Szóste: nie cudzołóż
Artur Urbański postawił poprzeczkę wysoko i porwał się na „Wiarołomnych" według scenariusza Bergmana. Musiał się liczyć z tym, ze jego spektakl będzie porównywany ze świetnym filmem Liv Ullmann.
Z rywalizacji wyszedł jednak obronną ręką. Udało mu się stworzyć poruszające studium zdrady oraz ludzkich słabości. Przez cztery godziny obserwujemy losy trójkąta: aktorki Marianne, jej męża, dyrygenta Markusa oraz przyjaciela obojga, reżysera Davida. Jest też kilkuletnia córka, która szybko stanie się kartą przetargową i jednocześnie ofiarą. Wszystko zaczyna się niewinnie, od wspólnych kolacji i rozmów przy winie. Marianne i David są dla siebie jak brat i siostra, ale ich relacja powoli, krok po kroku, zaczyna mieć perwersyjny posmak. Bohaterowie wiedzą, że przekroczenie granicy intymności zamieni ich życie w piekło, ale mimo to decydują się na ten desperacki krok. Aby wyrwać się z letargu, dla krótkiej chwili szczęścia, są w stanie poświęcić wszystko. Siła tekstu Bergmana i spektaklu Urbańskiego polega na braku oskarżeń i unikaniu jednoznacznych osądów. Nikt tu nie jest bez winy. Przedstawienie jest też mistrzowskim popisem aktorskim Mai Ostaszewskiej – bez wątpienia rolę Marianne można zaliczyć do najlepszych w jej karierze. „Wiarołomni" to spektakl mocny, pełen ekstremalnych emocji. Teatr moralnego niepokoju, który boli jeszcze długo po wyjściu z sali.
"Wiarołomni", reż. Artur Ildefons Urbański, TR Warszawa
Iga Nyc
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.