Okładki tygodnika „Wprost” były komentowane w całej Europie, a jedna trafiła do Niemieckiego Muzeum Historycznego
Wypowiadane przez parlamentarzystów groźby zastosowania kary śmierci. Straszenie „zlikwidowaniem" dziennikarzy. Legalne i nielegalne podsłuchiwanie przez tajne służby. Chronienie redaktora naczelnego przez Biuro Ochrony Rządu. Debaty na posiedzeniu niemieckiego rządu. Narada z udziałem prezydenta Władimira Putina. To tylko niektóre reakcje, jakie w ciągu 25 lat wywoływały okładki „Wprost". Kontrowersyjne, prowokacyjne, czasem skandalizujące, rozniecały publiczne debaty i stały się znakiem firmowym tygodnika.
Test na przełamywanie tabu
Pierwszą okładką „Wprost", która sprowokowała ogólnonarodową debatę, była ta zapowiadająca artykuł „Śmierć w powietrzu" z 1994 r. Na okładce ilustrującej tekst o zanieczyszczeniu powietrza w Polsce widniała Matka Boska Częstochowska z Dzieciątkiem w maskach przeciwgazowych. Do redakcji trafił list protestacyjny sygnowany nazwiskami kilku biskupów, a przeor Jasnej Góry przyrównał redaktorów tygodnika do hitlerowców, którzy mieli przed laty kpić z polskiego kultu Czarnej Madonny. Do poznańskiej prokuratury napłynęło 600 wniosków od osób, których uczucia religijne miała urazić okładka. Prokuratura jednak obrazy uczuć religijnych nie stwierdziła.
Wiosną 1994 r. okładka „Wprost" ilustrowała artykuł o Elektromisie, firmie Mariusza Świtalskiego. Nasza publikacja sprawiła, że nie powstał bank Posnania, który miał być wehikułem finansowym w interesach Świtalskiego. Ponieważ chodziło o interesy liczone w setkach milionów złotych, ówczesny redaktor naczelny „Wprost" Marek Król otrzymał ochronę BOR. Z kolei po naszej okładce ilustrującej tzw. aferę Oleksego („Wielka gra" ze stycznia 1996 r.) dziennikarzami „Wprost" zainteresowały się tajne służby. − Okładki „Wprost" są często traktowane jak test, na ile czytelnicy w Polsce są otwarci na przekraczanie tabu − mówi prof. Wiesław Godzic, medioznawcza ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. – Ich krytyka bierze się stąd, że niektórzy nie rozumieją wizualnych metafor – dodaje prof. Godzic. Taką metaforą była okładka z lutego 2003 r. odnosząca się do artykułu „Rywinoterapia". Przedstawiała wizerunek głowy producenta w głębi muszli klozetowej, opatrzony podpisem „Ilu ludzi władzy pociągnie za sobą Rywin?". Twarz Rywina w klozecie była metaforą moralnego dna części elit III RP, które sytuowały się ponad prawem i moralnością. Rywin zażądał od „Wprost" przeprosin i wpłaty na cel dobroczynny. Proces ciągnie się do dziś.
Komu nie jest wszystko jedno?
– Niektórzy widzą w okładkach „Wprost" jedynie pogoń za sensacją. W rzeczywistości, używając języka reklamy innego pisma, dowodzą one, że redaktorom tygodnika nie jest wszystko jedno – mówi prof. Wiesław Godzic. We wrześniu 2005 r. we „Wprost" ukazał się artykuł „Niemiecki koń trojański" zilustrowany na okładce fotomontażem. Przedstawiał on odzianą w mundur SD szefową Związku Wypędzonych Erikę Steinbach siedzącą okrakiem na ówczesnym kanclerzu Gerhardzie Schröderze. Okładka opowiadała metaforycznie, że szef niemieckiego rządu stał się zakładnikiem Steinbach. Nie tylko ją legitymizuje, ale jest też wehikułem wynoszącym do rangi prawdy historycznej zakłamany obraz historii, gdzie znika podział na katów i ofiary. Do tej okładki odniosły się najważniejsze niemieckie media, wywołując najgorętszą od lat w tym kraju dyskusję o przeszłości. „Ofensywa Steinbach może zniweczyć politykę pojednania Niemców z Polakami" − napisał w Gerhard Gnauck w „Die Welt". Okładka trafiła też na wystawę „Wojna i jej skutki" w Niemieckim Muzeum Historycznym i uchodzi za najbardziej znaną za granicą okładkę polskiego pisma wszech czasów. Głośna w całej Europie stała się też okładka „Wprost” komentująca polsko-niemieckie stosunki − z czerwca 2007 r. Przedstawia niemiecką kanclerz Angelę Merkel karmiącą piersią braci Kaczyńskich. Tytuł „Macocha Europy” sugerował, że Niemcy nie traktują Polski po partnersku.
W maju 2002 r. „Wprost" opublikował na okładce wizerunek Andrzeja Leppera, którego nos rzucał cień tworzący charakterystyczny wąsik. W odpowiedzi na tę publikację Samoobrona zaproponowała zaostrzenie prawa prasowego. A gdy po wybuchu seksafery „Wprost" opublikował podobiznę Leppera ubranego tylko w biało‑czerwony krawat, posłanka Samoobrony Danuta Hojarska straszyła: „No, za to to od razu ktoś powinien dostać wyrok, karę śmierci powinien dostać za takie zdjęcie!".
Kwaśniewski i Wałęsa
Na podstawie analizy okładek „Wprost" można się zorientować, którzy politycy odgrywali w ostatnim ćwierćwieczu największą rolę. Rekordzistami są byli prezydenci Aleksander Kwaśniewski (39 razy) i Lech Wałęsa (35 razy), a także były minister finansów prof. Leszek Balcerowicz (20 razy). Po lekturze najsłynniejszego artykułu „Wprost" na swój temat, „Aleksander K." (z marca 2005 r.), prezydent Kwaśniewski zdecydował, że nie stawi się przed komisją śledczą ds. PKN Orlen. „Wprost" opublikował bowiem zdjęcia dowodzące, że prezydent, wbrew zaprzeczeniom, miał kontakty z lobbystą Markiem Dochnalem. Po tej publikacji Kwaśniewski w rozmowie z Moniką Olejnik określił „Wprost" mianem gazety ubeckiej, za co pracownicy redakcji oraz wydawca tygodnika wytoczyli mu proces. Tydzień po publikacji artykułu „Aleksander K.” na okładce zamieszczono wizerunek prezydenta z „Wprost” w ręku. Podpis głosił „Koniec świata Kwaśniewskiego”. A zdanie Kwaśniewskiego, że „Wprost” jest najlepiej poinformowanym pismem, stało się mottem niby-billboardu reklamującego nasz tygodnik.
Bywa, że nawet bardzo prowokacyjna okładka jest komentowana rzadziej niż artykuł, który ilustruje. A to dlatego, że opis rzeczywistości jest znacznie bardziej bulwersujący niż ostra metafora graficzna. Gdy opublikowaliśmy taśmy z wykładu dla studentów Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, w trakcie którego o. Tadeusz Rydzyk zarzucił prezydentowi Kaczyńskiemu oszustwo, a jego żonę nazwał czarownicą, szok był tak duży, że niewielu zauważyło, iż na okładce „Wprost" o. Rydzyk jest ubrany w strój Ku-Klux-Klanu.
Test na przełamywanie tabu
Pierwszą okładką „Wprost", która sprowokowała ogólnonarodową debatę, była ta zapowiadająca artykuł „Śmierć w powietrzu" z 1994 r. Na okładce ilustrującej tekst o zanieczyszczeniu powietrza w Polsce widniała Matka Boska Częstochowska z Dzieciątkiem w maskach przeciwgazowych. Do redakcji trafił list protestacyjny sygnowany nazwiskami kilku biskupów, a przeor Jasnej Góry przyrównał redaktorów tygodnika do hitlerowców, którzy mieli przed laty kpić z polskiego kultu Czarnej Madonny. Do poznańskiej prokuratury napłynęło 600 wniosków od osób, których uczucia religijne miała urazić okładka. Prokuratura jednak obrazy uczuć religijnych nie stwierdziła.
Wiosną 1994 r. okładka „Wprost" ilustrowała artykuł o Elektromisie, firmie Mariusza Świtalskiego. Nasza publikacja sprawiła, że nie powstał bank Posnania, który miał być wehikułem finansowym w interesach Świtalskiego. Ponieważ chodziło o interesy liczone w setkach milionów złotych, ówczesny redaktor naczelny „Wprost" Marek Król otrzymał ochronę BOR. Z kolei po naszej okładce ilustrującej tzw. aferę Oleksego („Wielka gra" ze stycznia 1996 r.) dziennikarzami „Wprost" zainteresowały się tajne służby. − Okładki „Wprost" są często traktowane jak test, na ile czytelnicy w Polsce są otwarci na przekraczanie tabu − mówi prof. Wiesław Godzic, medioznawcza ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. – Ich krytyka bierze się stąd, że niektórzy nie rozumieją wizualnych metafor – dodaje prof. Godzic. Taką metaforą była okładka z lutego 2003 r. odnosząca się do artykułu „Rywinoterapia". Przedstawiała wizerunek głowy producenta w głębi muszli klozetowej, opatrzony podpisem „Ilu ludzi władzy pociągnie za sobą Rywin?". Twarz Rywina w klozecie była metaforą moralnego dna części elit III RP, które sytuowały się ponad prawem i moralnością. Rywin zażądał od „Wprost" przeprosin i wpłaty na cel dobroczynny. Proces ciągnie się do dziś.
Komu nie jest wszystko jedno?
– Niektórzy widzą w okładkach „Wprost" jedynie pogoń za sensacją. W rzeczywistości, używając języka reklamy innego pisma, dowodzą one, że redaktorom tygodnika nie jest wszystko jedno – mówi prof. Wiesław Godzic. We wrześniu 2005 r. we „Wprost" ukazał się artykuł „Niemiecki koń trojański" zilustrowany na okładce fotomontażem. Przedstawiał on odzianą w mundur SD szefową Związku Wypędzonych Erikę Steinbach siedzącą okrakiem na ówczesnym kanclerzu Gerhardzie Schröderze. Okładka opowiadała metaforycznie, że szef niemieckiego rządu stał się zakładnikiem Steinbach. Nie tylko ją legitymizuje, ale jest też wehikułem wynoszącym do rangi prawdy historycznej zakłamany obraz historii, gdzie znika podział na katów i ofiary. Do tej okładki odniosły się najważniejsze niemieckie media, wywołując najgorętszą od lat w tym kraju dyskusję o przeszłości. „Ofensywa Steinbach może zniweczyć politykę pojednania Niemców z Polakami" − napisał w Gerhard Gnauck w „Die Welt". Okładka trafiła też na wystawę „Wojna i jej skutki" w Niemieckim Muzeum Historycznym i uchodzi za najbardziej znaną za granicą okładkę polskiego pisma wszech czasów. Głośna w całej Europie stała się też okładka „Wprost” komentująca polsko-niemieckie stosunki − z czerwca 2007 r. Przedstawia niemiecką kanclerz Angelę Merkel karmiącą piersią braci Kaczyńskich. Tytuł „Macocha Europy” sugerował, że Niemcy nie traktują Polski po partnersku.
W maju 2002 r. „Wprost" opublikował na okładce wizerunek Andrzeja Leppera, którego nos rzucał cień tworzący charakterystyczny wąsik. W odpowiedzi na tę publikację Samoobrona zaproponowała zaostrzenie prawa prasowego. A gdy po wybuchu seksafery „Wprost" opublikował podobiznę Leppera ubranego tylko w biało‑czerwony krawat, posłanka Samoobrony Danuta Hojarska straszyła: „No, za to to od razu ktoś powinien dostać wyrok, karę śmierci powinien dostać za takie zdjęcie!".
Kwaśniewski i Wałęsa
Na podstawie analizy okładek „Wprost" można się zorientować, którzy politycy odgrywali w ostatnim ćwierćwieczu największą rolę. Rekordzistami są byli prezydenci Aleksander Kwaśniewski (39 razy) i Lech Wałęsa (35 razy), a także były minister finansów prof. Leszek Balcerowicz (20 razy). Po lekturze najsłynniejszego artykułu „Wprost" na swój temat, „Aleksander K." (z marca 2005 r.), prezydent Kwaśniewski zdecydował, że nie stawi się przed komisją śledczą ds. PKN Orlen. „Wprost" opublikował bowiem zdjęcia dowodzące, że prezydent, wbrew zaprzeczeniom, miał kontakty z lobbystą Markiem Dochnalem. Po tej publikacji Kwaśniewski w rozmowie z Moniką Olejnik określił „Wprost" mianem gazety ubeckiej, za co pracownicy redakcji oraz wydawca tygodnika wytoczyli mu proces. Tydzień po publikacji artykułu „Aleksander K.” na okładce zamieszczono wizerunek prezydenta z „Wprost” w ręku. Podpis głosił „Koniec świata Kwaśniewskiego”. A zdanie Kwaśniewskiego, że „Wprost” jest najlepiej poinformowanym pismem, stało się mottem niby-billboardu reklamującego nasz tygodnik.
Bywa, że nawet bardzo prowokacyjna okładka jest komentowana rzadziej niż artykuł, który ilustruje. A to dlatego, że opis rzeczywistości jest znacznie bardziej bulwersujący niż ostra metafora graficzna. Gdy opublikowaliśmy taśmy z wykładu dla studentów Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu, w trakcie którego o. Tadeusz Rydzyk zarzucił prezydentowi Kaczyńskiemu oszustwo, a jego żonę nazwał czarownicą, szok był tak duży, że niewielu zauważyło, iż na okładce „Wprost" o. Rydzyk jest ubrany w strój Ku-Klux-Klanu.
Więcej możesz przeczytać w 49/2007 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.