Czy Tusk i Pawlak są najwybitniejszymi politykami na świecie?
Śledząc kolejne wydarzenia w polskiej polityce, dochodzę do wniosku, że ktoś czym prędzej powinien złożyć do Państwowej Komisji Wyborczej wniosek o unieważnienie wyników. Co najmniej kilku ostatnich wyborów. Mam bowiem poważne wątpliwości, czy to, co wszystkim wydawało się polską polityką, w istocie nią było. Wszystko wskazuje na to, że przez ostatnie lata tkwiliśmy w wielkim błędzie.
Podejmowaliśmy decyzje, na kogo głosować, czytając programy wyborcze, analizując obietnice polityków, zastanawiając się, co z tego wszystkiego rzeczywiście da się zrealizować. Zastanawialiśmy się też, które partie mają zbliżone programy. Kto z kim będzie w stanie stworzyć koalicję. Teraz okazuje się, że byliśmy idiotami. To, jaki rząd ma program i kto będzie go realizował, jest bez znaczenia. Istotą i celem polityki jest wyłącznie styl jej uprawiania.
Nowy premier Donald Tusk, jego ministrowie i przyklas-
kujący im niemal zgodnym chórem polscy dziennikarze przez ostatnie dni zajmowali się tylko i wyłącznie tym, ile trwały różnego rodzaju uroczystości, kto w nich brał udział, a kogo nie było, kto jak mocno komu uścisnął dłoń i jak do kogo się uśmiechnął. Do rangi tragedii urósł fakt, że Donald Tusk i Lech Kaczyński tylko przez 15 sekund pozowali do zdjęć po desygnowaniu tego pierwszego na premiera. A niemal w narodową żałobę miało nas wpędzić to, że w dniu zaprzysiężenia nowego rządu ustępujący premier Jarosław Kaczyński wziął urlop.
W stan amoku wprawił telewizyjnych komentatorów pomysł, by nowy rząd udał się na swoją inauguracyjną konferencję prasową autobusem. „Wreszcie tanie państwo!" – zakrzyknęli zgodnie. A mogło być jeszcze taniej. Gdyby Hanna Gronkiewicz-Waltz nie kazała rozkopać Krakowskiego Przedmieścia przed Pałacem Prezydenckim, Rada Ministrów mogłaby skorzystać z komunikacji miejskiej. Z czasów studenckich pamiętam, że między siedzibami prezydenta i premiera kursuje kilka autobusów. Są nawet pospieszne. Niedaleko od kancelarii premiera zatrzymuje się też autobus, który ma pętlę przy Dworcu Zachodnim. To dobra wiadomość, bo oznacza, że premier będzie mógł sprawnie podróżować po kraju pekaesem. Odradzam piątki, bo – też ze studenckich czasów – pamiętam, że wtedy są strasznie zatłoczone.
Fani zamieniania polskiej polityki w łyżwiarstwo figurowe zapominają, że nawet w tej dyscyplinie oprócz stylu oceniana jest też wartość techniczna. Tymczasem, czego zresztą sam Donald Tusk nie ukrywał, program i umowa koalicyjna zeszły na drugi plan. Premier mówił, że wystarczą dwie kartki, bo najważniejsze jest wzajemne zaufanie i to, że PO i PSL świetnie się uzupełniają. Rzeczywiście, to prawda – w ogóle się nie dublują. Analizując programy obydwu partii, trzeba dojść do wniosku, że są zupełnie różne. A jeśli tak, to najlepszą (najlepiej uzupełniającą się) koalicją byłby sojusz PiS i LiD, który mógłby być urzeczywistnieniem idei rządu wszystkich Polaków.
Ale i za „stylową" koalicję PO i PSL Tuskowi i Pawlakowi należy się tytuł najwybitniejszych polityków świata. Nikt do tej pory nie wpadł na to, że by dobrze rządzić, wystarczy mieć do siebie zaufanie i zgrabnie ściskać sobie prawice.
Nie przekreślam szans rządu Tuska. Jeśli wyrwie się z niewoli medialnych jurorów pętających go dyktaturą stylu, to ma nawet szansę być jednym z lepszych w ostatnich latach. Jestem na przykład przekonany, że Bogdan Zdrojewski będzie świetnym ministrem kultury. Nawet lepszym od Kazimierza Michała Ujazdowskiego. Który notabene był jednym z lepszych w gabinecie Jarosława Kaczyńskiego.
Podejmowaliśmy decyzje, na kogo głosować, czytając programy wyborcze, analizując obietnice polityków, zastanawiając się, co z tego wszystkiego rzeczywiście da się zrealizować. Zastanawialiśmy się też, które partie mają zbliżone programy. Kto z kim będzie w stanie stworzyć koalicję. Teraz okazuje się, że byliśmy idiotami. To, jaki rząd ma program i kto będzie go realizował, jest bez znaczenia. Istotą i celem polityki jest wyłącznie styl jej uprawiania.
Nowy premier Donald Tusk, jego ministrowie i przyklas-
kujący im niemal zgodnym chórem polscy dziennikarze przez ostatnie dni zajmowali się tylko i wyłącznie tym, ile trwały różnego rodzaju uroczystości, kto w nich brał udział, a kogo nie było, kto jak mocno komu uścisnął dłoń i jak do kogo się uśmiechnął. Do rangi tragedii urósł fakt, że Donald Tusk i Lech Kaczyński tylko przez 15 sekund pozowali do zdjęć po desygnowaniu tego pierwszego na premiera. A niemal w narodową żałobę miało nas wpędzić to, że w dniu zaprzysiężenia nowego rządu ustępujący premier Jarosław Kaczyński wziął urlop.
W stan amoku wprawił telewizyjnych komentatorów pomysł, by nowy rząd udał się na swoją inauguracyjną konferencję prasową autobusem. „Wreszcie tanie państwo!" – zakrzyknęli zgodnie. A mogło być jeszcze taniej. Gdyby Hanna Gronkiewicz-Waltz nie kazała rozkopać Krakowskiego Przedmieścia przed Pałacem Prezydenckim, Rada Ministrów mogłaby skorzystać z komunikacji miejskiej. Z czasów studenckich pamiętam, że między siedzibami prezydenta i premiera kursuje kilka autobusów. Są nawet pospieszne. Niedaleko od kancelarii premiera zatrzymuje się też autobus, który ma pętlę przy Dworcu Zachodnim. To dobra wiadomość, bo oznacza, że premier będzie mógł sprawnie podróżować po kraju pekaesem. Odradzam piątki, bo – też ze studenckich czasów – pamiętam, że wtedy są strasznie zatłoczone.
Fani zamieniania polskiej polityki w łyżwiarstwo figurowe zapominają, że nawet w tej dyscyplinie oprócz stylu oceniana jest też wartość techniczna. Tymczasem, czego zresztą sam Donald Tusk nie ukrywał, program i umowa koalicyjna zeszły na drugi plan. Premier mówił, że wystarczą dwie kartki, bo najważniejsze jest wzajemne zaufanie i to, że PO i PSL świetnie się uzupełniają. Rzeczywiście, to prawda – w ogóle się nie dublują. Analizując programy obydwu partii, trzeba dojść do wniosku, że są zupełnie różne. A jeśli tak, to najlepszą (najlepiej uzupełniającą się) koalicją byłby sojusz PiS i LiD, który mógłby być urzeczywistnieniem idei rządu wszystkich Polaków.
Ale i za „stylową" koalicję PO i PSL Tuskowi i Pawlakowi należy się tytuł najwybitniejszych polityków świata. Nikt do tej pory nie wpadł na to, że by dobrze rządzić, wystarczy mieć do siebie zaufanie i zgrabnie ściskać sobie prawice.
Nie przekreślam szans rządu Tuska. Jeśli wyrwie się z niewoli medialnych jurorów pętających go dyktaturą stylu, to ma nawet szansę być jednym z lepszych w ostatnich latach. Jestem na przykład przekonany, że Bogdan Zdrojewski będzie świetnym ministrem kultury. Nawet lepszym od Kazimierza Michała Ujazdowskiego. Który notabene był jednym z lepszych w gabinecie Jarosława Kaczyńskiego.
Więcej możesz przeczytać w 47/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.