To, co wydarzyło się wokół ustaw dotyczących aborcji w ubiegłym tygodniu, było czymś nieprawdopodobnym. Okazało się, że niektóre partie polityczne zamierzają definiować swoją tożsamość właśnie przez stosunek do aborcji i przeczołgują posłów z własnych szeregów za posiadanie odmiennych poglądów. Niewiarygodne. Moim zdaniem na dodatek rozmijające się z nastrojami społecznymi. Mam bowiem wrażenie, że duży odsetek Polaków popiera obecnie obowiązujące regulacje, zwane kompromisem. Na dodatek wszystko to działo się w przededniu akcji Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, skupionej na pomocy niemowlakom. To dopiero zbitka. Przy okazji aborcyjnego zamieszania numer 1141 (1142?) tradycyjnie niestety doszło do manipulacji.
Mam na myśli wypowiedź jednej z posłanek, która stwierdziła publicznie, że zapisała się do „Nowoczesnej, a nie do średniowiecznej”. Rozumiem, że można mieć na temat aborcji rozmaite poglądy, jednak utrzymywanie, jakoby jej zwolennicy byli nowocześni, a przeciwnicy zacofani, uważam za absurdalne. Co tu ma do rzeczy nowoczesność? Swoją drogą to nie jestem wcale pewny, co wykazałaby analiza, jak podchodzono do przerywania ciąży w odległej przeszłości. Podobnie zresztą jestem wyczulony na twierdzenia, że przeciwko zabijaniu nienarodzonych dzieci opowiadają się wyłącznie zaprzysięgli katolicy, tak jakby całą sprawę trzeba było koniecznie wiązać z religią. W każdym razie nowoczesność (nie piję tu do nazwy partii!) raczej mało mi się kojarzy z jednoznacznym określaniem tożsamości ugrupowań politycznych przez stosunek do aborcji. Mam swoją idée fixe, zgodnie z którą nadciąga koniec uprawiania polityki oraz funkcjonowania partii politycznych w dotychczasowym kształcie, z czego między innymi biorą się obecne napięcia społeczne. Rozwój internetu w ogóle, a mediów społecznościowych w szczególności, ułatwia ludziom skupianie się wokół różnych idei, inicjatyw, pozwala uświadamiać sobie przynależność do różnych grup.
Dlatego coraz trudniej będzie partiom politycznym, czyli dużym, siłą rzeczy różnorodnym organizacjom, skupiać wyborców pod jednym dachem. Patrząc z tej perspektywy, skrajnym wyjściem jest strategia zero-jedynkowa, eliminacji ze swoich szeregów kogoś, kto nie podziela poglądu na dopuszczalność aborcji. Odbieram to jako próbę, aby „było tak, jak było”, skazaną wcześniej czy później na porażkę. Za to jako nowe otwarcie i zmianę odbieram ostatnie nominacje w rządzie. Nowych ministrów w gabinecie Mateusza Morawieckiego generalnie łączy umiarkowane albo wręcz znikome zaangażowanie w politykę. To nie są polityczne gwiazdy, lecz ludzie przywykli do mozolnej pracy na wysokich urzędniczych stanowiskach. Od dawna domagam się i wyczekuję takich ministrów, posłów, którzy okażą się niewidoczni, nie będą toczyć niekończących się kłótni w mediach, tylko zajmą się robotą. To przyszłość nowoczesnego państwa – sprawni urzędnicy, nie politycy. A byłoby miło, gdyby Polska takim nowoczesnym państwem w coraz większym stopniu się stawała. Z tym że nowych ministrów ostatecznie dopiero poznamy po owocach. Czy Polska stanie się nowocześnie zarządzanym państwem, czas pokaże. g
Od dawna wyczekuję takich ministrów, posłów, którzy okażą się niewidoczni, nie będą toczyć kłótni w mediach, tylko zajmą się robotą
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.