Klub "Wprost": Czy w Polsce powstanie system dwupartyjny? Ostatnie wybory zmieniły scenę polityczną. Z pytaniami o szanse utrwalenia się jej obecnego stanu zwróciliśmy się do gości Klubu "Wprost": socjologów Barbary Fedyszak-Radziejowskiej i Tomasza Żukowskiego oraz historyka i badacza idei Dariusza Gawina.
Silni biorą wszystko
Podział polskiej sceny politycznej między PiS i PO jest faktem. Potwierdzają to wyniki ostatnich sondaży, które dla PiS są znacząco wyższe niż w wyborach, a także nieco lepsze dla PO. Składa się na to tzw. renta zwycięzcy dla partii, która wygrała, a nie zdążyła się jeszcze narazić niepopularnymi działaniami. Decyduje o tym także - zdaniem Tomasza Żukowskiego - rozdzielenie się "republikańskich bliźniąt syjamskich", jakie w trakcie kampanii stanowiły PiS i PO, co spowodowało poszerzenie przez nie swojego elektoratu. Ten fakt sprawia, że do koalicji między tymi partiami nie dojdzie w dającej się przewidzieć przyszłości.
Główną przyczyną rozłamu między PO i PiS jest - według Tomasza Żukowskiego - skala ich sukcesu. Koalicja tych partii była projektowana w perspektywie istnienia silnego bieguna lewicowego. Gdy się okazało, że go nie ma, sojusznicy stali się rywalami. Oba ugrupowania zdają sobie sprawę, że pojawiła się możliwość, aby obecnemu stanowi rzeczy nadać trwały charakter. To z tego powodu te partie zaczynają ideowo się definiować w opozycji do siebie.
Obie zwycięskie partie będą usiłowały odebrać sobie wyborców przez negatywne stygmatyzowanie przeciwnika - uważa Barbara Fedyszak-Radziejowska. Metodę tę demonstruje dziś głównie PO, która usiłuje przejąć część wyborców PiS, przylepiając mu wizerunek "Leppera w moherowym berecie". W tych działaniach partia Tuska znajduje ogromne poparcie mediów, które niemal w całości stanęły po jej stronie. Fedyszak-Radziejowska sądzi jednak, że aby zapełnić całą polską scenę polityczną, PiS i PO musiałyby rozszerzyć swój elektorat: w wypadku partii Kaczyńskiego - na prawo, a w wypadku ugrupowania Tuska - na lewo. Przy tym nie mogłyby stracić swoich dotychczasowych wyborców. W tej konkurencji lepsze jest PiS, które w dużej mierze przejęło już elektorat LPR i PSL i ma szansę powtórzyć ten manewr wobec Samoobrony. Zdaniem Fedyszak-Radziejowskiej, Samoobrona nie istnieje, lecz jest jedynie parlamentarną armią Leppera. Jego rolniczy wyborcy, których przejął od PSL i częściowo od SLD, są stosunkowo łatwi do zawojowania przez silną partię, która w Brukseli będzie walczyła o ich interesy. A tego nie potrafią nawet najbardziej radykalni liderzy bez odpowiedniej siły parlamentarnej.
Dwa konserwatyzmy
Podział kreowany dziś przez wspomaganą przez media PO - na modernizatorów i ich przeciwników - utrudnia zrozumienie polskiej rzeczywistości - uważa Dariusz Gawin. Wpisuje się on w narzucony w Polsce przez lewicę podział na modernizacyjną lewicę i antymodernizacyjną prawicę, na postęp i reakcję. W rzeczywistości mieliśmy i mamy do czynienia z dwoma projektami modernizacyjnymi. PiS reprezentuje projekt prawicowo-konserwatywny, a PO - liberalno-konserwatywny. Z tym że ten drugi ma charakter wewnętrznej narodowej kolonizacji. Cała Polska ma się upodobnić do wielkich miast. Rzecznicy tego projektu posługują się strategią wykluczenia: każdy, kto nie spełni jego wymogów, ma zostać wykluczony poza nawias współczesnego społeczeństwa - jak owe kobiety w moherowych beretach. Ta strategia, osadzona w polskiej lewicowej tradycji, wynika w dużej mierze z kompleksów polskiej inteligencji, która nowoczesność mierzyła sposobem upodobnienia do zachodnioeuropejskich wzorców. Tymczasem - zdaniem Gawina - modernizacja w Polsce ze względu na jej historię i tradycję może przebiegać podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie również dobrze urządzeni obywatele nie chcą się podporządkowywać liberalnej kulturze i jej stereotypom. Potrafią być patriotyczni, religijni i tradycjonalistyczni.
Choć każdy rząd jest rozliczany ze stanu gospodarki, to wyobrażenie, że scena polityczna będzie się dzieliła wedle osi sporu o podatki, jest błędne. Obywatele potrzebują symbolicznych projektów. Paradoksalnie, główną osią konfliktu stał się w Polsce - od interwencji policji podczas tzw. marszu równości w Poznaniu - liberalizm obyczajowy. W rzeczywistości nie jest to podstawowa linia podziału między PiS i PO. To lewicowe ośrodki opiniotwórcze usiłują wokół niej budować polską scenę polityczną.
Przyspieszone wybory
Spora część mediów i lewicujących ośrodków opiniotwórczych daje do zrozumienia, że kończy się doraźna koalicja między nimi a PO - jest przekonany Tomasz Żukowski. Zaczynają one stawiać na odbudowę lewicowego bieguna pod przywództwem Aleksandra Kwaśniewskiego. Tymczasem po wyborach - według Żukowskiego - w Polsce powstał układ dwubiegunowy, którego oba człony stanowią partie modernizacyjne o republikańskim charakterze, czyli akcentujące prymat dobra wspólnego. Po zdobyciu władzy PiS rozszerzyło swój elektorat na środowiska antymodernizacyjne, które jednak nie mają wpływu na kierunek tej partii. To oznacza początek budowy wielkiej partii konserwatywno-ludowej, wymarzonego projektu braci Kaczyńskich z początku lat 90. Z kolei liderzy platformy po pozyskaniu w kampanii sporej części elektoratu SLD i PD starają się trwale zająć drugi biegun sceny politycznej. Podobnie jak środowiska budujące przed piętnastu laty Unię Demokratyczną zakładają przy tym - uważa Żukowski - że osłabiony obóz lewicy jest skazany na popieranie ich jako jedynej realnej opozycji dla zwycięskiego bloku konserwatywno-ludowego. Z tego powodu PO liczy na trwałe poparcie liberalnych mediów. Te szacunki mogą się jednak okazać złudne, jak okazały się złudne dla poprzedników PO. Już za rok politycznych biegunów może być więcej.
Najlepszym rozwiązaniem pozwalającym zachować obecny dwubiegunowy podział, który - zdaniem Żukowskiego - może być korzystny dla naszego kraju, są przyspieszone wybory. Istotne byłoby więc porozumienie PiS i PO na rzecz zmiany ordynacji wyborczej na taką, która sprzyjałaby wyłanianiu trwałej, stabilnej większości i odpowiedzialnej opozycji. Przyspieszone wybory parlamentarne mogą zapewnić nie tylko zasadniczą dominację obu partii w przyszłym parlamencie, ale także budowę stabilnego dwubiegunowego systemu - takiego, jaki ma na przykład Irlandia, gdzie największą rolę odgrywają dwie partie republikańskie. Biorąc pod uwagę kryzys postkomunizmu, nasze historyczne tradycje oraz nową, sprzyjającą dwubiegunowości logikę "zmediatyzowanej" debaty publicznej, taki układ ma dziś spore szanse utrwalić także w Polsce. Aby osiągnąć ten stan, PiS oraz PO musiałyby jednak się porozumieć co do fundamentalnych republikańskich zasad, określając równocześnie pola sporu i niezgody.
Podział polskiej sceny politycznej między PiS i PO jest faktem. Potwierdzają to wyniki ostatnich sondaży, które dla PiS są znacząco wyższe niż w wyborach, a także nieco lepsze dla PO. Składa się na to tzw. renta zwycięzcy dla partii, która wygrała, a nie zdążyła się jeszcze narazić niepopularnymi działaniami. Decyduje o tym także - zdaniem Tomasza Żukowskiego - rozdzielenie się "republikańskich bliźniąt syjamskich", jakie w trakcie kampanii stanowiły PiS i PO, co spowodowało poszerzenie przez nie swojego elektoratu. Ten fakt sprawia, że do koalicji między tymi partiami nie dojdzie w dającej się przewidzieć przyszłości.
Główną przyczyną rozłamu między PO i PiS jest - według Tomasza Żukowskiego - skala ich sukcesu. Koalicja tych partii była projektowana w perspektywie istnienia silnego bieguna lewicowego. Gdy się okazało, że go nie ma, sojusznicy stali się rywalami. Oba ugrupowania zdają sobie sprawę, że pojawiła się możliwość, aby obecnemu stanowi rzeczy nadać trwały charakter. To z tego powodu te partie zaczynają ideowo się definiować w opozycji do siebie.
Obie zwycięskie partie będą usiłowały odebrać sobie wyborców przez negatywne stygmatyzowanie przeciwnika - uważa Barbara Fedyszak-Radziejowska. Metodę tę demonstruje dziś głównie PO, która usiłuje przejąć część wyborców PiS, przylepiając mu wizerunek "Leppera w moherowym berecie". W tych działaniach partia Tuska znajduje ogromne poparcie mediów, które niemal w całości stanęły po jej stronie. Fedyszak-Radziejowska sądzi jednak, że aby zapełnić całą polską scenę polityczną, PiS i PO musiałyby rozszerzyć swój elektorat: w wypadku partii Kaczyńskiego - na prawo, a w wypadku ugrupowania Tuska - na lewo. Przy tym nie mogłyby stracić swoich dotychczasowych wyborców. W tej konkurencji lepsze jest PiS, które w dużej mierze przejęło już elektorat LPR i PSL i ma szansę powtórzyć ten manewr wobec Samoobrony. Zdaniem Fedyszak-Radziejowskiej, Samoobrona nie istnieje, lecz jest jedynie parlamentarną armią Leppera. Jego rolniczy wyborcy, których przejął od PSL i częściowo od SLD, są stosunkowo łatwi do zawojowania przez silną partię, która w Brukseli będzie walczyła o ich interesy. A tego nie potrafią nawet najbardziej radykalni liderzy bez odpowiedniej siły parlamentarnej.
Dwa konserwatyzmy
Podział kreowany dziś przez wspomaganą przez media PO - na modernizatorów i ich przeciwników - utrudnia zrozumienie polskiej rzeczywistości - uważa Dariusz Gawin. Wpisuje się on w narzucony w Polsce przez lewicę podział na modernizacyjną lewicę i antymodernizacyjną prawicę, na postęp i reakcję. W rzeczywistości mieliśmy i mamy do czynienia z dwoma projektami modernizacyjnymi. PiS reprezentuje projekt prawicowo-konserwatywny, a PO - liberalno-konserwatywny. Z tym że ten drugi ma charakter wewnętrznej narodowej kolonizacji. Cała Polska ma się upodobnić do wielkich miast. Rzecznicy tego projektu posługują się strategią wykluczenia: każdy, kto nie spełni jego wymogów, ma zostać wykluczony poza nawias współczesnego społeczeństwa - jak owe kobiety w moherowych beretach. Ta strategia, osadzona w polskiej lewicowej tradycji, wynika w dużej mierze z kompleksów polskiej inteligencji, która nowoczesność mierzyła sposobem upodobnienia do zachodnioeuropejskich wzorców. Tymczasem - zdaniem Gawina - modernizacja w Polsce ze względu na jej historię i tradycję może przebiegać podobnie jak w Stanach Zjednoczonych, gdzie również dobrze urządzeni obywatele nie chcą się podporządkowywać liberalnej kulturze i jej stereotypom. Potrafią być patriotyczni, religijni i tradycjonalistyczni.
Choć każdy rząd jest rozliczany ze stanu gospodarki, to wyobrażenie, że scena polityczna będzie się dzieliła wedle osi sporu o podatki, jest błędne. Obywatele potrzebują symbolicznych projektów. Paradoksalnie, główną osią konfliktu stał się w Polsce - od interwencji policji podczas tzw. marszu równości w Poznaniu - liberalizm obyczajowy. W rzeczywistości nie jest to podstawowa linia podziału między PiS i PO. To lewicowe ośrodki opiniotwórcze usiłują wokół niej budować polską scenę polityczną.
Przyspieszone wybory
Spora część mediów i lewicujących ośrodków opiniotwórczych daje do zrozumienia, że kończy się doraźna koalicja między nimi a PO - jest przekonany Tomasz Żukowski. Zaczynają one stawiać na odbudowę lewicowego bieguna pod przywództwem Aleksandra Kwaśniewskiego. Tymczasem po wyborach - według Żukowskiego - w Polsce powstał układ dwubiegunowy, którego oba człony stanowią partie modernizacyjne o republikańskim charakterze, czyli akcentujące prymat dobra wspólnego. Po zdobyciu władzy PiS rozszerzyło swój elektorat na środowiska antymodernizacyjne, które jednak nie mają wpływu na kierunek tej partii. To oznacza początek budowy wielkiej partii konserwatywno-ludowej, wymarzonego projektu braci Kaczyńskich z początku lat 90. Z kolei liderzy platformy po pozyskaniu w kampanii sporej części elektoratu SLD i PD starają się trwale zająć drugi biegun sceny politycznej. Podobnie jak środowiska budujące przed piętnastu laty Unię Demokratyczną zakładają przy tym - uważa Żukowski - że osłabiony obóz lewicy jest skazany na popieranie ich jako jedynej realnej opozycji dla zwycięskiego bloku konserwatywno-ludowego. Z tego powodu PO liczy na trwałe poparcie liberalnych mediów. Te szacunki mogą się jednak okazać złudne, jak okazały się złudne dla poprzedników PO. Już za rok politycznych biegunów może być więcej.
Najlepszym rozwiązaniem pozwalającym zachować obecny dwubiegunowy podział, który - zdaniem Żukowskiego - może być korzystny dla naszego kraju, są przyspieszone wybory. Istotne byłoby więc porozumienie PiS i PO na rzecz zmiany ordynacji wyborczej na taką, która sprzyjałaby wyłanianiu trwałej, stabilnej większości i odpowiedzialnej opozycji. Przyspieszone wybory parlamentarne mogą zapewnić nie tylko zasadniczą dominację obu partii w przyszłym parlamencie, ale także budowę stabilnego dwubiegunowego systemu - takiego, jaki ma na przykład Irlandia, gdzie największą rolę odgrywają dwie partie republikańskie. Biorąc pod uwagę kryzys postkomunizmu, nasze historyczne tradycje oraz nową, sprzyjającą dwubiegunowości logikę "zmediatyzowanej" debaty publicznej, taki układ ma dziś spore szanse utrwalić także w Polsce. Aby osiągnąć ten stan, PiS oraz PO musiałyby jednak się porozumieć co do fundamentalnych republikańskich zasad, określając równocześnie pola sporu i niezgody.
Tomasz Żukowski: Rozwiązaniem pozwalającym zachować korzystny dwubiegunowy podział sceny politycznej są przyspieszone wybory Dariusz Gawin: Podział kreowany dziś przez PO i wspomagające ją media - na modernizatorów i ich przeciwników - utrudnia zrozumienie polskiej rzeczywistości Barbara Fedyszak-Radziejowska: Aby zapełnić całą polską scenę polityczną, PiS i PO musiałyby rozszerzyć swój elektorat: w wypadku partii Kaczyńskiego - na prawo, a w wypadku ugrupowania Tuska - na lewo |
Więcej możesz przeczytać w 50/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.