Takie informacje pojawiły się po czwartkowym posiedzeniu kierownictwa PiS. Wrogowie Ziobry, a ma ich bez liku, podobno już szukają jego następcy wśród osób niezwiązanych z PiS, żeby na czas kampanii wyborczej ten resort nie był wystawiony na strzały opozycji.
Tysiące e-maili
Gorszego początku kampanii PiS nie mogło sobie wyobrazić. Dopiero co ucichła afera z lotami marszałka Sejmu Marka Kuchcińskiego, która zaowocowała jego dymisją, a już wybuchnął skandal w Ministerstwie Sprawiedliwości wokół organizowania hejtu na sędziów przeciwnych reformom Zjednoczonej Prawicy. Na nic zdały się próby odzyskania kampanijnej narracji przez premiera Mateusza Morawieckiego, który wolałby opowiadać o dokonaniach rządu PiS. Afera hejterska w ubiegłym tygodniu nie schodziła z czołówek serwisów informacyjnych i wcale nie jest powiedziane, że w tym tygodniu będzie inaczej.
W aferze przewijają się nazwiska: wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka i jednego z sędziów oddelegowanych do Ministerstwa Sprawiedliwości Jakuba Iwańca. Według portalu Onet jeden dostarczał prywatnych informacji o nielubianym przez siebie sędzi internetowej hejterce o imieniu Emilia, a w e-mailach opisywał swojego przeciwnika przy pomocy wulgaryzmów. Drugi zaś był kimś w rodzaju koordynatora tych hejterskich działań. Obóz władzy inaczej niż przy sprawie lotów Marka Kuchcińskiego zareagował błyskawicznie i natychmiast usunął obu sędziów z resortu. Zbigniew Ziobro zaś publicznie powiedział, że nie akceptuje tego typu zachowań. Z nieoficjalnych informacji wynika jednak, że Ziobro gotów był bronić wiceministra Piebiaka, ale sprawa oparła się o Nowogrodzką. O konieczności dymisji wiceministra zdecydował osobiście Jarosław Kaczyński. W tym momencie Ziobro momentalnie odciął się od swojego zastępcy. Opozycja zakrzyknęła, że w Ministerstwie Sprawiedliwości była farma trolli zatrudnionych do rozpowszechniania hejtu. Politycy obozu władzy odparli te oskarżenia, twierdząc, że jeden wiceminister i jedna hejterka to nie farma. I tego się trzymają, choć w mediach pojawiają się kolejne nazwiska sędziów zaangażowanych w sprawę. W nieoficjalnych rozmowach politycy PiS przyznają, że każdy zadaje sobie pytanie, co jeszcze może wyjść na jaw w związku z tą sprawą. – Tych e-maili są podobno tysiące, bo korespondencja trwała miesiącami, jeżeli nie latami – mówi nasz rozmówca.
Wrzenie na prawicy
W lutym Sejm debatował nad wnioskiem opozycji o wotum nieufności dla Ziobry, który jest jednym z najbardziej nielubianych przez opozycję ministrów. Politycy opozycji zarzucali mu ręczne sterowanie prokuraturą, zamiatanie afer pod dywan, w tym afery KNF, umarzanie spraw związanych z mową nienawiści, ochronę Jarosława Kaczyńskiego przed oskarżeniami austriackiego biznesmena dotyczącymi inwestycji spółki Srebrna. Ziobro nie pozostawał dłużny swoim prześladowcom. Zarzucił opozycji, że operuje półprawdami. A o sprawie Srebrnej powiedział, że prokuratura usiłowała sprawę wyjaśnić jak najszybciej, ale to strona skarżąca opóźniała przesłuchania.
Próba odwołania Ziobry, rzecz jasna, spełzła na niczym. Współpracownicy ministra śmiali się, że każde votum nieufności tylko go wzmacnia, zwłaszcza gdy w obronie swojego ministra staje sam premier Mateusz Morawiecki. Tym razem jednak nawet pewnym siebie współpracownikom Ziobry nie powinno być do śmiechu. Jak wiadomo, Morawiecki i Ziobro toczą zawziętą walkę o to, kto jest numerem dwa w obozie Zjednoczonej Prawicy i w związku z tym – kto może zostać następcą Jarosława Kaczyńskiego. Afera hejterska otwiera nowy rozdział tej wojenki, bo daje wyraźną przewagę premierowi. – Ludzie z otoczenia Morawieckiego nie kryją radości z rozwoju sytuacji – mówi jeden z naszych rozmówców. Na dodatek politycy PiS są wściekli, że tuż przed wyborami lider Solidarnej Polski wsadził ich na minę.
Przypominają sobie rok 2007, kiedy to PiS stracił władzę. Winę za to po części przypisywano Ziobrze, który również był wówczas ministrem sprawiedliwości i zapisał się na tym stanowisku wyjątkowo negatywnie. – Ludzie są zdenerwowani, boją się powtórki z roku 2007, nikt nie wątpi, że cała akcja hejtowania odbywała się za wiedzą Ziobry – mówi nasz rozmówca ze Zjednoczonej Prawicy. I dodaje, że część działaczy uważa działania wiceministra Piebiaka za obrzydliwe, poniżej wszelkiej krytyki: – To załamujące, że tego typu praktyki miały miejsce w instytucji publicznej. Jednak przed wyborami nikt nie pokusi się o bardziej otwartą krytykę Ziobry. Obowiązuje zasada obrony ministra sprawiedliwości. Główne kierunki narracji już zostały wytyczone: minister sprawiedliwości o niczym nie wiedział, fermy trolli – jeżeli w ogóle istnieją – to po stronie opozycji, a dymisja wiceministra Piebiaka kończy sprawę. Ale opozycja ma oręż w postaci wniosku o wotum nieufności wobec ministra. Jeżeli złoży go na tym posiedzeniu, to zgodnie z regulaminem na następnym powinna odbyć się debata w tej sprawie, a to będzie w połowie września, czyli w samym środku kampanii. Taka debata o nadużyciach w Ministerstwie Sprawiedliwości będzie dodatkowym argumentem dla przeciwników ministra sprawiedliwości, że Ziobro znowu szkodzi obozowi Zjednoczonej Prawicy.
Władztwo ministra sprawiedliwości
W PiS panuje dosyć powszechne przekonanie, że Zbigniew Ziobro to człowiek zbyt silny, który zbudował prawdziwe imperium wewnątrz obozu dobrej zmiany. Wielu zwyczajnie się go boi. – To jest dziś potężny polityk, ma poparcie mediów o. Tadeusza Rydzyka i TVP, swoich ludzi w większości spółek Skarbu Państwa – mówi polityk Zjednoczonej Prawicy. A na tym nie kończą się wpływy Ziobry, który przecież ma kilku europosłów, samodzielnie kontroluje Ministerstwo Sprawiedliwości i potrafi się obronić przed wciśnięciem mu kogoś z zewnątrz. Przy okazji odejścia z rządu wiceministra Patryka Jakiego, który został europosłem, przez kilka tygodni nie powoływano jego następcy. Media spekulowały, że stanowisko wakuje z powodu przepychanek między ministrem sprawiedliwości a Nowogrodzką.
Zbigniew Ziobro chciał powołać na miejsce Jakiego Sebastiana Kaletę, bliskiego współpracownika byłego wiceministra, ale na Nowogrodzkiej rodziły się inne pomysły. Z kolei prezydent Andrzej Duda miał podobno ochotę wstawić do resortu Ziobry Andrzeja Derę, który kiedyś był w Solidarnej Polsce, ale ostatecznie porzucił tę partię. Ziobro to starcie wygrał, skoro Jakiego ostatecznie zastąpił Kaleta, a Dera pozostał w Kancelarii Prezydenta. Inny przykład skuteczności Ziobry: gdy w marcu ubiegłego roku Mateusz Morawiecki zrobił akcję odchudzania resortów i nakazał zmniejszenie liczby wiceministrów, Ziobro wytypował do zwolnienia wiceministra Michała Wosia. Ale zarazem uczynił go swoim pełnomocnikiem, a w czerwcu tego roku, w ramach roszad po wyborach europejskich, Woś jak gdyby nigdy nic powrócił do resortu na stanowisko wiceministerialne. Ministerstwo Sprawiedliwości jest najlepszą wizytówką skuteczności działań Ziobry. Wszystkie kluczowe stanowiska są obsadzone jego ludźmi – zwykle bezwzględnie oddanymi szefowi. W nieoficjalnych rozmowach z politykami PiS można też usłyszeć, że w ministerstwie jest zatrudniona grupa byłych dziennikarzy tabloidowych, którzy zajmują się osłoną medialną ministra i działaniami PR-owymi na jego rzecz, nie wyłączając czarnego PR-u.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.