Patrząc na szaleństwo, błahość i teatralność naszej polityki, myślę, że tylko błazen może być w tym świecie kimś serio.
Błazeństwo w polityce trzyma się dobrze. Wakacje nie będą sezonem ogórkowym. Mamy co najmniej trzy mocne atrakcje: działalność komisji Macierewicza, walka o krzyż (bo dopiero we wtorek się przekonamy się, czy krzyż zostanie oddany „bez krwi" i ile nowych na jego miejscu wyrośnie). No i Palikota. Mimo że na wakacjach, poseł pozostaje czujny.
Macierewicz i Palikot to dwa oblicza polskiej polityki. Jeden wygląda jak kapłan ( jest ich wielu w polskiej polityce), drugi mówi o sobie, że jest błaznem. Macierewicz stoi na straży wymyślonej przez siebie Prawdy. Nie wiem, na ile w tę Prawdę rzeczywiście wierzy, a na ile wie, że poza manifestacją swojej wiary będzie nikim. Jego kapłaństwo ma charakter religijny; Macierewicz jest posiadaczem wiedzy objawionej, wie więc więcej niż lud prosty, by nie powiedzieć, że wie wszystko. Ma też swoje tajemnice, odprawia egzorcyzmy, wszędzie widzi szatanów (szatani teraz w ogóle w modzie; dzięki temu polski Kościół słynie w świecie z eksportu dyplomowanych egzorcystów), zdradę, podstęp, spisek i stara się o tym sugestywnie poinformować naiwnych ludzi. Idzie mu łatwo, bo ma do swojej dyspozycji nie tylko Radio Maryja i inne media, dla których atrakcyjność kapłana jest nie mniejsza niż błazna, ale i całą (nową) komisję swoich wyznawców, w której celebruje swoje kapłaństwo.
Palikot też ma swoją prawdę (komisji już nie ma). Filozoficzną. Jest błaznem z tradycjami: budowanymi przez Gombrowicza i Kołakowskiego, który zawsze opowiadał się za „filozofią błazna, a więc za postawą negatywnej czujności wobec absolutu jakiegokolwiek" („Kapłan i błazen”).
Jako błazen Palikot jest skuteczny. Nie tylko śmieszy, ale i obnaża. Ma asortyment środków i pomysłów służących do obnażania różnych idiotyzmów, fałszów, pozornych oczywistości. Jego dewizą jest głoszenie twierdzeń (często w postaci pytań) nieuznawanych przez tych, którzy wierzą w Prawdy. Tylko on ma odwagę krzyczeć, że „król jest nagi!", kiedy król jest nagi albo skąpo odziany. Palikot twierdzi, że „prowokuje, lecz nie niszczy”, „jest szyderczy, ale niebrutalny”. Jest świętokradczy, ale nie narusza prawdziwych świętości. To prawda.
W swojej książce („Ja Palikot", Warszawa 2010) pisze: „Kiedy w ten świat wchodzę ze swoimi prowokacjami, aby go ożywić, aby nim potrząsnąć, oni krzyczą, że niszczę sferę publiczną, że zaniżam poziom debaty. Drodzy panowie, tu już nie da się nic zniżyć (…) wszystko w Polsce jest śnięte, dyskusje publiczne są jałowe, argumenty toporne, nie ma standardów powagi, które cierpią od moich happeningów. Nie można podciąć skrzydeł nielotom, nie można podważyć autorytetu tych, którzy go nie mają” – dodaje.
Patrząc na szaleństwo, błahość i teatralność naszej polityki, na pychę, zarozumialstwo i hipokryzję wielu polityków, myślę sobie często, że tylko błazen może być w tym świecie kimś serio. Bo jaką inną bronią niż śmiechem, happeningiem, prowokacją można odsłonić bufonadę uprawianą pod maską „polityki historycznej", „poszukiwania Prawdy”, „racji stanu” „ochrony życia” czy „troski o uniwersalne wartości” etc. I Palikot to robi. Niesłusznie jest więc go stawiać w jednej linii z innymi politycznymi szaleńcami.
Problemem jest jednak to, czy wartość błazeństwa w polityce nie jest wprost proporcjonalna do wartości i powagi kapłaństwa. Bo jeśli nie ma prawdziwych kapłanów, a kapłaństwo jest inną postacią błazeństwa, to na cóż nam błazen? Sam Palikot w swojej książce dowodzi, że prawdziwa polityka radykalnie się zmieniła. To, co w niej ważne, odbywa się bez ideologii, bez szumnych deklaracji, bez idealistycznych programów, bez zbędnego gadania. Dawny kapłan został zastąpiony przez Wielkiego Pragmatyka, który zna się na technikach władzy, a zamiast wiary w wielkie wartości, posiada zdrowy rozsądek. W polityce „nowej ery" liczy się skuteczność i „żeby ludziom żyło się lepiej”. Takim politykiem jest – według Palikota Donald Tusk.
Cóż jednak po Palikocie, gdy nie ma prawdziwych kapłanów; cóż po błaznach w czasach powszechnej błazenady? Przecież Pragmatyk – czy z błaznem, czy bez – będzie robił swoje.
Macierewicz i Palikot to dwa oblicza polskiej polityki. Jeden wygląda jak kapłan ( jest ich wielu w polskiej polityce), drugi mówi o sobie, że jest błaznem. Macierewicz stoi na straży wymyślonej przez siebie Prawdy. Nie wiem, na ile w tę Prawdę rzeczywiście wierzy, a na ile wie, że poza manifestacją swojej wiary będzie nikim. Jego kapłaństwo ma charakter religijny; Macierewicz jest posiadaczem wiedzy objawionej, wie więc więcej niż lud prosty, by nie powiedzieć, że wie wszystko. Ma też swoje tajemnice, odprawia egzorcyzmy, wszędzie widzi szatanów (szatani teraz w ogóle w modzie; dzięki temu polski Kościół słynie w świecie z eksportu dyplomowanych egzorcystów), zdradę, podstęp, spisek i stara się o tym sugestywnie poinformować naiwnych ludzi. Idzie mu łatwo, bo ma do swojej dyspozycji nie tylko Radio Maryja i inne media, dla których atrakcyjność kapłana jest nie mniejsza niż błazna, ale i całą (nową) komisję swoich wyznawców, w której celebruje swoje kapłaństwo.
Palikot też ma swoją prawdę (komisji już nie ma). Filozoficzną. Jest błaznem z tradycjami: budowanymi przez Gombrowicza i Kołakowskiego, który zawsze opowiadał się za „filozofią błazna, a więc za postawą negatywnej czujności wobec absolutu jakiegokolwiek" („Kapłan i błazen”).
Jako błazen Palikot jest skuteczny. Nie tylko śmieszy, ale i obnaża. Ma asortyment środków i pomysłów służących do obnażania różnych idiotyzmów, fałszów, pozornych oczywistości. Jego dewizą jest głoszenie twierdzeń (często w postaci pytań) nieuznawanych przez tych, którzy wierzą w Prawdy. Tylko on ma odwagę krzyczeć, że „król jest nagi!", kiedy król jest nagi albo skąpo odziany. Palikot twierdzi, że „prowokuje, lecz nie niszczy”, „jest szyderczy, ale niebrutalny”. Jest świętokradczy, ale nie narusza prawdziwych świętości. To prawda.
W swojej książce („Ja Palikot", Warszawa 2010) pisze: „Kiedy w ten świat wchodzę ze swoimi prowokacjami, aby go ożywić, aby nim potrząsnąć, oni krzyczą, że niszczę sferę publiczną, że zaniżam poziom debaty. Drodzy panowie, tu już nie da się nic zniżyć (…) wszystko w Polsce jest śnięte, dyskusje publiczne są jałowe, argumenty toporne, nie ma standardów powagi, które cierpią od moich happeningów. Nie można podciąć skrzydeł nielotom, nie można podważyć autorytetu tych, którzy go nie mają” – dodaje.
Patrząc na szaleństwo, błahość i teatralność naszej polityki, na pychę, zarozumialstwo i hipokryzję wielu polityków, myślę sobie często, że tylko błazen może być w tym świecie kimś serio. Bo jaką inną bronią niż śmiechem, happeningiem, prowokacją można odsłonić bufonadę uprawianą pod maską „polityki historycznej", „poszukiwania Prawdy”, „racji stanu” „ochrony życia” czy „troski o uniwersalne wartości” etc. I Palikot to robi. Niesłusznie jest więc go stawiać w jednej linii z innymi politycznymi szaleńcami.
Problemem jest jednak to, czy wartość błazeństwa w polityce nie jest wprost proporcjonalna do wartości i powagi kapłaństwa. Bo jeśli nie ma prawdziwych kapłanów, a kapłaństwo jest inną postacią błazeństwa, to na cóż nam błazen? Sam Palikot w swojej książce dowodzi, że prawdziwa polityka radykalnie się zmieniła. To, co w niej ważne, odbywa się bez ideologii, bez szumnych deklaracji, bez idealistycznych programów, bez zbędnego gadania. Dawny kapłan został zastąpiony przez Wielkiego Pragmatyka, który zna się na technikach władzy, a zamiast wiary w wielkie wartości, posiada zdrowy rozsądek. W polityce „nowej ery" liczy się skuteczność i „żeby ludziom żyło się lepiej”. Takim politykiem jest – według Palikota Donald Tusk.
Cóż jednak po Palikocie, gdy nie ma prawdziwych kapłanów; cóż po błaznach w czasach powszechnej błazenady? Przecież Pragmatyk – czy z błaznem, czy bez – będzie robił swoje.
Więcej możesz przeczytać w 32/2010 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.