Mieliśmy nadzieję, że po warszawskim szczycie NATO Sojusz wzmocni swoją wschodnią flankę bardziej niż symbolicznie. Czy jednak możemy poczuć się bezpieczniej z sojusznikami niezdecydowanymi i bojącymi się pohukiwań Putina?
To będzie najważniejsze wydarzenie od czasu wstąpienia Polski do NATO. Już samo to, że odbędzie się w mieście, które kiedyś dało nazwę Układowi Warszawskiemu, ma wagę symbolu. Ale czy faktycznie będzie to rewolucyjny szczyt dla samego NATO i przygotowań do możliwej konfrontacji z Rosją? Wszystko wskazuje na to, że osiągniemy pewną zmianę akcentów i niewielkie przegrupowanie sił, ale problem pozostanie z nami na długie lata. – Uczestniczyłem w 12 szczytach NATO i nie pamiętam, by przed którymś organizatorzy nie zapewniali, że ten właśnie będzie „historyczny” – mówi w rozmowie z „Wprost” Jerzy Maria Nowak, były wieloletni ambasador Polski przy NATO. – Za każdym razem kończyło się na stopniowych zmianach, bo Sojusz nie lubi gwałtownych zwrotów. Tak też zapewne będzie i tym razem. To, co usłyszymy na szczycie, zostało już ustalone, niespodzianek nie będzie. Dwa dni to za mało na istotne ustalenia. Chyba że zapadłaby decyzja o uproszczeniu procedury użycia sił zbrojnych, co jest piętą achillesową Sojuszu. Najbardziej zadowoleni powinni być Bałtowie, my też zyskamy na relokacji oddziałów NATO-wskich. Czy jednak Sojusz powróci do dawnej zasady funkcjonowania jako organizacja zbiorowej obrony, a nie zbiorowego bezpieczeństwa? Dla nas byłaby to optymalna decyzja, jednak gołym okiem widać, że nie wszyscy nasi europejscy partnerzy są na to gotowi.
Protokół sojuszniczych rozbieżności
Szczyt pod względem organizacyjnym zapowiada się imponująco. W Warszawie zjawią się przywódcy wszystkich liczących się państw Zachodu na czele z prezydentem Stanów Zjednoczonych Barackiem Obamą. Już zapowiedziało się 28 delegacji z państw członkowskich NATO oraz 26 z państw partnerskich. Będą też przedstawiciele Unii Europejskiej, Organizacji Narodów Zjednoczonych, Banku Światowego, Kwatery Głównej NATO. Tej rangi spotkania jeszcze w Polsce nie było. Polityczne otoczenie szczytu jest jednak nieporównanie bardziej złożone niż dwa lata temu, kiedy to planowano szczyt w Warszawie. Jesteśmy po decyzji o Brexicie, osłabiającym Unię i determinację do działania jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Na wschodzie Ukrainy wciąż trwa wojna – tylko w tym roku śmierć poniosło tam ponad 620 ukraińskich żołnierzy. Stany Zjednoczone stoją przed wyborami prezydenckimi, które może wygrać kandydat otwarcie mówiący o polityce izolacjonizmu i wręcz z uznaniem wypowiadający się o polityce Kremla. Na domiar złego przywódcy naszych najważniejszych sojuszników w Europie zdają się bardziej myśleć o porozumieniu z Putinem niż o odbudowie zdolności obronnych i demonstrowaniu zdecydowania w konfrontacji z agresywną polityką Rosji. Ciągle nie widać dostatecznej gotowości do zwiększania potencjału wojskowego dużej części państw członkowskich NATO. Niektóre – jak Węgry i Belgia – biją właśnie negatywne rekordy, wydając na armię wstydliwe 0,8 proc. PKB zamiast postulowanych od lat 2 proc. Zachód musiał zareagować na alarm Warszawy i państw bałtyckich w sprawie rosyjskiej agresji, ale ta reakcja jest powolna i bardzo ostrożna. Najlepiej pokazał to szczyt w Newport we wrześniu 2014 r., który wykazał niechęć do podejmowania trudnych decyzji i unikanie tematów, które mogłyby rozdrażnić Rosję. Lista tematów dwudniowego spotkania w Warszawie jest długa. Są na niej takie zagadnienia, jak redefinicja kolektywnej obronności, przyszłość strategii odstraszania, odpowiedź na wojnę hybrydową, ryzyka wynikające z masowej migracji, sytuacja na Ukrainie i stosunek do Rosji, działania antyterrorystyczne, rozszerzenie Sojuszu na kolejne państwa (głównie na Bałkanach). Niestety w żadnej z tych dziedzin nie zapowiada się na przełom. Podejmowane dotychczas działania okazywały się dla nas mało satysfakcjonujące. Wsparcie dla ochrony południowych granic Europy jest wciąż raczej symboliczne, zainteresowanie konfliktem na Ukrainie słabnie z miesiąca na miesiąc, podobnie jak nie widać adekwatnej odpowiedzi na intensywne rosyjskie zbrojenia i ciągłe prowokacje. Względnie słabe jest też zaangażowanie Sojuszu w zwalczanie zorganizowanego terroryzmu islamskiego. Zresztą nawet tam, gdzie państwa europejskie zdecydowały się na działanie (np. w Libii), ukończenie misji okazywało się niemożliwe bez wsparcia ze strony USA.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.