Każdego roku w Chinach kilkadziesiąt tysięcy dzieci znika bez śladu. Większość z nich nigdy już nie wróci do domu.
Biały dzień, zatłoczona ulica jednego z chińskich miast. Dziesięcioletni chłopiec spaceruje beztrosko, nagle zza rogu wyskakuje zamaskowany mężczyzna, zakrywa dziecku twarz gazą nasączoną chloroformem, chwyta je w ramiona i ucieka. Obserwująca zajście para jak gdyby nigdy nic idzie dalej. Ta sama scena, tym razem w parku. Starsza pani, odpoczywająca na ławce, śledzi całą akcję znudzonym wzrokiem i również nie reaguje. Przy kolejnym porwaniu, przed supermarketem, chłopiec nawet krzyczy, ale niewiele to daje. Nikt mu nie pomaga. Powyższy eksperyment społeczny przeprowadził i sfilmował niedawno 20-letni chiński youtuber, publikujący na kanale DapengPrank. Choć akcja porwania dziecka na oczach przechodniów była od początku do końca sfingowana, pokazała autentyczne reakcje ludzi. A właściwie ich brak. Nagranie wywołało burzę, nie tylko w Chinach, ale i na całym świecie, trafiło bowiem w samo sedno problemu, z jakim boryka się Państwo Środka. Każdego roku porywa się tu kilkadziesiąt tysięcy dzieci. Najczęściej trafiają do bogatych domów, których właściciele złożyli na czarnym rynku odpowiednie zamówienie. Te historie rzadko kończą się happy endem. Zaledwie jeden procent pociech wraca do swoich rodziców.
Więcej możesz przeczytać w 32/2016 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.