Niepodległościowe dążenia Katalonii grożą bałkanizacją Hiszpanii
Gdyby Don Kichot dotarł dziś, jak przed 400 laty, do Barcelony, musiałby stawić czoło przedziwnym wyzwaniom. Na przykład prezenterowi telewizji, który zapowiada "słoneczną pogodę w Katalonii" i "deszcze w państwie hiszpańskim". Albo szyldom na restauracjach informującym, że "tu nie mówi się po hiszpańsku". W drodze powrotnej do La Manchy musiałby zaś bronić bukłaków musującego katalońskiego wina Cava, które bojkotują Hiszpanie z innych prowincji.
W ostatnich miesiącach to jedno z najpiękniejszych europejskich miast kojarzy się raczej z zaprzeczeniem wszystkiego, co hiszpańskie. Tutejsza autonomiczna administracja przygotowała dla regionu projekt nowego statutu, który określa Katalończyków jako "naród" mający prawo do swobodnego decydowania o swojej przyszłości. Od początku listopada projekt jest przedmiotem dyskusji w Kortezach, hiszpańskim parlamencie, który w najbliższym roku ma podjąć decyzję o kształcie katalońskiej autonomii. W wersji proponowanej przez Barcelonę miałaby ona oznaczać nie tylko odrębność kulturalną, edukacyjną i językową, ale także własne sądownictwo, system bankowy i ubezpieczeń społecznych. Co najważniejsze, Katalonia przejęłaby kontrolę nad regionalnym systemem podatkowym, odprowadzając do kasy centralnej wynegocjowaną - znacznie mniejszą niż dotychczas - sumę. Projekt nowego statutu wspomina wprawdzie, że Katalonia pozostanie częścią "wielonarodowej i federalnej" Hiszpanii, ale większy nacisk kładzie na "historyczne prawa" tego "narodu" do decydowania o własnym losie.
Lokomotywa z problemami
Prawie siedmiomilionowa Katalonia - zajmująca 32 tys. km2 w północno-wschodniej części Półwyspu Iberyjskiego - jest najbogatszym regionem kraju i jedną z jego gospodarczych lokomotyw, wytwarzającą 18 proc. hiszpańskiego PKB. Tu mieszczą się zakłady SEAT, siedziby głównych banków, ośrodki przemysłu tekstylnego, chemicznego, elektronicznego i stoczniowego. Costa Brava i Barcelonę odwiedzają co roku miliony turystów. Po amputacji Katalonii Hiszpania przestanie być Hiszpanią - twierdzą przeciwnicy nowego statutu.
W hiszpańskich Kortezach socjalistyczny premier dokonuje politycznej akrobacji, by uczynić ten projekt strawniejszym dla parlamentarnej większości. Jose Luis Rodriguez Zapatero doszedł do władzy m.in. dzięki poparciu katalońskich nacjonalistów. Teraz proponuje Katalończykom, by zamiast "narodu" przyjęli formułę "jednostki narodowej" i powściągnęli ambicje skarbowe. Nie przekonuje to opozycji, która odrzuca nowy statut Katalonii. Według Mariano Rajoya, przywódcy konserwatywnej Partii Ludowej, Zapatero, ulegając szantażowi nacjonalistów, "niweczy jedność państwa". Nowy statut Katalonii grozi bałkanizacją Hiszpanii - ostrzega Rajoy, co znamienne, przy poparciu wielu socjalistów.
Z sondaży wynika, że większość mieszkańców regionu popiera nowy statut, ale nie chce secesji. Katalończycy, podobnie jak ogół Hiszpanów, przyzwyczaili się do regionalnej tożsamości kraju. Od chmurnej Galicii nad Atlantykiem po skąpaną w słońcu Andaluzję nad Morzem Śródziemnym Hiszpania była zawsze ziemią różnorodnych społeczeństw. Nie będąc ani państwem unitarnym, ani federalnym, wahała się między zapędami rygorystycznie centralistycznymi a tendencjami rozpadu. W zjednoczonym królestwie, powstałym po ostatecznym wyparciu Maurów z Półwyspu Iberyjskiego w 1492 r., Aragonia, Katalonia czy Kraj Basków zawsze utrzymywały odrębną tożsamość. Katalończycy, którzy za "złotą epokę" swego rozwoju uważają wiek XII i XIII, w XVII i XVIII stuleciu dwukrotnie walczyli o niepodległość, stopniowo poszerzając zakres autonomii.
Kawa dla wszystkich
W XX wieku Hiszpania przez kilkadziesiąt lat była oficjalnie "una, grande y libre" - jedna, wielka i wolna. Jedność po zwycięstwie w wojnie domowej w 1936 r. narzucił gen. Francisco Franco. Nie było wówczas kwestii baskijskiej ani katalońskiej, a mówienie w lokalnych językach groziło więzieniem. Ignorowanie etnicznych problemów zradykalizowało nastroje. W Katalonii lekarze ignorowali czasem pacjentów, którzy mówili tylko po hiszpańsku. Po upadku frankizmu kres krzywdom i niesprawiedliwościom miała położyć demokratyczna konstytucja z 1978 r. Według zasady "caf para todos" (kawa dla wszystkich), podzieliła ona Hiszpanię na 17 autonomicznych regionów, którym centralna administracja przekazywała coraz więcej kompetencji.
Późniejszy szybki rozwój Hiszpanii przypisuje się m.in. decentralizacji kraju. - Regiony, bliższe obywatelowi i wrażliwsze na jego potrzeby, wyzwoliły dynamizm społeczny - twierdzi madrycki socjolog Enrique Gil Calvo. Hiszpanie są dziś o 75 proc. bogatsi niż przed 30 laty. Bezrobocie spadło z ponad 22 proc. w połowie lat 90. do 9,3 proc. w październiku tego roku. Dynamiczny wzrost i międzynarodowy prestiż kraju były wypadkową rozwoju regionów, które przestrzegały zasady solidarnego dzielenia się majątkiem. W ten sposób bogata Katalonia znacznie więcej wpłacała, niż dostawała. Teraz chciałaby zatrzymywać rocznie 6 mld euro więcej niż dotychczas.
Według krytyków nowego statutu Katalonii, narusza on hiszpańską konstytucję co najmniej w 50 punktach. Rządowi w Madrycie może przysporzyć więcej kłopotów niż separatystyczne plany baskijskiej ETA, stwarzając niebezpieczny, bo "cywilizowany" precedens. Spośród 17 hiszpańskich regionów 11 chce większej autonomii. Nawet rządzona przez centroprawicę Walencja przyjęła nowy statut, który odwołuje się do "historycznej tożsamości narodowej" tego regionu.
Kłopoty z unią
Opowiadającym się za autonomią nie wystarcza już federalizacja Hiszpanii na wzór Niemiec. Były szef rządu w Barcelonie Jordi Pujol mówi, że przeżył szok, widząc, jak Malta i trzy republiki bałtyckie, mniejsze i biedniejsze od Katalonii, zajmują miejsce przy stole UE, podczas gdy jego region wciąż reprezentowany jest przez Hiszpanię. To właśnie UE przysparza ostatnio rozczarowań katalońskim politykom. Długo sądzili oni, że mają w Brukseli, głoszącej regionalizację i ograniczenie kompetencji państw narodowych, naturalnego sojusznika. Komisja Europejska boi się jednak pogłębienia chaosu negocjacyjnego i nowych roszczeń finansowych. Kłopoty wzrosły już po rozszerzeniu unii do 25 państw, strach pomyśleć, co się stanie, jeśli przybędą jeszcze niezależne regiony - mówi się w Brukseli.
Według niektórych polityków w Barcelonie, Katalonia będzie niepodległa za 15 lat. Mieszkańcy Barcelony, gdy pytać ich o prognozy, wskazują jednak na jedną z wizytówek katalońskiej stolicy - kościół Sagrada Familia, najbardziej ekscentryczną budowlę sakralną w Europie, której budowę rozpoczęto w 1882 r. i nigdy nie skończono. Nikt nie wie i nie chce wiedzieć, kiedy naprawdę skończą się prace nad tym cudem architektury, uchodzącym za symbol katalońskiego ducha. Don Kichot też by nie chciał.
W ostatnich miesiącach to jedno z najpiękniejszych europejskich miast kojarzy się raczej z zaprzeczeniem wszystkiego, co hiszpańskie. Tutejsza autonomiczna administracja przygotowała dla regionu projekt nowego statutu, który określa Katalończyków jako "naród" mający prawo do swobodnego decydowania o swojej przyszłości. Od początku listopada projekt jest przedmiotem dyskusji w Kortezach, hiszpańskim parlamencie, który w najbliższym roku ma podjąć decyzję o kształcie katalońskiej autonomii. W wersji proponowanej przez Barcelonę miałaby ona oznaczać nie tylko odrębność kulturalną, edukacyjną i językową, ale także własne sądownictwo, system bankowy i ubezpieczeń społecznych. Co najważniejsze, Katalonia przejęłaby kontrolę nad regionalnym systemem podatkowym, odprowadzając do kasy centralnej wynegocjowaną - znacznie mniejszą niż dotychczas - sumę. Projekt nowego statutu wspomina wprawdzie, że Katalonia pozostanie częścią "wielonarodowej i federalnej" Hiszpanii, ale większy nacisk kładzie na "historyczne prawa" tego "narodu" do decydowania o własnym losie.
Lokomotywa z problemami
Prawie siedmiomilionowa Katalonia - zajmująca 32 tys. km2 w północno-wschodniej części Półwyspu Iberyjskiego - jest najbogatszym regionem kraju i jedną z jego gospodarczych lokomotyw, wytwarzającą 18 proc. hiszpańskiego PKB. Tu mieszczą się zakłady SEAT, siedziby głównych banków, ośrodki przemysłu tekstylnego, chemicznego, elektronicznego i stoczniowego. Costa Brava i Barcelonę odwiedzają co roku miliony turystów. Po amputacji Katalonii Hiszpania przestanie być Hiszpanią - twierdzą przeciwnicy nowego statutu.
W hiszpańskich Kortezach socjalistyczny premier dokonuje politycznej akrobacji, by uczynić ten projekt strawniejszym dla parlamentarnej większości. Jose Luis Rodriguez Zapatero doszedł do władzy m.in. dzięki poparciu katalońskich nacjonalistów. Teraz proponuje Katalończykom, by zamiast "narodu" przyjęli formułę "jednostki narodowej" i powściągnęli ambicje skarbowe. Nie przekonuje to opozycji, która odrzuca nowy statut Katalonii. Według Mariano Rajoya, przywódcy konserwatywnej Partii Ludowej, Zapatero, ulegając szantażowi nacjonalistów, "niweczy jedność państwa". Nowy statut Katalonii grozi bałkanizacją Hiszpanii - ostrzega Rajoy, co znamienne, przy poparciu wielu socjalistów.
Z sondaży wynika, że większość mieszkańców regionu popiera nowy statut, ale nie chce secesji. Katalończycy, podobnie jak ogół Hiszpanów, przyzwyczaili się do regionalnej tożsamości kraju. Od chmurnej Galicii nad Atlantykiem po skąpaną w słońcu Andaluzję nad Morzem Śródziemnym Hiszpania była zawsze ziemią różnorodnych społeczeństw. Nie będąc ani państwem unitarnym, ani federalnym, wahała się między zapędami rygorystycznie centralistycznymi a tendencjami rozpadu. W zjednoczonym królestwie, powstałym po ostatecznym wyparciu Maurów z Półwyspu Iberyjskiego w 1492 r., Aragonia, Katalonia czy Kraj Basków zawsze utrzymywały odrębną tożsamość. Katalończycy, którzy za "złotą epokę" swego rozwoju uważają wiek XII i XIII, w XVII i XVIII stuleciu dwukrotnie walczyli o niepodległość, stopniowo poszerzając zakres autonomii.
Kawa dla wszystkich
W XX wieku Hiszpania przez kilkadziesiąt lat była oficjalnie "una, grande y libre" - jedna, wielka i wolna. Jedność po zwycięstwie w wojnie domowej w 1936 r. narzucił gen. Francisco Franco. Nie było wówczas kwestii baskijskiej ani katalońskiej, a mówienie w lokalnych językach groziło więzieniem. Ignorowanie etnicznych problemów zradykalizowało nastroje. W Katalonii lekarze ignorowali czasem pacjentów, którzy mówili tylko po hiszpańsku. Po upadku frankizmu kres krzywdom i niesprawiedliwościom miała położyć demokratyczna konstytucja z 1978 r. Według zasady "caf para todos" (kawa dla wszystkich), podzieliła ona Hiszpanię na 17 autonomicznych regionów, którym centralna administracja przekazywała coraz więcej kompetencji.
Późniejszy szybki rozwój Hiszpanii przypisuje się m.in. decentralizacji kraju. - Regiony, bliższe obywatelowi i wrażliwsze na jego potrzeby, wyzwoliły dynamizm społeczny - twierdzi madrycki socjolog Enrique Gil Calvo. Hiszpanie są dziś o 75 proc. bogatsi niż przed 30 laty. Bezrobocie spadło z ponad 22 proc. w połowie lat 90. do 9,3 proc. w październiku tego roku. Dynamiczny wzrost i międzynarodowy prestiż kraju były wypadkową rozwoju regionów, które przestrzegały zasady solidarnego dzielenia się majątkiem. W ten sposób bogata Katalonia znacznie więcej wpłacała, niż dostawała. Teraz chciałaby zatrzymywać rocznie 6 mld euro więcej niż dotychczas.
Według krytyków nowego statutu Katalonii, narusza on hiszpańską konstytucję co najmniej w 50 punktach. Rządowi w Madrycie może przysporzyć więcej kłopotów niż separatystyczne plany baskijskiej ETA, stwarzając niebezpieczny, bo "cywilizowany" precedens. Spośród 17 hiszpańskich regionów 11 chce większej autonomii. Nawet rządzona przez centroprawicę Walencja przyjęła nowy statut, który odwołuje się do "historycznej tożsamości narodowej" tego regionu.
Kłopoty z unią
Opowiadającym się za autonomią nie wystarcza już federalizacja Hiszpanii na wzór Niemiec. Były szef rządu w Barcelonie Jordi Pujol mówi, że przeżył szok, widząc, jak Malta i trzy republiki bałtyckie, mniejsze i biedniejsze od Katalonii, zajmują miejsce przy stole UE, podczas gdy jego region wciąż reprezentowany jest przez Hiszpanię. To właśnie UE przysparza ostatnio rozczarowań katalońskim politykom. Długo sądzili oni, że mają w Brukseli, głoszącej regionalizację i ograniczenie kompetencji państw narodowych, naturalnego sojusznika. Komisja Europejska boi się jednak pogłębienia chaosu negocjacyjnego i nowych roszczeń finansowych. Kłopoty wzrosły już po rozszerzeniu unii do 25 państw, strach pomyśleć, co się stanie, jeśli przybędą jeszcze niezależne regiony - mówi się w Brukseli.
Według niektórych polityków w Barcelonie, Katalonia będzie niepodległa za 15 lat. Mieszkańcy Barcelony, gdy pytać ich o prognozy, wskazują jednak na jedną z wizytówek katalońskiej stolicy - kościół Sagrada Familia, najbardziej ekscentryczną budowlę sakralną w Europie, której budowę rozpoczęto w 1882 r. i nigdy nie skończono. Nikt nie wie i nie chce wiedzieć, kiedy naprawdę skończą się prace nad tym cudem architektury, uchodzącym za symbol katalońskiego ducha. Don Kichot też by nie chciał.
Więcej możesz przeczytać w 50/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.