Pierwszy kurz po referendum już opadł. Co się wyłania z tej chmury?
Niestety obraz ciągle nie jest wyraźny. Nie wiadomo, kto będzie premierem Wielkiej Brytanii, bo poszukiwania kandydatów na przywódcę torysów dopiero się zaczęły. Także opozycyjni laburzyści zajmują się sami sobą i szukają następcy Jeremy’ego Corbyna, obwiniając go o fiasko kampanii za pozostaniem w UE. Przede wszystkim jednak nie mamy ciągle jasnego sygnału ze strony pozostałych krajów członkowskich UE dotyczącego tego, co robić po referendum.
Sześć państw założycielskich Unii domaga się jak najszybszego wyjścia Wielkiej Brytanii ze Wspólnoty…
Spotkanie sześciu krajów założycieli bez pozostałych 21 państw to jest bardzo zły pomysł, bo tworzy linie podziału w i tak już podzielonej Europie. Nerwowość, z jaką liderzy Europy naciskają na realizację przez Wielką Brytanię artykułu 50. traktatu lizbońskiego, pokazuje, jak bezsilna jest Unia. Rząd brytyjski nie ma powodu, żeby się spieszyć, bo Cameron stracił władzę, a przede wszystkim mandat do prowadzenia takich negocjacji. Cameron nie podejmie ich teraz także dlatego, że wszystko, co by powiedział, byłoby wiążące dla przyszłego premiera, który będzie musiał przeprowadzić cały proces. Znacznie lepiej byłoby, gdyby kraje członkowskie wypracowały jakieś wspólne stanowisko i dały jasno do zrozumienia, że nie będą dążyć do negocjacji, dopóki brytyjski parlament nie przegłosuje zastosowania artykułu 50. Potrzebna jest jasna wizja, z którą można wyjść do zdezorientowanej opinii publicznej w całej Europie.
Ale z tym może być trudno. Czy europejska jedność, która przecież zawsze była w dużej mierze iluzoryczna, przepadła na zawsze?
Nic nie jest stracone na zawsze. Trzeba szukać porozumienia w sprawach, na które Unia ma wpływ. Wypychanie Wielkiej Brytanii z Unii na siłę nie ma sensu, bo po pierwsze zniechęca to do projektu europejskiego tych, którzy są jeszcze jego częścią, a po drugie nie jest to proces, nad którym Unia ma jakąś kontrolę. Nie ma przecież brytyjskiego rządu, z którym można by negocjować, i nie będzie go jeszcze przez kilka miesięcy. Unia musi zaakceptować wynik referendum i skupić się nad tym, jak pomóc uspokoić opinię publiczną w 27 krajach członkowskich. Poza Brexitem jest przecież w Europie wiele innych problemów. Wzywanie do szybkiej dezintegracji po prostu pogłębia podziały wewnątrz UE.
Brytyjczyków obarcza się obecnie winą za rozbijanie Europy, ale przecież Unia też nie jest bez winy. Mamy szansę na głębszą reformę Unii?
Rozumiem, dlaczego w Europie przywódcy są wściekli na Camerona. Rozpisywanie referendum w tak ważnej sprawie tylko po to, żeby utrzymać jedność w swojej partii, było bardzo lekkomyślne. Jednocześnie jednak mamy wiele problemów wewnątrz UE, które nie mają nic wspólnego z Wielką Brytanią. Jest kryzys wspólnej waluty, mamy kryzys migracyjny i rosyjską agresję na wschodzie Europy. To są problemy, które dzielą Unię na wschód i zachód, północ i południe, i Wielka Brytania nie jest przyczyną żadnego z nich.
A co ze wzrostem ksenofobii? Czy seria antypolskich wystąpień tuż po referendum to zapowiedź nowego nastawienia Brytyjczyków do imigrantów?
Mam nadzieję, że nie, chociaż rzeczywiście kampania referendalna obudziła pewne ekstremistyczne zachowania. Zawsze znajdują się jacyś ludzie na marginesie, którzy robią okropne rzeczy. One odzwierciedlają w części siły, które zostały uwolnione w czasie kampanii referendalnej. Mam jednak nadzieję, że wraz z ustabilizowaniem się sytuacji politycznej w Wielkiej Brytanii te zjawiska zostaną opanowane. Większość ludzi je potępia i jest nimi przerażona. Jesteśmy przecież bardzo zróżnicowanym etnicznie krajem. Dotychczas z badań wynikało, że Brytyjczycy byli znacznie mniej uprzedzeni na tle rasowym niż obywatele innych krajów UE. Zmiana tego stanu rzeczy w wieloetnicznym społeczeństwie byłaby bardzo niebezpieczna.
Co jeszcze obnażyło referendum?
Referendum pokazało podstawowy problem europejskiego projektu, czyli jego elitaryzm. To była mobilizacja społeczeństwa przeciwko kosmopolitycznym elitom, które widzą Unię wyłącznie jako projekt zwycięzców. W referendum odezwali się ci, którzy nie czuli się zwycięzcami, i okazałosię, że jest ich więcej. Nie jest też prawdą, że to, co się stało w Wielkiej Brytanii, było jakimś wyjątkowym wydarzeniem, wynikającym z wewnętrznej gry politycznej, jaką prowadził Cameron. To się może wydarzyć także w innych krajach.Poza brytyjskim mieliśmy lub będziemy jeszcze mieli w Europie 32 różne referenda. Nie wszystkie dotyczą oczywiście członkostwa w UE, ale to jest trend, który narasta i który może przyspieszać dezintegrację Europy. Z tego powodu pewna refleksja nad tym, co wydarzyło się w Wielkiej Brytanii i może wydarzyć się gdzie indziej, byłaby zdrowym zachowaniem.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.