I patrzcie państwo – Platforma Obywatelska wygrała wybory! A raczej wyborki, bo frekwencyjka była maluśka. W sztabie platfusów świętowano hucznie, a lud chóralnie skandował: Donald Tusk! Donald Tusk! No, po takim zwycięstwie premier powinien pojechać na kolejne wczasy. A potem jeszcze jedne. I jeszcze.
Niestety, Marian Krzaklewski nie załapał się do Brukseli. Nawet na Podkarpaciu nie chcieli na niego głosować, co normalnego człowieka wpędziłoby w depresję. Biedny Krzaklewski kiepściutko wyszedł na tym kandydowaniu. Podpadł „Solidarności", elektorat PO go olał, farba z włosów zejdzie, a brukselskiej pensji nie dostanie. Istny koszmar. Acz praw- prawdziwy duce skończył nieco gorzej.
Na drugim biegunie znajduje się Jerzy Buzek. Niby też odpowiadał za klapę rządów AWS, niby był tragicznie beznadziejnym premierem, ale wszyscy go kochają. Dostał najwięcej głosów w kosmosie, celebryci się nad nim rozpływają (jedna gwiazdunia powiedziała, że „Buzek jest dobrym mówcą" – to tak, jakby stwierdzić, że Al Pacino jest wysoki), obściskuje go nawet Lech Kaczyński, który przecież nikogo nie lubi. Ulubieniec świata może zostać przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Zabawne, że ciamajda Buzek politycznie niewiele się różni od pięknego Maryjana, ale nikt nie powie o nim złego słowa. Może dlatego tak rozbraja ludzi, bo jest podobny do Marty’ego Feldmana, znanego z komedii Mela Brooksa. Na pewno kojarzycie, grał Ajgora w „Młodym Frankensteinie".
W sumie facet podobny do komika to idealny kandydat na szefa Parlamentu Europejskiego. W tym potwornie nudnym miejscu przyda się ktoś, kogo nie da się traktować poważnie.
Oczywiście, jak wszyscy życzymy Buzkowi, by stanął na czele Parlamentu Europejskiego. To idealne miejsce dla takiego dorodnego bezpłciowca. Nie życzymy mu natomiast, by zaczął robić karierę na polskim podwórku. A już bardzo nie życzymy, żeby wrócił na stanowisko premiera, o czym przebąkują w PO. Sądzimy, że jedna katastrofa w dorobku każdego śmiertelnika najzupełniej wystarczy.
Sławomir Nowak wysłał Jarosława Kaczyńskiego do psychologa. Po tym, jak prezes PiS obsobaczył Radio Zet i stwierdził, że nie wywodzi się ono z tradycji AK-owskiej. Hm, z ministrem Nowakiem rzadko się zgadzamy, ale tym razem trudno odmówić mu racji. To zaniepokoiło nas tak bardzo, że sami pójdziemy do psychologa. To w końcu Nowak jest od przytakiwania (Tuskowi), a nie od tego, żeby jemu przytakiwać.
Premier Donek ogłosił, że nie będzie podwyżki podatków. Zamiast tego budżet wspomoże się zyskiem wypracowanym przez PKO BP. Będzie to miało ujemne konsekwencje dla akcji kredytowej, której hamowanie to główna przeszkoda w walce z kryzysem. Ale jak widać, kryzys nie szkodzi notowaniom PO, więc właściwie niech sobie będzie. Rząd się wszak wyżywi.
Podbieranie kasy PKO nie spodobało się nawet wicepremierowi Waldemarowi Pawlakowi. Ludowiec bardzo labiedził, pojękiwał, jak to on, ale koalicjanci z PO niespecjalnie się przejęli. Ale jak znamy Pawlaka, jakąś świnię w rewanżu podłoży. W końcu u chłopów świń dosyć.
To niesamowite, ale do Brukseli przeniesie się nawet Krzysztof Lisek – najmniej ciekawy szef Komisji Spraw Zagranicznych w długich dziejach polskiego parlamentaryzmu. Zastąpi go Andrzej Halicki, co tu ukrywać – nasz znajomy. Co prawda, z dawnych czasów, ale to może wystarczyć, by władze PO traktowały go nieufnie. W dodatku panieńskie nazwisko jego żony brzmi Sowa, co każe ją podejrzewać o związki z Kaczorami.
Niestety, Marian Krzaklewski nie załapał się do Brukseli. Nawet na Podkarpaciu nie chcieli na niego głosować, co normalnego człowieka wpędziłoby w depresję. Biedny Krzaklewski kiepściutko wyszedł na tym kandydowaniu. Podpadł „Solidarności", elektorat PO go olał, farba z włosów zejdzie, a brukselskiej pensji nie dostanie. Istny koszmar. Acz praw- prawdziwy duce skończył nieco gorzej.
Na drugim biegunie znajduje się Jerzy Buzek. Niby też odpowiadał za klapę rządów AWS, niby był tragicznie beznadziejnym premierem, ale wszyscy go kochają. Dostał najwięcej głosów w kosmosie, celebryci się nad nim rozpływają (jedna gwiazdunia powiedziała, że „Buzek jest dobrym mówcą" – to tak, jakby stwierdzić, że Al Pacino jest wysoki), obściskuje go nawet Lech Kaczyński, który przecież nikogo nie lubi. Ulubieniec świata może zostać przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Zabawne, że ciamajda Buzek politycznie niewiele się różni od pięknego Maryjana, ale nikt nie powie o nim złego słowa. Może dlatego tak rozbraja ludzi, bo jest podobny do Marty’ego Feldmana, znanego z komedii Mela Brooksa. Na pewno kojarzycie, grał Ajgora w „Młodym Frankensteinie".
W sumie facet podobny do komika to idealny kandydat na szefa Parlamentu Europejskiego. W tym potwornie nudnym miejscu przyda się ktoś, kogo nie da się traktować poważnie.
Oczywiście, jak wszyscy życzymy Buzkowi, by stanął na czele Parlamentu Europejskiego. To idealne miejsce dla takiego dorodnego bezpłciowca. Nie życzymy mu natomiast, by zaczął robić karierę na polskim podwórku. A już bardzo nie życzymy, żeby wrócił na stanowisko premiera, o czym przebąkują w PO. Sądzimy, że jedna katastrofa w dorobku każdego śmiertelnika najzupełniej wystarczy.
Sławomir Nowak wysłał Jarosława Kaczyńskiego do psychologa. Po tym, jak prezes PiS obsobaczył Radio Zet i stwierdził, że nie wywodzi się ono z tradycji AK-owskiej. Hm, z ministrem Nowakiem rzadko się zgadzamy, ale tym razem trudno odmówić mu racji. To zaniepokoiło nas tak bardzo, że sami pójdziemy do psychologa. To w końcu Nowak jest od przytakiwania (Tuskowi), a nie od tego, żeby jemu przytakiwać.
Premier Donek ogłosił, że nie będzie podwyżki podatków. Zamiast tego budżet wspomoże się zyskiem wypracowanym przez PKO BP. Będzie to miało ujemne konsekwencje dla akcji kredytowej, której hamowanie to główna przeszkoda w walce z kryzysem. Ale jak widać, kryzys nie szkodzi notowaniom PO, więc właściwie niech sobie będzie. Rząd się wszak wyżywi.
Podbieranie kasy PKO nie spodobało się nawet wicepremierowi Waldemarowi Pawlakowi. Ludowiec bardzo labiedził, pojękiwał, jak to on, ale koalicjanci z PO niespecjalnie się przejęli. Ale jak znamy Pawlaka, jakąś świnię w rewanżu podłoży. W końcu u chłopów świń dosyć.
To niesamowite, ale do Brukseli przeniesie się nawet Krzysztof Lisek – najmniej ciekawy szef Komisji Spraw Zagranicznych w długich dziejach polskiego parlamentaryzmu. Zastąpi go Andrzej Halicki, co tu ukrywać – nasz znajomy. Co prawda, z dawnych czasów, ale to może wystarczyć, by władze PO traktowały go nieufnie. W dodatku panieńskie nazwisko jego żony brzmi Sowa, co każe ją podejrzewać o związki z Kaczorami.
Więcej możesz przeczytać w 25/2009 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.