Kij to prosty element przyrody organicznej, który najczęściej i z lubością wsadzany jest w mrowisko. Jest to perwersyjne zaję-cie krytyków sztuki, miłośników skandalu, rycerzy prawdy i wszelkiej masy wichrzycieli. Obecnie w modzie jest nieco nowocześniejsza forma, która polega na wkładaniu nie kija, ale mag-netofonu w mrowisko. Tą metodą posłużył się całkiem niedawno Adam Michnik. Zdaniem botaników, doszło w tym wypadku do fenomenu na skalę przekraczającą zasięg naszej oślej łączki. Dzięki magnetofonowi wsadzonemu w mrowisko dowiedziano się, co piszczy w trawie. A w trawie piszczy, że hej. Inną metodą zabawy z kijem jest moczenie go w wodzie. W regionalnej TVP 3 pojawił się program dla wędkarzy z udziałem Lecha Wałęsy "Z Wałęsą na rybach". Ulubionym zajęciem byłego prezydenta jest łowienie ryb i rozwiązywanie krzyżówek. Nic więc dziwnego, że ktoś wpadł na pomysł takiego programu: złotousty Lech Wałęsa jako wędkarski showman opowiadający anegdoty i historyjki z wędkarskich wypraw. To mógłby być smakowity program, ale nie jest. Widziałem tylko jeden odcinek i wystarczy. Męka, nuda i dramat. Najpierw pojawił się krótki felieton o haczykach. Haczyki i haki przydają się nie tylko w wędkarstwie. Istotną rolę odgrywają też w polityce, gdzie bez haka jak bez ręki czy wątroby. Prowadzący program, doświadczony dziennikarz Janusz Trus, usiłował wciągnąć Wałęsę w porównania i dywagacje na temat haczyków w wędkarstwie i haków w polityce. Wałęsa ani myślał słuchać pytań swego interlokutora. Rozwijał (jak to ma w zwyczaju) swoją aberracyjną wizję dziejów. Po raz kolejny powróciły zderzaki, wojna na górze, Kaczyńscy, Wachowski, wszystkie kwasy i paranoje sprzed lat. Wałęsa potraktował program instrumentalnie jako trybunę służącą reklamie i głoszeniu miłości własnej. Nie było porad doświadczonego wędkarza czy anegdotek znad jezior i rzek. Nic o moczeniu kija w wodzie. A przecież programy telewizyjne z udziałem sławnych polityków, którzy wypadli z obiegu, mogłyby być hitami. Skoro pokuszono się o nieudane "Z Wałęsą na rybach", może warto by spróbować zrealizować inny program, na przykład "Z Buzkiem na grzybach". Były premier zwierzał się w jednym z wywiadów, iż jego ulubionym zajęciem jest obcowanie z przyrodą. Buzek, chodząc po lesie, opowiadałby o zbieractwie runa leśnego, przestrzegał przed jedzeniem muchomorów i zachwalał gospodarstwa agroturystyczne. Lepiej przecież być grzybowym ekspertem w TV, niż dorabiać jako doradca u Kropiwnickiego (Kropa jako nowo wybrany prezydent Łodzi utrzymuje u siebie już połowę dawnych ministrów z AWS). Równie ciekawy scenariusz można by napisać z udziałem ekspremiera Waldemara Pawlaka. Pawlak - jak wiadomo - to od lat zapalony strażak. Walduś nie jest tak elokwentny jak profesor Buzek ani tak złotousty jak Wałęsa, ale jest za to od nich młodszy. Jako energiczny bohater programu mógłby się pokazać z sikawką w akcji. Historie z cyklu "Jak gasiłem stodołę", przeplatane ostrzeżeniami przed bawieniem się zapałkami w lesie. Elementy edukacyjne mieszałyby się z atrakcyjnymi scenami rodem z filmów z Chuckiem Norrisem czy Brucem Lee. To straszne, ale od dawna nie widać w telewizji Tadeusza Mazowieckiego, Jacka Kuronia i Bronisława Geremka. Kuroń sprawdziłby się w programie o parzeniu herbaty lub w magazynie mody lansującym noszenie kurtek dżinsowych. Tedi Mazowiecki zwierzał się kiedyś, że uwielbia zabawy z wnukami. Może więc przyjęłoby go do siebie "Domowe przedszkole", a może sam poprowadziłby jakiś nowy program i bawił się z dzieciakami w to samo, co kiedyś w polityce, czyli w kółko graniaste, w zbijaka czy dwa ognie. Bronisław Geremek wspólnie z Brigitte Bardot śmiało mógłby prowadzić telewizyjny kurs języka francuskiego. Na takich programach telewizja by tylko zyskała, a chłopaki mieliby zabawę. Każdy kij, podobnie jak włoskie filmy eksperymentalne, ma dwa końce. Politycy aktualnie będący u władzy już dziś powinni myśleć o programach, w których wystąpią, gdy skończy się bajka. Oto moje nieśmiałe sugestie. Premier Leszek Miller jako obiekt uwielbienia wielu Polek - programy erotyczne; profesor Iwiński, główny macający rządu - programy poświęcone mowie ciała; Lech Nikolski, który za życia nosi maskę pośmiertną, mógłby grać ofiary przemocy w programie 997; Aleksandra Jakubowska, znana jako "wielkie serce w kształtnej piersi" - programy poświęcone modzie lub zespołom Big Cyc i Piersi; Szmajdziński jako doświadczony wojak mógłby kręcić programy o wybuchowym charakterze lub coś o aportowaniu kija. Telewizyjny recykling polityków, polegający na wykorzystaniu ich medialnej popularności w programach nie związanych z polityką, mógłby być jedynym sensownym zabezpieczeniem przed ich ewentualnym powrotem na arenę polityczną. A to już jest coś. Na koniec stare przysłowie aktorów porno: "Jak scena nie wychodzi, to kij zawsze się znajdzie".
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.