Ostatnia wymiana ciosów między USA a Iranem wygląda jak dziecięce spory w piaskownicy. Epitety takie jak „bezczelny”, „idiotyczny” czy „niedorozwój umysłowy” fruwają na Twitterze i konferencjach prasowych w jedną i drugą stronę, poprzedzając wzajemne pogróżki o starciu z powierzchni ziemi. Chłopaki w Teheranie i Waszyngtonie obrzucają się błotem z wyraźną satysfakcją, której towarzyszą też agresywne zachowania w realnym świecie. Irańczycy zaczęli bowiem atakować tankowce pływające w tym rejonie, uszkadzając w krótkim czasie sześć jednostek. Na świat padł blady strach, bo wszyscy dobrze pamiętają wojny tankowców z lat 80., gdy Iran zniszczył lub uszkodził ponad pół tysiąca statków wożących ropę przez strategicznie ważną dla globalnego obrotu paliwami Zatokę Perską. Przepływa tam co piąta baryłka ropy na świecie. Gdy U.S. Air Force wysłały nad granicę z Iranem szpiegowskiego drona Global Hawk, by obserwować ruchy sił irańskich na wodach międzynarodowych, lotnictwo irańskie zestrzeliło naszpikowaną cenną aparaturą maszynę za 220 mln dolarów. Wedle USA latała ona w przestrzeni międzynarodowej, wedle Irańczyków naruszyła granice Iranu w cieśninie Ormuz, gdzie doszło do ataków na tankowce.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.