Paulina Socha-Jakubowska: Jak się pani odnajduje w dzisiejszej Polsce?
Joanna Krupa: Nie lubię się mieszać do polityki. Ani tu, ani w Stanach tego nie robię. Ale bardzo mnie bolą hejty, wymierzone czy to w kobiety, czy w gejów. Jestem sojuszniczką osób homoseksualnych, wspieram kobiety i ich prawa. Mówię o prawach zwierząt. Może dlatego, że wychowałam się w Stanach, na świat patrzę z większą otwartością. Gdy obserwowałam to, co kilka tygodni temu działo się w Białymstoku, serce mi pękało. Zastanawiałam się, jak ludzie głoszący homofobiczne, ksenofobiczne hasła, robiący tak okropne rzeczy na ulicach, atakujący pokojową demonstrację po tym wszystkim idą do kościoła. Gdzie tu jest sens? Logika? Równowaga? Choć opuściłam Polskę jako pięciolatka i szybko przyzwyczaiłam się do życia w Ameryce, dziś mam tam dom, tam mieszka większa część mojej rodziny, to Polskę kocham, jestem z niej dumna, zawsze chętnie tu wracam. Polska jest przyszłością. Skończyły się czasy, gdy ludzie musieli wyjeżdżać z Polski do USA, teraz Polska jest na topie. I bronię jej, gdy ktoś tylko zaczyna źle o niej mówić. Dlatego tak ciężko mi zrozumieć to, co wydarzyło się choćby w Białymstoku.
Czy będąc w ciąży, szykuje się już pani na to, że niebawem będzie musiała opowiadać swojemu dziecku o świecie? I odpowiadać na trudne pytania? Choćby takie dotyczące równości, tolerancji, praw człowieka?
Przykładem będzie dla mnie moja mama. Wychowywała nas – mnie i siostrę – po partnersku, traktowała jak przyjaciółki. Czułyśmy, że zawsze możemy z nią porozmawiać, i to o wszystkim. Nigdy nas nie okłamała, mówiła, jak jest, choć nie zawsze mówiła to, co chciałyśmy usłyszeć. To ona nauczyła mnie szacunku do innych. Chciałabym, żeby moje dziecko wiedziało, że może na mnie liczyć. Mój mąż jest bardzo otwarty, też będzie chciał rozmawiać, dać poczucie bezpieczeństwa i wsparcie. Chcę też, żeby moje dziecko uczyło się o Bogu, również dzięki wierze uczyło się szanować ludzi i zwierzęta. Ale czasem Douglas [Douglas Nunes, mąż Joanny Krupy – red.] żartuje, że dopiero zobaczę, jak to będzie z odpowiadaniem na trudne pytania, gdy nasze dziecko będzie starsze i zobaczy moje nagie zdjęcia w internecie.
Co pani wtedy powie?
Że byłam modelką i kochałam swoją pracę. I że nie wstydzę się seksownych sesji, bo zawsze robiłam, co chciałam i starałam się spełniać swoje marzenia.
Chyba w rozbieranej ciążowej sesji dla „Wprost” nie chodzi tylko o seksapil?
Marzyłam o takiej sesji, żeby pokazać, że w ciąży kobieta może być sexy, piękna, pewna siebie, czuć się ze sobą dobrze, ma siłę i moc. Jesteśmy superwomen, pod naszym sercem rozwija się życie, jesteśmy najważniejsze na świecie. Myślę też, że ciąża nie zamyka żadnego rozdziału w życiu, ona otwiera kolejne, a kobiece piękno wtedy rozkwita. Ciąża to nie powód do wstydu, to raczej powód do dumy, że jest się niesamowitą, piękną, kochającą.
Czym dla pani jest świadome macierzyństwo?
Po prostu czuję, że jestem na nie gotowa. Wiem, że jestem trochę starsza, dojrzała, cieszę się, że czekałam do tego momentu, bo mogłam spełnić marzenia zawodowe, zrobić wszystko to, czego pragnęłam. A teraz, mimo że zamierzam nadal się realizować, będę mogła poświęcić dziecku więcej czasu. Jestem pewna, że zostanę niesamowitą mamą, taką od A do Z.
Czyli jest pani zwolenniczką dojrzałego rodzicielstwa?
Gdybym została matką wcześniej, w mojej głowie pojawiałyby się zapewne pytania, co mogłabym osiągnąć, gdyby nie macierzyństwo. 20 lat temu pewnie musiałabym dokonywać wyboru: kariera czy dziecko. Trudno jest jeździć po całym świecie, mając małe dziecko. Dlatego nie żałuję, że zaczekałam dłużej, bo dziś jestem w 100 proc. gotowa na to, by zostać mamą.
Ale nie zamierza pani robić przerwy, zwalniać tempa? Na razie, jak widzę, pracuje pani po kilkanaście godzin dziennie.
Nie planuję zmieniać trybu życia, ale wszyscy mi mówią, że jest za wcześnie, by deklarować, co będzie po porodzie. Nawet mąż mi powtarza, że nie wiem, na co się zapisałam. Kocham pracę, to moja pasja i to się nie zmieni. Jeśli uznam, że to już dobry moment, by do niej wrócić, będę dziecko brała ze sobą i będziemy razem zwiedzać świat. Tych, którzy się martwią, że ciągle pracuję, uspokajam: ostatnie dwa miesiące ciąży spędzę w Los Angeles. Będę się relaksowała, tam też urodzę.
Dlaczego nie w Polsce?
W USA mieszkam, tam mam dom. Powoli organizuję już życie po porodzie. Będę mieć panią do pomocy, taką jakby położną czy pielęgniarkę noworodkową, przez pierwsze dwa, trzy miesiące będzie z nami. A potem zamieszka z nami niania. Żeby było nam raźniej.
Babcia nie będzie pomagać? Dla wielu rodziców w Polsce pomoc babci jest kluczowa.
Moja mama, gdy będę jej potrzebować, zapewne do mnie przyjedzie, ale nie chciałabym jej obarczać odpowiedzialnością za opiekę nad dzieckiem. Sama, gdy miała małe dzieci, bardzo ciężko pracowała, poświęcała się dla mnie i mojej siostry. Nie chcę jej fundować powrotu do przeszłości, żeby całe swoje życie po raz kolejny musiała poświęcić małemu dziecku. To jest jej czas, teraz może mieć fun, żyć, a nie tylko martwić się o dzieci. Wystarczająco dużo dla nas zrobiła, byśmy miały co jeść, były szczęśliwe. Chcę, by przyjeżdżała do nas jako babcia, którą cieszą spotkania z wnukiem, a nie taka, która musi się nim zająć.
Z tego, co pamiętam, ciąża to też stres, obawy. Boi się pani czegoś?
Ciąża na razie idzie wspaniale, gdyby każda kobieta spodziewająca się potomstwa czuła się tak jak ja, mielibyśmy wszyscy zapewne po dziesięcioro dzieci. Ale boję się porodu. Przeraża mnie. Obawiam się bólu. We wrześniu zapiszę się do szkoły rodzenia. Stresuję się, to pierwsze dziecko, może szkoła rodzenia pomoże mi zwalczyć lęki.
Zawsze można mieć cesarkę na życzenie.
Jestem pro-choice, to kobieta powinna decydować o swoim ciele. Ale oczywiście w porozumieniu z lekarzem. Ja słucham swojego, chcę, by moje dziecko przyszło na świat zdrowe. I żebym ja była bezpieczna. Na razie nastawiam się na poród naturalny, ale jeśli lekarz uzna, że konieczna jest cesarka, jego słowo będzie święte.
Prześledziłam doniesienia medialne na pani temat i znaczna część z nich traktowała o pani ciąży już od wielu lat. Dorabiano pani brzuch albo odwrotnie, pisano o tym, że nie będzie mogła pani mieć dzieci przez Hashimoto. Mam wrażenie, że Krupa i ciąża to najlepiej klikające się połączenie.
Wiem, jak działają media, nie od dziś najlepiej sprzedaje się gwiazda, która jest w ciąży. Ale nawet gdy przez moment odczuwałam presję na macierzyństwo, szybko dochodziłam do wniosku, że żyję dla siebie, nie dla gazet ani ich czytelników.
Presja chyba musiała być spora, skoro przed pięcioma laty zamroziła pani jajeczka, zresztą na oczach milionów...
Mam koleżankę, która nie mogła mieć dzieci naturalnie. Zrobiła in vitro, zaszła w ciążę, urodziła chłopca. Pamiętam, jak później płakała u mnie w kuchni, bo lekarz jej powiedział, że nie będzie mogła mieć kolejnego in vitro, nie urodzi drugiego dziecka. Wtedy zaczęłam myśleć o tym, by zamrozić jajeczka. Na wszelki wypadek, gdyby się okazało, że też muszę mieć in vitro. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie miała dzieci, bo za długo czekałam z zajściem w ciążę. Chciałam mieć zabezpieczenie. Ale ta historia mojej koleżanki miała szczęśliwe zakończenie. Urodziła drugie dziecko, wymarzoną córkę!
Pani zaszła w ciążę naturalnie.
Tak.
Czyli jajeczka wciąż czekają?
Chcę mieć dwójkę dzieci. Ale kto wie, może zdecyduję się i na trzecie? Może jajeczka się jeszcze przydadzą?
A jeśli znów się uda naturalnie? 14 zamrożonych jajeczek to sporo. Co pani z nimi zrobi? Odda do adopcji?
Na razie będę je trzymać, mogą być zamrożone chyba 30 lat. Może ktoś z rodziny będzie potrzebował, może oddam siostrze? Kto wie.
Wie pani, że mówiąc to w Polsce, ściągnie pani na siebie lawinę komentarzy rozhisteryzowanych przeciwników wspomaganego rozrodu?
Trzeba stawiać sprawę jasno. Niektóre kobiety nie mogą zajść w ciążę naturalnie. Chciałabym, by Polacy byli bardziej otwarci na te sprawy, tak jak ludzie otwarci są u nas.
„U nas”, czyli w Ameryce?
Tak, przepraszam, chodziło mi o USA. Ale problem z niepłodnością jest globalny.
Według Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego, problem niepłodności dotyka co roku ok. 1,5 mln polskich par.
Znów to powiem – jestem pro-choice. Po to Bóg dał mózg lekarzom, naukowcom, żeby pomagali parom, robiąc in vitro. Dlaczego rząd ma mówić kobietom, czy mają to robić, czy nie? Jeśli kobieta marzy o tym, by mieć dziecko, urodzić je, a jedynym sposobem jest in vitro, dlaczego ktoś miałby jej to marzenie odbierać? Decydować za nią?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.