LUBIĘ PODRÓŻOWAĆ. WŁAŚCIWIE KAŻDY WYJAZD, LOT TO CZAS NA NADROBIENIE ZALEGŁOŚCI MUZYCZNYCH CZY KSIĄŻKOWYCH, które niekiedy są również podróżami w bardzo odległe czasy. Ktoś mógłby powiedzieć, że jestem monotematyczna, bo uwielbiam wszystko, co wiąże się z filmem. Najczęściej są to książki w języku angielskim. Teraz jestem zanurzona w historii mojej ukochanej Elizabeth Taylor – „A Private Life for Public Consumption”. Brytyjski socjolog Ellis Cashmore dokonał w niej wnikliwej analizy relacji między mediami a Taylor. Żyjąca w blasku fleszy aktorka czasem w mało umiejętny sposób z nimi pogrywała, nie dementując kolejnych domysłów snutych przez dziennikarzy. Raz była ofiarą samej siebie, a raz mediów. Robiła wszystko, by postrzegano ją jako Kleopatrę naszych czasów – mówiła o zamiłowaniu do horrendalnie drogiej biżuterii, była właścicielką 140-metrowego jachtu. W podróż do Leningradu w 1975 r. spakowała 1,5 t bagażu, zabrała ze sobą także świtę najbliższych współpracowników, m.in. fryzjerów. Od tamtych czasów w show-biznesie zmieniło się niewiele… Poza tym, że drugiej Elizabeth Taylor nie ma i nie będzie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.