Czy to Rosja stoi za serią fatalnych wpadek i niepowodzeń Europy w ostatnich latach? Takie stwierdzenie zakrawa na wstęp do typowej teorii spiskowej i zapewne jest sporą przesadą. Nie można jednak wykluczyć, że za dwie, trzy dekady na jaw wyjdą dokumenty potwierdzające skoordynowaną i wcale nie fikcyjną akcję rosyjskich służb specjalnych. Choć zapewne samodzielnie nie wywołały one Brexitu i fali uchodźców do Europy ani nie doprowadziły do niesnasek wśród partnerów z Unii Europejskiej i NATO, to jednak silnie (i negatywnie) wpłynęły na nastroje społeczne Zachodu. Przede wszystkim skutecznie spotęgowały poczucie frustracji i niepewności poprzez przebiegłe rozsiewanie plotek i półprawd.
Front propagandy
Nie jest żadną tajemnicą, że Rosjanie oddziaływanie polityczne i propagandowe uznali (nie bez racji) za kolejny front nowoczesnej wojny hybrydowej. Wykorzystując dezorientację, a często też naiwność przeciwników, zdążyli w tej kampanii odnieść zauważalne sukcesy. Choć może to wydawać się zaskakujące, państwo o PKB tylko nieco wyższym niż Hiszpania (ale znacznie niższym niż Francja, o Niemczech nawet nie mówiąc) potrafi skutecznie trzymać w szachu cały Zachód – z jego mediami, strukturami politycznymi i obronnymi. To, że przeciwko ich krajom toczy się sterowana z Kremla wojna propagandowa, pierwsi zauważyli Litwini, Łotysze i Estończycy. Później alarm podnieśli napadnięci i regularnie oczerniani w oczach Zachodu Ukraińcy. To Litwini wpadli na trop petersburskiej „fabryki trolli” – ośrodka dezinformacji, który zatrudnia tysiące propagandzistów rozsiewających kłamstwa i półprawdy w sieciach społecznościowych, na forach internetowych i w komentarzach pod artykułami. Później, analizując legalnie działające rosyjskie kanały telewizyjne, doszli do niepokojących wniosków.
Jak się okazało – propagandowe przekazy identyfikowano nawet w popularnych serialach albo programach lifestyle’owych. W rezultacie Litwini już w 2009 r. powołali w swoim ministerstwie obrony komórkę ds. przeciwdziałania agresji propagandowej (StratCom). Na Zachodzie przez długi czas ignorowano istnienie rosyjskich kanałów informacyjnych, takich jak telewizja RT (Russia Today), wielojęzyczne radio i portale Sputnik czy wreszcie setki, jeśli nie tysiące, stron zalewających internet niekończącą się falą propagandy, sprytnie ukrywanej w zalewie mało istotnych lub politycznie obojętnych doniesień. Zaskakiwać musi skala tych działań – na niewielkich Węgrzech zidentyfikowano aż 80 stron informacyjnych redagowanych z Rosji. Ich rozpoznanie wymagało analizy ruchu internetowego i stylistyki, bowiem oficjalnie autorzy (często powiązani ze skrajną prawicą) odrzucają jakiekolwiek oskarżenia o korzystanie z moskiewskiego wsparcia.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.