30 -letni Roman mieszka w Zamościu od urodzenia. Zna tu każdą ulicę, prawie każdy dom. Studiował na jednej z zamojskich uczelni wyższych, tu znalazł pracę w firmie kurierskiej. Rodziny jeszcze nie założył, choć planuje – na razie zajmuje jeden pokój w domu rodziców na przedmieściach. Jeszcze kilka miesięcy temu każdą wolną chwilę spędzał z dziewczyną lub na siłowni. Od października zeszłego roku przynajmniej jeden weekend w miesiącu poświęca na szkolenie dla terytorialsów, czyli żołnierzy Obrony Terytorialnej, do której przystał w lipcu 2017 r. Zgłosił się, bo spodobał mu się lokalny charakter tej organizacji i warunki finansowe – trochę ponad 500 zł brutto miesięcznie za gotowość bojową. W Zamościu to sporo, za 700 zł można tu wynająć kawalerkę. W ramach gotowości każdego miesiąca musi pojawić się na weekendowym szkoleniu. Raz w roku na dwutygodniowym letnim poligonie. W sumie rocznie to ok. 30 dni przygotowań do służby. Romanowi to bardzo pasuje, bo – jak mówi – nie dość, że człowiek sobie za darmo postrzela, czegoś nowego się nauczy, to jeszcze dostanie za to pieniądze. Same plusy. Wcześniej jednak, aby dołączyć do Wojsk Obrony Terytorialnej, musiał przejść rozmowę kwalifikacyjną w lokalnym oddziale WKU i napisać testy sprawdzające wiedzę obywatelską. Pytania dotyczyły m.in. najnowszej historii Polski i bieżących wydarzeń w kraju i za granicą. Kolejnym etapem były testy psychologiczne. Ich zaliczenie pozwala na udział w 16-dniowym szkoleniu przygotowawczym, w trakcie którego strzela się z ostrej amunicji. Przechodzi je każdy rekrut OT, bo najlepiej weryfikuje, kto się nadaje na terytorialsa, a kto nie. W październikowym szkoleniu w zamojskich koszarach razem z Romanem wzięło udział blisko 230 osób, w tym ok. 30 kobiet. Przyjechali z najróżniejszych zakątków województwa lubelskiego: Białej Podlaskiej, Radzynia, Chełma, Lublina, Świdnika. Wśród nich: rolnicy, urzędnicy, celnicy, lekarze pogotowia, bezrobotni. Do przysięgi żołnierskiej dotrwała dwusetka – reszta nie wytrzymała psychicznie lub fizycznie. – Początkowo myślałem, że jak przyszli ludzie z cywila, to dowódcy będą ich inaczej traktować, bardziej na luzie. Nic z tych rzeczy. Na szkoleniu dali nam mocno w kość. Bywało naprawdę ciężko – bieganie w gorące dni z 30-kilogramowym plecakiem, dyscyplina, żadnych taryf ulgowych. A gdy ktoś czegoś nie robił, dostawał karne pompki – wspomina Roman.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.