W żargonie europejskim nazywa się ich spitzenkandidaten – wiodący kandydaci. To z nich, w toku skomplikowanych, zakulisowych negocjacji między frakcjami europarlamentu i poszczególnymi rządami wyłoniony zostanie następca Jeana-Claude’a Junckera na stanowisku szefa Komisji Europejskiej (KE). Nie brak głosów, że proces ten jest żywym zaprzeczeniem demokracji i jednym z powodów wzrostu eurosceptycznych nastrojów w UE. Tuż po brytyjskim referendum w sprawie brexitu w Brukseli przebąkiwano coś nawet nieśmiało o reformie procesu selekcji kandydatów. To jednak już przeszłość. Wyścig o to, kto po majowych wyborach do europarlamentu pokieruje Komisją, toczy się wedle starych, krytykowanych powszechnie zasad. Spójrzmy, kto w nim przegrywa, a kto wysuwa się na czoło.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.