W ubiegłym tygodniu relacje Polski z najważniejszym strategicznym partnerem znalazły się na bardzo poważnym zakręcie. Tak przynajmniej można było wnosić z całej serii publikacji wieszczących amerykańskie sankcje dyplomatyczne wobec polskich przywódców. Miał to być efekt sprzeciwu Waszyngtonu wobec krytykowanej w Izraelu ustawy o IPN. Dementi Departamentu Stanu USA w tej sprawie pojawiło się, zanim sprzyjające opozycji polskie gazety forsujące ten temat znalazły się w kioskach. To, że żył on swoim życiem przez kolejne dni, pokazuje, jak niewielka jest w Polsce znajomość metod stosowanych przez USA w kontaktach z sojusznikami. A wystarczyłoby prześledzić choćby relacje amerykańskie z Turcją.
Jej władze od miesięcy są w otwartym sporze ze Stanami, a mimo to nikomu w Białym Domu nie przychodzi do głowy wprowadzać żadnych sankcji. Nie oznacza to oczywiście, że Waszyngton lekceważy spór na linii Warszawa-Tel Awiw. Sprawa nowelizacji ustawy o IPN jest faktyczną przyczyną ochłodzenia relacji polskiego rządu z Amerykanami. Wyczuwalnego ostatnio napięcia w kontaktach z Waszyngtonem można było uniknąć albo chociaż je złagodzić, gdyby polski rząd zadbał o komunikację i dotarł do właściwych ludzi w Białym Domu. I nie chodzi tutaj wcale o mitologizowane nieco lobby żydowskie, ale o konserwatywnych chrześcijan, którzy są jednocześnie i bazą partii republikańskiej, i wiernymi sojusznikami Izraela.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.