Cykliczne kampanijne przemiany prezesa można z łatwością zracjonalizować. Przecież republikanie w republikańskich prawyborach skręcają ostro w prawo, bo wymaga tego prawicowy elektorat, a potem w stronę centrum, bo wymaga tego zwycięstwo. Podobnie czynią demokraci. Kandydaci na kandydata socjalistów we Francji też się biją, jakby chcieli być prezydentami lewicy, a nie Francji. Spokojnie, za kilka tygodni będą mieli poglądy centrowe. Czyli tak jak prezes, tak? Nie. Bo ogromna większość polityków nie tylko idzie w stronę centrum, by zdobyć władzę, ale z owego centrum także rządzi. Jarosław Kaczyński pokazał, że umiar jest dla niego wyłącznie maską, prawdziwą zaś jego twarzą jest radykalizm.
Dlatego by zorientować się, co naprawdę zrobiłby prezes, gdyby został premierem, nie należy za bardzo przywiązywać wagi do tego, co prezes mówi teraz, bo teraz jest gotów powiedzieć wszystko. Dokładniej: wszystko, co mu w duszy gra, gotów jest przemilczeć. Prezesa, owszem, słuchać warto, bo jest politykiem inteligentnym, a cała ta przedwyborcza maskarada jest nawet zabawna i widowiskowa. Ale tyle. Skąd w takim razie ma wiedzieć cokolwiek o planach prezesa ktoś, kto nie jest jego wyznawcą, lecz jedynie potencjalnym wyborcą? Oj tam, to proste, podrzucam państwu ściągi.
Warto na przykład przeczytać wywiad z idolem naszej tzw. prawicy, poetą Rymkiewiczem, który mówi, że grożą nam kolejne rozbiory, i sugeruje, że dla Polski być może trzeba będzie chwycić za broń. Nie, niech państwo na razie za broń nie chwytają. Na razie zachęcam do wzięcia w dłoń „Gazety Polskiej" i do wczytania się w tę propagandową młóckę codziennej i cotygodniowej politgramoty. Bo tam piszą to, czego prezes powiedzieć jeszcze nie może. Włączmy Radio Maryja, niech wybrzmi głos Rydzyka w naszych domach, dowiedzmy się, o co w tych wyborach idzie naprawdę. Przespacerujmy się pod namiot Solidarnych 2010 – ten alternatywny świat jest tuż-tuż, a więcej w nim realnych zapowiedzi tego, co by się stało, gdyby wiadomo, co stało, niż w wypowiedziach prezesa. Wsłuchajmy się w rytmiczne skandowanie patriotycznych kiboli, nie ma się ich co bać, przemawia przez nich młodość, bezkompromisowość i oddanie ojczyźnie.
Wkliknijmy się na moment na któryś z prawicowych portali, poczytajmy, co się tam pisze między reklamami SKOK i kandydatów PiS. To w tych wszystkich miejscach można wyczytać, usłyszeć i uchwycić to, co jest kluczem do zrozumienia prawdziwych intencji prezesa.
Za gospodarkę w Polsce odpowiada premier i rząd. I trzeba powiedzieć, że niektóre „nie da się" Donalda Tuska bywały szalenie irytujące. Tyle że większość „da się” Jarosława Kaczyńskiego mogło budzić grozę, a myśl o tym, że znowu mogłoby się dać, budzi dreszcze. Szukanie „układu”? Da się! Obrażanie całych grup społecznych? Da się! Zawodowych? Da się! Areszt wydobywczy? Da się! Nazywanie większości ministrów spraw zagranicznych agentami? Da się! Plan zlustrowania niemal całej Polski? Da się! Prowokacje CBA, żeby dorwać tych, których władza nie lubi? Da się! Odzyskiwanie w kilka dni TVP? Da się! MSZ? Da się! Ziobro na ministra sprawiedliwości? Da się! Fotyga do MSZ? Da się! Macierewicz na weryfikatora służb? Da się! To była władza! Nie było to tamto, był człowiek, był paragraf, była potrzeba, była akcja, był wróg, znajdował się prokurator. Nie było żadnego certolenia się, gdy rządził Jarosław „da się” Kaczyński.
Za niecałe dwa tygodnie nie staniemy przed wyborem między tym, który jak się bierze do gospodarki, to „da się", a tymi, co jak się biorą, to „się nie da”. W gruncie rzeczy będziemy głosowali nad tym, czy w Polsce będzie można spokojnie oddychać. Zwolennicy PiS uważają, że żyją w kraju prawie totalitarnym, gdzie opozycję i milusińskich kibiców się gnębi, gdzie wolność słowa się tłumi, gdzie prawa człowieka się depcze. Istny koszmar. Dla zwolenników nie-PiS Polska to kraj na pewno nie doskonale rządzony, ale taki, w którym władza nie wtrynia się w życie obywateli ani nie mówi „da się” w sytuacjach, w których powinna mówić „nie da się, nie wolno, to wbrew prawu i demokracji!”. Dla nich istny koszmar to sama myśl o tym, co by było, gdyby po wyborach prezes już nie musiał udawać.
Jeśli idzie o nastrój, który mielibyśmy, gdyby górą był prezes, to niczego zgadywać nie trzeba. Źródeł rzetelnej wiedzy jest naprawdę bardzo wiele. Tak tylko mówię, żeby nikt potem nie smęcił, że nie wiedział, nie domyślał się, nie podejrzewał.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.