Wyobraźmy sobie, że w gmachu polskiego Sejmu odbywa się zjazd parlamentarzystów z krajów słowiańskich. Największą delegację tworzą posłowie do rosyjskiej Dumy, a przewodniczy im Władimir Żyrinowski, znany z tego, że choćby w wywiadzie dla „Do Rzeczy” mówił bez skrępowania, iż: „Należało Polskę pozostawić w granicach Rosji”. Z tej racji rosyjski przewodniczący zajmuje fotel, w którym normalnie zasiada prowadzący obrady marszałek sejmu.
Zapewne nie byłby to dla nas Polaków nazbyt przyjemny obrazek, a na organizatorów takiego zjazdu w Sejmie posypałaby się ostra krytyka. Ale czy z tego powodu dziesiątki tysięcy warszawiaków spontanicznie ruszyłyby pod Sejm, próbując zdobyć siłą gmach parlamentu? Czy upokorzenie, jakie odczulibyśmy, byłoby aż tak wielkie, aby w kraju doszło do buntu, rozruchów i żądań zmiany władzy? A tak właśnie stało się ostatnio w stolicy Gruzji. Tyle że szło o zjazd posłów z krajów prawosławnych, a w fotelu przewodniczącego gruzińskiego parlamentu zasiadł Siergiej Gawriłow, komunistyczny poseł do Dumy, który po wojnie rosyjsko-gruzińskiej 2008 r. głosował za oderwaniem od państwa gruzińskiego Abchazji i Płd. Osetii. Gawriłow już raz miał z tego powodu kłopoty w Gruzji, gdy w lipcu 2013 r. wybrał się na mecz rozgrywany pomiędzy drużynami Dynamo Moskwa i Dynamo Tbilisi.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.