Jakub Mielnik, "Wprost": Co jest największym zagrożeniem dla bezpieczeństwa Polski?
Ivan Krastev: Erozja międzynarodowego porządku. On rozpada się w różnych miejscach. Ameryka, z którą Polska zawsze była związana, odwraca się od Europy w kierunku Chin i przestaje opakowywać swoje sojusze w wartości, którymi Europa zawsze karmiła swoją skłonność do nadmiernego moralizowania. Jednym z głównych sojuszników USA w Azji staje się Wietnam, który z demokracją nie ma nic wspólnego. Jednocześnie na Bliskim Wschodzie trwa rozpad porządku ustalonego 100 lat temu na mocy umowy Sykes-Picot. To może się skończyć całkowitym przerysowaniem dotychczasowych granic.
Ale co to ma wspólnego z Polską?
Rozpad Bliskiego Wschodu w dotychczasowym kształcie generuje fale migracyjne. To jest problem, który częściowo określa polską politykę zagraniczną. Jesteśmy powiązani z Bliskim Wschodem bardziej, niż nam się wydaje.
Grozi nam także rozpad Europy?
Przyzwyczailiśmy się myśleć, że Europa to nudne miejsce, w którym liczy się tylko Unia Europejska. Tymczasem w ciągu ostatnich 25 lat w Europie realizowane były tak naprawdę cztery różne projekty. Mieliśmy ekspansję UE, mieliśmy próbę znalezienia przez Rosję nowej tożsamości po upadku imperium sowieckiego, mieliśmy też pojawienie się zupełnie nowych państw, no i obserwowaliśmy wzrost znaczenia Turcji. Teraz wszystkie te cztery projekty znajdują się w głębokim kryzysie. Unia z fazy integracji przeszła w fazę dezintegracji i jest bardziej zajęta walką o przetrwanie niż ekspansją. Turcja z szanowanego kraju, mającego świetne kontakty z sąsiadami, zmieniła się w państwo uwikłane w konflikty, które grożą jej integralności terytorialnej. A to jest także poważny problem dla bezpieczeństwa UE. Szczelność naszych granic zależy od maleńkiej Macedonii, ale to kraj, który ledwo utrzymuje się na powierzchni. To jest problem wielu innych państw, powstałych na gruzach ZSRR i Jugosławii, które dotąd nie wytworzyły nic poza nazwą i granicami. Przecież Ukraina ciągle próbuje dogonić wskaźniki PKB z roku 1989.
A Rosja?
Rosjanie niestety nie odnaleźli narodowej tożsamości dla swojego państwa, bo nigdy go nie mieli. To było zawsze wyłącznie imperium. Oni sobie z jego utratą nie poradzili, dlatego zrobili się agresywni. To zachowanie potwierdza podejrzenia o dogorywaniu kraju, który poniósł porażkę w reformowaniu swojej gospodarki i systemu politycznego. I nie mam wcale na myśli braku demokracji w Rosji. Tu chodzi o elementarny poziom ogólnej sprawności instytucji państwa. Rosja nie ma instytucji, ma tylko silnego przywódcę, który jest jednocześnie jednym ze źródeł niepokojów w Europie.
Jeśli chodzi o Rosję, Polacy są w Europie uważani za paranoików przeczulonych na punkcie zagrożenia stamtąd płynącego. Czy nasze lęki są zasadne?
Możecie być paranoikami, ale to nie znaczy, że nie macie racji. Rosyjska polityka zagraniczna przestała być przewidywalna. Próbuje się mówić o jakiejś wielkiej rosyjskiej strategii, ale ja jej nie dostrzegam. Wiele ważnych decyzji, które rosyjski rząd podjął ostatnio, włączając w to inwazję na Krym i interwencję w Syrii, było przykładem zupełnej improwizacji. Mamy powody do obaw, szczególnie, jeśli sytuacja gospodarcza w Rosji się jeszcze bardziej pogorszy i Kreml zacznie szukać nowego konfliktu. On nie musi być wielki, bo osobiście nie wierzę, żeby Rosja wkroczyła do krajów bałtyckich i Polski. Rosjanie potrzebują niewielkiego konfliktu, nad którym ich reżim może panować. My w takiej sytuacji musimy zachowywać się dojrzale. Trzeba reagować na zagrożenie ze strony Rosji, ale jednocześnie nie przesadzać, bo rosyjski reżim czerpie swoją siłę także ze sposobu, w jaki reagujemy na jego działania.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.