W Wielkiej Brytanii, nie tylko wśród Polaków, ale też innych mniejszości narodowych, pojawia się niepewność dotycząca przyszłości na Wyspach. Rośnie też liczba incydentów, które tutaj określa się jako przestępstwa dyktowane nienawiścią na tle narodowościowym. One zawsze miały miejsce, ale był to margines w wielonarodowym społeczeństwie brytyjskim. Po referendum te małe grupki skrajnej prawicy poczuły się pewniej. Stąd obraźliwe dla Polaków napisy na siedzibie POSK w Londynie, ale także kartki wrzucane do skrzynek pocztowych, które w Anglii są w drzwiach, co oznacza, że ludzie znajdowali wulgarne namowy do wyjazdu wprost na podłogach swoich mieszkań i domów. Brexit zmiótł tę pokrywkę, pod którą po cichu gotowały się dotąd różne brytyjskie lęki. Z jednej strony pojawiła się niepewność jutra, a z drugiej mieliśmy do czynienia z fiaskiem występu angielskiej reprezentacji na Euro. To wbrew pozorom ważny czynnik. Z badań wynika, że trzykrotny wzrost poziomu przemocy domowej w Wielkiej Brytanii występuje przy dwóch okazjach: w okresie pomiędzy Bożym Narodzeniem a Nowym Rokiem i podczas ważnych wydarzeń piłkarskich. Z tego zrobiła się mieszanka wybuchowa, dlatego władze bardzo szybko zareagowały, bo tutaj tego typu przestępstwa są surowo ścigane. Głos zabrał premier Cameron, mieliśmy ostre reakcje polityków, radnych i szybką akcję policji. Także zwykli Brytyjczycy zasypali nas listami wyrażającymi oburzenie z powodu tego, co się stało, oraz przeprosinami. Szczerze mówiąc, liczyliśmy się z tym, że ataki na Polaków mogą się przydarzyć. Podczas kampanii referendalnej żadna ze stron nie zwróciła uwagi, że jedną z konsekwencji Brexitu może być daleko idący podział społeczeństwa oraz rosnąca niechęć do mniejszości etnicznych zakorzenionych tutaj od dawna. Polacy stanowią szczególnie łatwy cel, bo brytyjska prasa mówi o nas „niema i niewidoczna mniejszość”. Większość naszych rodaków ciągle nie posługuje się biegle językiem angielskim oraz mało się aktywizuje politycznie i społecznie. Widać to zwłaszcza w porównaniu z innymi nacjami, które są bardzo dobrze zorganizowane i mają realny wpływ polityczny – od poziomu radnych aż po parlament. My też mamy kilku radnych i członków parlamentu polskiego pochodzenia, ale w stosunku do liczebności Polonii brytyjskiej to o wiele za mało. Co więcej, Polacy starają się za wszelką cenę wtopić w brytyjskie społeczeństwo, wykorzystując tę przewagę, że w przeciwieństwie do np. imigrantów z Afryki czy Azji jest im znacznie łatwiej to zrobić. Efekty bywają dziwne, bo np. część z nas opowiadała się za Brexitem, mimo że stanowi on realne zagrożenie dla poziomu życia, statusu, a może nawet i bezpieczeństwa Polaków na Wyspach. Są też środowiska skrajne, które nawiązują współpracę z podobnymi sobie brytyjskimi ruchami, jak EDL lub Far Right, co jest o tyle absurdalne, że prawdopodobnie właśnie te marginalne kręgi stały za ostatnimi antypolskimi incydentami.
Autorka jest Polką z brytyjskim obywatelstwem, działaczką polonijną, powiernikiem Zjednoczenia Polskiego w Wielkiej Brytanii.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.