Jego notowania wzrastają z każdym kolejnym występem, ale nie cieszą go wywiady ani mrugające flesze. Popularność mierzy zaproszeniami od uznanych dyrygentów i dyrektorów renomowanych teatrów, a także pustymi stronami w kalendarzu. Brakuje mu tylko tych ostatnich. Upominają się o niego największe teatry i sale koncertowe. Zna od kulis mediolańską La Scalę, nowojorską Carnegie Hall i londyńską Covent Garden. Nigdy nie zapomni koncertu w Royal Albert Hall, w stolicy Wielkiej Brytanii, gdzie podczas BBC Proms (kultowe koncerty promenadowe muzyki klasycznej, zorganizowane po raz pierwszy w 1895 r.) zaśpiewał dla 6 tys. osób. W pamięci zapisał mu się też koncert w Los Angeles. – Byłem okropnie niewyspany – wspomina. – Dwa dni wcześniej przyleciałem z Londynu na koncert do Chapel Hill w Karolinie Północnej. Wieczorem miałem zaśpiewać mojego pierwszego Orfeusza w życiu. Na kilka minut przed koncertem dyrygent sir John Eliot Gardiner zobaczył, że nie wyglądam na wypoczętego, i żeby troszkę mnie ożywić, powiedział: „Krystianie, śpiewaj dobrze, bo dziś zdecyduję, kto będzie moim Orfeuszem w Nowym Jorku”. Byłem tym na tyle oszołomiony, że z samego koncertu nie pamiętam zbyt wiele. Ale musiało być nieźle, ponieważ kilka dni później stałem na scenie Carnegie Hall jako Orfeusz.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.