, brzmi świetnie, więc Morrison raczej nie przewraca się w grobie. - Nie usiłuję być Jimem. Śpiewam tak, jakbym wykonywał klasykę - mówi Astbury. Manzarek przekonuje, że nie chodziło o to, by znaleźć wykonawcę, który odda hołd Morrisonowi, lecz o wokalistę zdolnego dać nową energię postaci muzyka szamana, w którą w filmie Olivera Stone'a "The Doors" wcielił się Val Kilmer. Manzarkowi i Kriegerowi film się nie podobał, ale przekonała ich rola Kilmera. - Ian ma podobne nastawienie do magii i mistyki. Właśnie to czyni go wiernym Morrisonowi, choć wcale go nie naśladuje - tłumaczy Manzarek.
The Doors, jedna z największych grup rockowych, wypracowała tak oryginalne brzmienie, że choć wielu próbowało je naśladować, nikomu to się nie udało. Ich utwory były mroczne, tajemnicze i pełne zmiennych nastrojów. Sugerowały, że za kalifornijskim pięknym snem lat 60. kryje się brud. Zamiast - jak inni - głosić pokój i miłość, Morrison wyśpiewywał swoje poetyckie, mocne teksty. Podczas koncertów Krieger, gitarzysta wychowany na flamenco, wraz z Manzarkiem, pozostającym pod wpływem sceny jazzowej Zachodniego Wybrzeża, wygrywali długie, improwizowane solówki.
Od nagrania w 1967 r. pierwszego singla z przebojem "Light My Fire" do zarejestrowanego cztery lata później "Riders On The Storm", grupa, której symbolem stał się jeden z najbardziej charyzmatycznych i teatralnych wokalistów rocka, była nieustannie na szczycie, zarówno pod względem sprzedaży płyt, jak i powodzenia podczas tras koncertowych. - Myślę, że Jim byłby szczęśliwy, że znów gramy razem jako Doorsi. Teraz tylko się liczy, byśmy grali jak najlepiej - mówi Krieger. Densmore uważa, że możliwe jest to wyłącznie z nim, czyli w oryginalnym składzie. Jednak jakikolwiek skład bez Jima Morrisona trudno nazwać oryginalnym.
Więcej możesz przeczytać w 8/2003 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.