Bartosz Czartoryski
Jeśli myślisz, że jesteś za stary na rock and rolla, to na pewno jesteś”, mówił zmarły w zeszłym roku Lemmy Kilmister z Motörhead. Ale jak tu grać dalej, skoro zespół dawno się rozpadł, a ze starymi kumplami więcej dzieli, niż łączy? Ostatnie miesiące przyniosły niespodziewane, aczkolwiek wyczekiwane całymi latami rockowe powroty. Axl Rose zmartwychwstał dwa razy. Ostatnie 15 lat na scenie spędził jako lider swoistego cover bandu, stając na czele zmieniającej się grupy muzyków, których werbował pod spraną już banderę Guns N’ Roses. Niby nagrał przez ten czas album, skądinąd całkiem przyzwoity, lecz przez jego nieustającą bufonadę wydane w 2008 r. „Chinese Democracy” stało się obiektem kpin. Muzycy z zespołu The Offspring pół żartem, pół serio ogłosili, że skoro Rose tak się grzebie, oni przejmują nazwę płyty, której nagranie niemiłosiernie się przeciągało. Rose zareagował ponoć w swoim stylu, czyli pobiegł do prawnika. Nie na darmo Guns N’ Roses zwano niegdyś najniebezpieczniejszym zespołem na świecie. Panowie słynęli z kłótni z każdym, kto się nawinął. Axl zantagonizował sporą część rockowego środowiska – ścinał się chociażby z Jonem Bon Jovim, Nirvaną i Mötley Crüe. Nie oszczędzał też kumpli z zespołu, o których powiedział niegdyś, że są ledwie muzykami do wynajęcia. Miarka się przebrała, kiedy w 1996 r. partie gitarowe na potrzeby filmu Neila Jordana „Wywiad z wampirem” nagrał Paul Tobias, czego Slash nie mógł Axlowi darować i rozkręcił niezłą karierę solową. Ale pięć lat temu przyznał, że jeśli Rose zadzwoni z przeprosinami, puści wszystko w niepamięć. Oczywiście Axl nie zadzwonił.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.