W listopadzie 2009 r. klient jednego z banków ujawnił, że gdy przez dwa miesiące spóźniał się ze spłatą kredytu, otrzymywał regularne telefony z pogróżkami od pracownika banku. Grożono mu m.in., że jego dzieci zabierze opieka społeczna, a on sam pójdzie do więzienia i będzie miał najsmutniejsze Boże Narodzenie w życiu. Klient rozmowy nagrał i przekazał prasie. Wybuchł skandal, bank przeprosił, obiecał spojrzeć na dłużnika łaskawszym okiem, ale niesmak pozostał.
Powodem problemów owego klienta było nagłe zwolnienie z pracy. Truizmem jest jednak uwaga, że nieprzewidziane kłopoty finansowe mogą dotknąć każdego kredytobiorcę. Zwłaszcza w czasie panującego w Polsce wysokiego, prawie 13-procentowego bezrobocia. Pół biedy, jeśli pechowy klient ma zapisane w umowie tzw. wakacje od kredytu. Banki w ramach takich wakacji oferują zwykle odroczenie jednej raty kapitałowo-odsetkowej raz na rok. W skrajnych wypadkach nawet przez 60 miesięcy można spłacać same odsetki. To, czy udamy się na kredytowe wakacje, zależy jednak od decyzji banku. Czy jest szansa, że bank pochyli się nad pechowym klientem i pozwoli na przesunięcie spłaty kolejnych rat? Wiele zależy od nas samych.
„Natychmiast informujcie o swoich kłopotach kredytodawcę" – to rada, którą powtarzają wszyscy eksperci. Informowanie o niemożności spłaty kolejnej raty, jeszcze zanim otrzymamy pierwsze upomnienie, sprawia, że w oczach banku nie tracimy wiarygodności. Na nic się zda unikanie kontaktu z bankiem. Bankowcy zaczynają się upominać o swoje już po dwóch tygodniach. Bądźmy pewni, że jeśli ukrywamy problemy, bank doliczy nam karne odsetki za każdy dzień zwłoki. Najlepiej więc szybko się z nim skontaktować i rozpocząć negocjacje. Bank pod wpływem właściwych argumentów powinien być skłonny do zmiany warunków umowy. Może m.in. odroczyć spłatę raty, wydłużyć okres kredytowania albo zmienić sposób wyliczania rat. W końcu żadnej ze stron nie opłaca się zrywać umowy. Wszyscy coś by stracili: klient – kredyt, bank – odsetki i koszty windykacji zaległości.
W rozmowach z bankiem powinniśmy się starać udowodnić, że nasze kłopoty są przejściowe. Jeśli straciliśmy pracę, należy pokazać, że już znaleźliśmy nową albo jej aktywnie szukamy. Jeśli jesteśmy chorzy, trzeba udowodnić, że nie ociągamy się z rehabilitacją. Naszym atutem będzie posiadanie konta w banku, który nas kredytuje. Bank może się wtedy upewnić, że nie jesteśmy bankrutami i nie przepuszczamy każdej wypłaty zaraz po jej otrzymaniu. Największe szanse na sukces mamy wtedy, gdy zaproponujemy bankowi dodatkowego poręczyciela albo nową nieruchomość pod zastaw.
A rzeczywistość skrzeczy…
Niestety, w rzeczywistości negocjacje często spalają na panewce. – Polskie banki nie umieją rozwiązywać takich spraw, działają bardzo schematycznie, nie mają opracowanych odpowiednich procedur pomocy klientowi w sytuacji utraty przez niego płynności finansowej– twierdzi KrzysztofOppenheim, ekspert, właściciel firmy pośrednictwa kredytowego. Banki bywają po prostu uparte i natrętne. – Przełożeni kierują pracownikami windykacji tak, by ci wyznawali zasadę „wyrwij kasę", a nie „zrób tak, aby wszyscy byli zadowoleni” – mówi Waldemar Dziwniel, ekspert zajmujący się m.in. szkoleniami z zakresu zarządzania personelem. Skutki takiej praktyki potwierdzają opublikowane w lutym 2010 r. badania przeprowadzone przez stu „tajnych” klientów na zlecenie międzynarodowej firmy Dive Group. Okazało się, że pracownicy 55 proc. ze 100 badanych oddziałów polskich banków kończyli rozmowy z klientem w sposób dla niego niesatysfakcjonujący, a w 31 proc. wypadków nie potrafili właściwie rozpoznać jego potrzeb.
Niebezpieczne ubezpieczenia
Pozornie świetnym sposobem na uniknięcie problemów jest skorzystanie z ubezpieczenia od utraty pracy i od utraty zdolności do pracy z powodu poważnej choroby. Banki przedstawiają je klientom wraz z ofertami kredytowymi. Ubezpieczenia mają gwarantować klientowi wypłatę świadczeń ratalnych najczęściej przez okres od 6 do 12 miesięcy. – Koszt ubezpieczenia od ryzyka utraty pracy zazwyczaj wynosi ok. 1 proc. rocznie, ale zwykle banki pobierają składkę za dwa lata z góry. Przy kredycie na 500 tys. zł takie ubezpieczenie kosztuje 10 tys. zł – mówi Krzysztof Oppenheim. Dodaje, że na ogół klienci nie są zainteresowani ubezpieczeniami, bo ubezpieczyciele niechętnie wypłacają odszkodowania, a w umowach roi się od kruczków prawnych. Najpierw czekają nas „proste" utrudnienia – konieczność zarejestrowania się jako bezrobotny albo nabycia prawa do zasiłku. Poza tym jeśli stracimy pracę za szybko, z wypłatą świadczenia ochronnego możemy się pożegnać. Ubezpieczyciele uruchamiają okres ubezpieczenia dopiero 30, a nawet 90 dni po podpisaniu umowy. Ubezpieczenia nie otrzymamy także, jeśli padliśmy ofiarą zwolnień grupowych, odeszliśmy z pracy za porozumieniem stron, nie przedłużono nam umowy na czas określony albo pracodawca zwolnił nas z naszej winy bez okresu wypowiedzenia. – Nie dość, że te ubezpieczenia dają bardzo wąską ochronę, to jeszcze wiele osób skarży się nam na odmowę wypłaty świadczeń. Na przykład umowa grupowego ubezpieczenia na życie kredytobiorców (zawarta między bankiem a ubezpieczycielem) przewiduje przejęcie spłaty kredytu przez zakład ubezpieczeń wyłącznie w razie zgonu wywołanego nieszczęśliwym wypadkiem lub nagłą chorobą. Jeśli ktoś umiera na chorobę przewlekłą, świadczenia przepadają – mówi Krystyna Krawczyk, dyrektor Biura Rzecznika Ubezpieczonych. Innym problemem jest odmowa zwrotu części opłaconej składki ubezpieczeniowej w sytuacji wcześniejszej spłaty kredytu. – Tutaj jednak firmy w końcu się uginają. Polskie prawo w tej kwestii jest bardzo jasne – przekonuje Krystyna Krawczyk.
By uniknąć kłopotów związanych z ubezpieczeniem, najlepiej dokładnie czytać podpisywane przed siebie umowy. Należy wymagać od banku udostępnienia warunków ubezpieczenia i mieć świadomość, że nie mamy obowiązku go zawierać, jeśli warunki nam się nie spodobają. Nawet jeżeli bankowiec stara się nas do tego przekonać. Na szczęście również w sytuacji, w której mu się to uda, w ciągu 30 dni od podpisania umowy możemy od niej odstąpić. W rozwiązaniu nagłych problemów ze spłatą kredytu mogą pomóc stare dobre metody, takie jak odkładanie na „czarną godzinę". Pod poduszkę albo na bankowej lokacie. Wyższość tej drugiej nie jest jednak oczywista, bo tutaj też nieraz można się rozczarować. Ale to historia na zupełnie inny artykuł…
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.