Pułkownik Edward House lubił kolekcjonować znajomości. W jego przypadku pułkownik był tytułem honorowym, nadawanym na południu USA ludziom cieszącym się powszechnym szacunkiem. A House, którego ojciec dorobił się na przemycie w czasie wojny secesyjnej, szacunek miał duży. Szczycił się zresztą, że zna każdego, kto liczy się w amerykańskiej polityce. W 1911 r. do grona swoich najbliższych przyjaciół dodał gubernatora New Jersey Woodrowa Wilsona i wykorzystał swoje talenty, żeby zrobić z niego prezydenta USA, a siebie mianować zaufanym doradcą Białego Domu.
W 1915 r. w bezcennej kolekcji znajomości House’a pojawił się prawdziwy klejnot. Był nim Ignacy Paderewski, pianista, otoczony w Ameryce kultem porównywalnym ze sławą, jaką cieszą się współczesne gwiazdy pop. Polak wziął Amerykę szturmem już pod koniec XIX w., gdy przyjechał za ocean jako godny następca samego Fryderyka Chopina. Ciągnęła się za nim też sława pożeracza serc kobiet z wyższych sfer, z których wiele, jak choćby słynna aktorka Helena Modrzejewska, pomagało mu w karierze. Za oceanem sale koncertowe też zapełniały głównie rozentuzjazmowane kobiety gotowe wdzierać się po recitalu na scenę, byle tylko dotknąć zniewalającej rudej czupryny artysty. „Paderewski stał się najbardziej lukratywnym artystą w świecie rozrywki” – pisał w 1892 r. „New York Daily Tribune”.
Polak po USA podróżował w prywatnej salonce, z wydzieloną sypialnią, jadalnią, pokojem do ćwiczeń i przedziałami dla sekretarza, lokaja i osobistego kucharza. U progu XX w. Paderewski był bogaczem, który chętnie użyczał swoich pieniędzy na patriotyczne cele. Politycznie sprzyjał Narodowej Demokracji i przyjaźnił się z przywódcą endecji Romanem Dmowskim, uważając go za najwybitniejszego wtedy polskiego polityka. Nie podobało się to wielu rabinom w Ameryce, którzy potępiali występy endeckiego pianisty, ale jego sławie i reputacji w Stanach kompletnie to nie zaszkodziło. Dlatego gdy wybuchła I wojna światowa, mistrz ruszył znów do Ameryki, żeby wykorzystać sławę w patriotycznych celach.
Bachanalia endeka
Dla pułkownika Edwarda House’a Ignacy Paderewski był kimś więcej niż tylko gwiazdą, którą warto było poznać. Polski pianista jako członek honorowy kalifornijskiego Bohemian Club miał znakomite rekomendacje towarzyskie. To ekskluzywne zgromadzenie wpływowych mężczyzn ze świata sztuki, biznesu i polityki, którego członkowie dwa razy do roku upijają się w lasach na północ od San Francisco do dziś uchodzi za klub współdecydujący o losach Ameryki. Do Bohemian Club Paderewskiego wprowadził sir Henry Heymann, wybitny kalifornijski skrzypek, za którego radą pianista zaczął skupować potężne ilości ziemi w Kalifornii. Założył na nich działającą do dziś winnicę, która odniosła duży sukces. Prasa kalifornijska pisała nawet, że wina Paderewskiego są bardziej pożądane niż jego muzyka.
Okazało się jednak, że gdy wybuchła I wojna światowa,polski pianista zaczął być pożądany także z politycznych powodów. Prezydent Wilson trzymał początkowo USA z daleka od wojny w Europie. Amerykanie zarabiali zresztą świetnie na interesach po obu stronach linii frontu. Jednak gdy niemiecka blokada morska Europy zaczęła zagrażać lukratywnym biznesom, Wilson zmienił zdanie. Decyzja o przystąpieniu do wojny po stronie Wielkiej Brytanii i Francji została bardzo źle przyjęta, bo w USA silne były sympatie proniemieckie podsycane przez wpływowych Amerykanów niemieckiego pochodzenia. Za to Polonia amerykańska chętnie poparła wojnę z zaborcami. Duża w tym zasługa Paderewskiego, który od 1915 r. koncertował w USA, agitując przy każdej okazji za niepodległością Polski, nie tylko zresztą wśród Polonii.
Od 1917 r. pianista był też członkiem powołanego w Lozannie przez Romana Dmowskiego Komitetu Narodowego Polskiego. Zdominowany przez endecję komitet chciał odrodzenia Polski w oparciu o demokracje zachodnioeuropejskie i został przez państwa ententy uznany za jedyną reprezentację narodu polskiego. Paderewski został jego nieformalnym szefem dyplomacji i zręcznie wykorzystał popularność, jaką cieszył się za oceanem. Za jego sprawą Amerykanie polskiego pochodzenia ochoczo odpowiedzieli na ogłoszoną przez Wilsona mobilizację. Do jednostek US Army wysyłanych na front francuski zaciągnęło się ponad 100 tys. Polaków.
Pianista odegrał też ważną rolę w stworzeniu we Francji armii gen. Józefa Hallera. Miała ona w sojuszu z Francją i Wielką Brytanią walczyć z Niemcami o niepodległość Polski. Jej trzon stanowiło 20 tys. amerykańskich ochotników, którzy nie mogli zaciągnąć się do armii amerykańskiej z powodu prawa zakazującego werbunku imigrantów pochodzących z krajów, z którymi Ameryka jest w stanie wojny. Paderewski uzyskał zgodę Białego Domu na ich przeszkolenie i wysłanie do Francji. Dla sprawy polskiej powstanie tej armii miało być może większe znaczenie niż idealizowane potem legiony Piłsudskiego. Była to wówczas jedyna polska formacja sprzymierzona z ententą.
Piłsudski stawiał na państwa centralne, których klęska, z chwilą przystąpienia Ameryki do wojny, była w zasadzie przesądzona. Zachód nie miał więc powodów do wspierania Polaków służących formalnie w austriackiej armii. Do tego dochodziły różnice ideologiczne, które stały się szczególnie istotne po wybuchu rewolucji w Rosji. Piłsudski był socjalistą z mocno rewolucyjną, czy nawet terrorystyczną, przeszłością. Tymczasem endecja, dziś odsądzana od czci i wiary jako partia skrajnie prawicowa, 100 lat temu nie różniła się zbytnio od innych konserwatywnych ugrupowań działających w zachodnich demokracjach. I to endekom w dużej mierze zawdzięczamy kształt zachodnich granic odrodzonego państwa.
Koncert w Wersalu
Ogłoszone 100 lat temu orędzie prezydenta Wilsona, którego 13. punkt mówił o konieczności stworzenia niepodległej Polski, było wielkim dyplomatycznym sukcesem Paderewskiego i Komitetu Narodowego Polskiego. O jej umieszczenie w wystąpieniu Wilsona Paderewski zadbał przez nieocenionego płk. House’a, stojącego wówczas na czele zespołu prezydenckich doradców opracowujących projekt porozumienia pokojowego. Jednak nawet wtedy nic nie było przesądzone. Francuzi i Brytyjczycy byli gotowi przystać na stworzenie Polski na ziemiach zaboru rosyjskiego, byle stworzyć bufor między Europą a bolszewikami, którzy przejęli władzę w Rosji. Problem zaboru austriackiego sam się rozwiązał, bo monarchia habsburska i tak zapadała się pod własnym ciężarem. Jednak odebranie Niemcom Wielkopolski, Pomorza Gdańskiego czy Śląska jeszcze nie mieściło się w głowach.
Na szczęście los Wielkopolski rozstrzygnął się kilka dni po przyjeździe Paderewskiego do Poznania, gdy wybuch zwycięskiego powstania wyzwolił tę część Polski spod niemieckiego panowania. Jednak w sprawie Pomorza i Śląska toczyły się długie targi. Zasługą Paderewskiego i Komitetu Narodowego Polskiego Dmowskiego było to, że na konferencji wersalskiej Polska znalazła się po stronie zwycięzców. Piłsudczycy, uznawani za część austriackich sił zbrojnych, nie mieliby na to szans, bo przecież swój własny bój o Polskę zaczęli od kampanii przeciwko Rosji, która była częścią ententy. Na poparcie polskich pretensji terytorialnych Paderewski i Dmowski mieli też w Wersalu żelazny argument w postaci armii Hallera będącej częścią sił sojuszniczych. To m.in. zadecydowało o uzyskaniu Pomorza, niestety bez Gdańska, i plebiscycie na Śląsku, który potrzebował trzech powstań, żeby stać się częścią Polski. Wygląda więc na to, że uwielbiany przez kobiety gwiazdor był w stanie zrobić dla Polski tyle samo, a może i więcej niż niejeden krzepki komendant, nawet z szablą i na koniu.
Czytaj też:
Sporny Dzień Niepodległości
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.