Miałam też napisać o nadzwyczajnym zjawisku, którego byliśmy świadkami w zeszłym tygodniu, a mianowicie o aktywizacji „dziury po krzyżu", która zaczęła niespodziewanie dla wszystkich pełnić podobne do krzyża funkcje. Przyciągnęła zarówno „obrońców", harcerzy, jak i samego prezesa Kaczyńskiego. Analiza psychoanalityczna tego zjawiska byłaby nader ciekawa, zwłaszcza że w dziurze lub koło dziury ma wkrótce urosnąć 96 nowych krzyży… Miałam o tym wszystkim napisać, analizy dokonać, ale nie napiszę i analizy nie dokonam, bo najpierw muszę przyznać się do win i braku kwalifikacji moralnych.
W poprzednim felietonie („PZU u Maryi") pomyliłam PZU z ZUS. Pomyłka ta, o której powiadomił mnie mailem oburzony ksiądz, niezmiernie mnie ucieszyła. Nie muszę zmieniać firmy ubezpieczeniowej! Ale też zmartwiła: bo o ile PZU można wymienić na inną firmę, o tyle ZUS – nie. Czuję się więc zbulwersowana faktem, iż pieniądze pobierane bezwzględnie przez całe moje zawodowe życie są w rękach grupy zawodowej, której etyka opiera się na wierze, że prawdziwe szczęście, bogactwo i sprawiedliwość spotka nas dopiero po śmierci i że doczesność to tylko marność nad marnościami. Cieszę się również, że PZU nie złożyło na mnie dotąd żadnej skargi sugerującej, iż nadwątliłam zaufanie wobec firmy, ale też rozumiem, że pozew o niezgodne z prawdą twierdzenie, iż pracownicy PZU zawierzają się Maryi, brzmiałby w polskiej rzeczywistości dziwnie, wszak wszyscy się Jej zawierzają, i to zawodowo, z premierem i prezydentem włącznie. Czy z PZU coś jest nie tak?
Poskarżyli się za to na mnie dwaj senatorowie PiS. I to nie do byle kogo – do samej pani Rektor Uniwersytetu Warszawskiego. Senatorowie RP Witold Idczak i Maciej Klima napisali oświadczenie, że „sama świadomie pozbawiłam się kwalifikacji moralnych do pracy dydaktycznej". Dlaczego? Ponieważ gdzieś powiedziałam, że Lech Kaczyński zasłużył pośmiertnie na reklamę „Zimnego Lecha", bo za życia nie protestował przeciwko seksistowskim reklamom upokarzającym kobiety. Szczerze powiedziawszy, wypowiedzi takiej nie pamiętam, z pewnością nie była autoryzowana, ale jak senatorowie coś mówią, to na pewno mówią prawdę. Bo przecież są senatorami z powodu swoich kwalifikacji moralnych. Problemem jest tylko to, czy mogę „świadomie pozbawić się kwalifikacji moralnych do pracy dydaktycznej”. Z całą pewnością posiadam kwalifikacje merytoryczne. Po to jednak, by odpowiedzieć na pytanie, czy miałam kiedykolwiek kwalifikacje moralne, musiałabym wiedzieć, czym one są.
Nie jestem i nie byłam karana. Opiekuję się zwierzętami i niektórymi ludźmi. Jestem ateistką, ale czytam Biblię, pisma ojców i doktorów Kościoła, a także dokumenty papieskie częściej i bardziej systematycznie niż niejeden biskup. Wbrew mojemu radykalnemu feminizmowi pozostaję w trwałym związku małżeńskim. Nie wykorzystuję seksualnie dzieci. Nie kradnę, nie krzywdzę. Czy to są wystarczające kwalifikacje moralne do pracy dydaktycznej, według senatorów RP?
Zapewne nie, albowiem nie należę do partii PiS ani z nią nie sympatyzuję, byłam przekonana, że Lech Kaczyński nie był dobrym prezydentem, podobnie jak uważam, że jego brat szkodzi polskiej scenie politycznej, choć ma niewątpliwe zasługi w animacji mediów i życia ulicznego. Oburzył mnie pochówek na Wawelu. Wiem, że to grzech. Reklama piwa Lech mnie rozśmieszyła. A to grzech śmiertelny. Muszę się też przyznać, że mam sprawę w sądzie, bo telewizja publiczna twierdzi, że naruszyłam jej dobra osobiste, krytykując gdzieś w programie na żywo „Misję specjalną".
Czy jednak pozbawia mnie to kwalifikacji moralnych do pracy dydaktycznej? Panowie senatorowie, zapraszam na moje zajęcia z etyki. Przez kilka pierwszych godzin analizujemy tam znaczenie pojęć „moralność", „moralny". Przyda się.Na zakończenie chciałam jeszcze raz przeprosić czytelników za wprowadzenie w błąd. To nie PZU gremialnie pielgrzymuje do Maryi, tylko ZUS.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.