Na dobrą wystawę malarstwa przychodzi w Polsce więcej osób niż na koncert Rolling Stonesów
Ta wystawa już została okrzyknięta ekspozycją roku. „Złoty wiek malarstwa flamandzkiego 1608-1678" w Muzeum Narodowym w Warszawie (do 31 grudnia) może być sukcesem frekwencyjnym na miarę wystawy „Od Maneta do Gauguina". Tę ostatnią tylko Warszawie obejrzało ponad 230 tys. osób.
Co sprawia, że po wiekach dzieła flamandzkich mistrzów – Rubensa, van Dycka czy Jordaensa ściągają tłumy? Polacy wreszcie na pełnych prawach uczestniczą w kulturalnym życiu Europy. Jeśli w Warszawie
czy Krakowie nie ma atrakcyjnej wystawy, jadą do Berlina, Wiednia lub Londynu. Dlatego do Polski trafiają coraz wartościowsze kolekcje. Teraz przyciąga ich przede wszystkim siła nazwiska Rubensa.
W ciągu czerech dekad stworzył on ponad 1400 obrazów, kilkadziesiąt tysięcy rysunków. Przez wielu jest uważany za malarza wszech czasów.
Kino baroku
Ekspozycja w Narodowym została przygotowana z mistrzowską precyzją i pomysłem, jakiego nie powstydziłyby się najlepsze światowe muzea. Jej scenografia przypomina kino, tyle że w barokowej
scenerii. Na grafitowych ścianach zawieszono 83 wspaniałe obrazy, ławki obito pluszowym czerwonym materiałem. Przed każdym ważnym płótnem, zamiast tandetnych sznurów, postawiono poręcze obite
czerwoną tkaniną. Barierka jest – oprócz ochrony – sygnałem dla widza, że obrazowi warto się uważnie przyjrzeć.
Na wystawie pokazywana jest sztuka flamandzka, czyli dzieła z południowych Niderlandów. To właśnie ta część pozostała katolicka po reformacji. Wystawiane obrazy są kwintesencją ostentacyjnego, bujnego baroku. Są płótna samego Rubensa bądź pochodzące z jego warsztatu obrazy Jacoba Jordaensa, Fransa Snydersa, Jana Fyta czy Antona van Dycka. W jednej z sal z płótna „Pijany Sylen", namalowanego przez Rubensa i jego współpracowników, patrzy pijacka, czerwona gęba ospałego Sylena,
któremu Bachus nalewa wino. Z drugiej strony obrazu namalowano z niebywałym kunsztem przepiękne metalowe, szklane i porcelanowe naczynia. Obraz zdaje się przestrzegać patrzącego, że choćby nie
wiadomo z jak pięknych kielichów pił, to i tak skończy na dnie.
Przedsiębiorstwo sztuka
Rubens, van Dyck czy Jordaens stworzyli prawdziwe malarskie przedsiębiorstwa. Realizowały one zamówienia z dworów i kościołów całej ówczesnej Europy. Rubens zaczynał od kopiowania cudzych dzieł i dopiero lata nauki we Włoszech uczyniły z niego samodzielnego artystę. Mistrz wykorzystał to, że wiele kościołów w południowych Niderlandach zostało splądrowanych podczas wojen religijnych drugiej połowy XVI wieku, a zwycięzcy katolicy chcieli je na nowo ozdobić. Jego tryptyk „Zdjęcie z krzyża" zamówiony do ołtarza katedry w Antwerpii od razu stał się obiektem kultu. Tanie graficzne wersje tryptyku trafiały do mniej zamożnych Flamandów.
Anton van Dyck działał we Włoszech, a później w Anglii. Wpłynął tak mocno na malarzy angielskich, że kilka wieków później inspirował się nim m.in. Joshua Reynolds. Jordaens też miał malarskie przedsiębiorstwo. Malarstwo Flamandów było poszukiwane w całej Europie. Dla jego mistrzów nie było bowiem technologicznych tajemnic. Nawet renesansowi artyści nie potrafili tak oddawać detalu: od muskulatury ludzkiego ciała po diamentowe kolie i złote platery. Do tego każdy namalowany przez Flamandów obraz pełen był symboliki i intelektualnych zagadek.
Złoty wiek malarstwa flamandzkiego był także złotym wiekiem rynku sztuki. Artyści mieli tyle zamówień, że nawet wielcy mistrzowie nie przyćmili pomiejszych twórców. Mieszczaństwo bogaciło się i chciało dorównać arystokracji pod każdym względem. Zaczęła się moda na kolekcjonowanie sztuki na skalę, jakiej dotychczas nie znał świat.
Mieszczański przepych
Wystawę w warszawskim Muzeum Narodowym podzielono na siedem części,zgodnie z ówczesną hierarchią w sztuce. „Storie" 122 (WPROST) 18 listopada 2007 ( KULTURA I STYL ) Złoty wiek malarstwa flamandzkiego był także złotym wiekiem ryn Mieszczaństwo bogaciło się, nastała moda na tworzenie prywatnopowiadające o życiu i obyczajach. Tu wyróżnia się „Wesołe towarzystwo" Willema van Herpa. Obraz pochodzi z polskich zbiorów, ale nigdy nie został publicznie pokazany. Artysta przedstawił na nim młodego utracjusza, ucztującego przy pełnych stołach, nieświadomego, że za chwilę straci fortunę. „Spiżarnia”, prawdopodobnie namalowana przez Paula de Vosa, przedstawia walkę psa i kota o kawałek ryby. Kot symbolizuje pożądliwość, a pies wierność i czujność. W dziale „Królestwo Flory i Cerery”, gdzie władczyniami są boginie płodności i przyrody, prym wiodą martwe natury z motywami kwiatów i owoców. Flamandzcy mistrzowie specjalizowali się także w przedstawianiu wspaniałych pejzaży, lasów, gór, potoków. Można je obejrzeć w części wystawy nazwanej „Malownicza przyroda”. Pejzaże „produkowali” David Teniers Młodszy czy Lucas van Uden. Jedną z najokazalszych jest część nazwana „Portrety oficjalne i prywatne”. „Portret Carla Emanuela d’Este” Antona van Dycka to majstersztyk. Autor zapożyczył tło od Tycjana − z portretu Benedetta Varchiego.
Na koniec mamy „Malarstwo gabinetowe": niewielkich rozmiarów obrazy były masowo zamawiane przez bogacących się mieszczan. Zwykle przedstawiały życie plebsu: kłótnie i pijatyki. Takie dzieło automatycznie podnosiło status właściciela. Mieszczanie chętnie je kupowali, by pamiętać,
że z plebsem nic ich nie łączy.
Co sprawia, że po wiekach dzieła flamandzkich mistrzów – Rubensa, van Dycka czy Jordaensa ściągają tłumy? Polacy wreszcie na pełnych prawach uczestniczą w kulturalnym życiu Europy. Jeśli w Warszawie
czy Krakowie nie ma atrakcyjnej wystawy, jadą do Berlina, Wiednia lub Londynu. Dlatego do Polski trafiają coraz wartościowsze kolekcje. Teraz przyciąga ich przede wszystkim siła nazwiska Rubensa.
W ciągu czerech dekad stworzył on ponad 1400 obrazów, kilkadziesiąt tysięcy rysunków. Przez wielu jest uważany za malarza wszech czasów.
Kino baroku
Ekspozycja w Narodowym została przygotowana z mistrzowską precyzją i pomysłem, jakiego nie powstydziłyby się najlepsze światowe muzea. Jej scenografia przypomina kino, tyle że w barokowej
scenerii. Na grafitowych ścianach zawieszono 83 wspaniałe obrazy, ławki obito pluszowym czerwonym materiałem. Przed każdym ważnym płótnem, zamiast tandetnych sznurów, postawiono poręcze obite
czerwoną tkaniną. Barierka jest – oprócz ochrony – sygnałem dla widza, że obrazowi warto się uważnie przyjrzeć.
Na wystawie pokazywana jest sztuka flamandzka, czyli dzieła z południowych Niderlandów. To właśnie ta część pozostała katolicka po reformacji. Wystawiane obrazy są kwintesencją ostentacyjnego, bujnego baroku. Są płótna samego Rubensa bądź pochodzące z jego warsztatu obrazy Jacoba Jordaensa, Fransa Snydersa, Jana Fyta czy Antona van Dycka. W jednej z sal z płótna „Pijany Sylen", namalowanego przez Rubensa i jego współpracowników, patrzy pijacka, czerwona gęba ospałego Sylena,
któremu Bachus nalewa wino. Z drugiej strony obrazu namalowano z niebywałym kunsztem przepiękne metalowe, szklane i porcelanowe naczynia. Obraz zdaje się przestrzegać patrzącego, że choćby nie
wiadomo z jak pięknych kielichów pił, to i tak skończy na dnie.
Przedsiębiorstwo sztuka
Rubens, van Dyck czy Jordaens stworzyli prawdziwe malarskie przedsiębiorstwa. Realizowały one zamówienia z dworów i kościołów całej ówczesnej Europy. Rubens zaczynał od kopiowania cudzych dzieł i dopiero lata nauki we Włoszech uczyniły z niego samodzielnego artystę. Mistrz wykorzystał to, że wiele kościołów w południowych Niderlandach zostało splądrowanych podczas wojen religijnych drugiej połowy XVI wieku, a zwycięzcy katolicy chcieli je na nowo ozdobić. Jego tryptyk „Zdjęcie z krzyża" zamówiony do ołtarza katedry w Antwerpii od razu stał się obiektem kultu. Tanie graficzne wersje tryptyku trafiały do mniej zamożnych Flamandów.
Anton van Dyck działał we Włoszech, a później w Anglii. Wpłynął tak mocno na malarzy angielskich, że kilka wieków później inspirował się nim m.in. Joshua Reynolds. Jordaens też miał malarskie przedsiębiorstwo. Malarstwo Flamandów było poszukiwane w całej Europie. Dla jego mistrzów nie było bowiem technologicznych tajemnic. Nawet renesansowi artyści nie potrafili tak oddawać detalu: od muskulatury ludzkiego ciała po diamentowe kolie i złote platery. Do tego każdy namalowany przez Flamandów obraz pełen był symboliki i intelektualnych zagadek.
Złoty wiek malarstwa flamandzkiego był także złotym wiekiem rynku sztuki. Artyści mieli tyle zamówień, że nawet wielcy mistrzowie nie przyćmili pomiejszych twórców. Mieszczaństwo bogaciło się i chciało dorównać arystokracji pod każdym względem. Zaczęła się moda na kolekcjonowanie sztuki na skalę, jakiej dotychczas nie znał świat.
Mieszczański przepych
Wystawę w warszawskim Muzeum Narodowym podzielono na siedem części,zgodnie z ówczesną hierarchią w sztuce. „Storie" 122 (WPROST) 18 listopada 2007 ( KULTURA I STYL ) Złoty wiek malarstwa flamandzkiego był także złotym wiekiem ryn Mieszczaństwo bogaciło się, nastała moda na tworzenie prywatnopowiadające o życiu i obyczajach. Tu wyróżnia się „Wesołe towarzystwo" Willema van Herpa. Obraz pochodzi z polskich zbiorów, ale nigdy nie został publicznie pokazany. Artysta przedstawił na nim młodego utracjusza, ucztującego przy pełnych stołach, nieświadomego, że za chwilę straci fortunę. „Spiżarnia”, prawdopodobnie namalowana przez Paula de Vosa, przedstawia walkę psa i kota o kawałek ryby. Kot symbolizuje pożądliwość, a pies wierność i czujność. W dziale „Królestwo Flory i Cerery”, gdzie władczyniami są boginie płodności i przyrody, prym wiodą martwe natury z motywami kwiatów i owoców. Flamandzcy mistrzowie specjalizowali się także w przedstawianiu wspaniałych pejzaży, lasów, gór, potoków. Można je obejrzeć w części wystawy nazwanej „Malownicza przyroda”. Pejzaże „produkowali” David Teniers Młodszy czy Lucas van Uden. Jedną z najokazalszych jest część nazwana „Portrety oficjalne i prywatne”. „Portret Carla Emanuela d’Este” Antona van Dycka to majstersztyk. Autor zapożyczył tło od Tycjana − z portretu Benedetta Varchiego.
Na koniec mamy „Malarstwo gabinetowe": niewielkich rozmiarów obrazy były masowo zamawiane przez bogacących się mieszczan. Zwykle przedstawiały życie plebsu: kłótnie i pijatyki. Takie dzieło automatycznie podnosiło status właściciela. Mieszczanie chętnie je kupowali, by pamiętać,
że z plebsem nic ich nie łączy.
Więcej możesz przeczytać w 46/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.