Biskup Kazimierz Ryczan w czasie pasterki grzmiał w swojej kieleckiej bazylice, by „nie bać się Palikota ani transwestytów, ani liberałów, ani bojówek ateistycznych". Rozumiem, że biskup chce mniej seksu i więcej Matki Boskiej. Bardzo słusznie. Tylko jak to pragnienie pogodzić z obawami jego kolegi, arcybiskupa Michalika, który – u siebie w Przemyślu – z przekonaniem twierdził, że „naród wymiera", a mimo to „musi się poderwać” w obronie krzyża? Wszak wymierający naród nie poderwie się ani w obronie krzyża, ani czegokolwiek innego, a zniechęcanie narodu do seksu jest samobójcze!
Gdybym chciała być złośliwa, poleciłabym arcybiskupowi Michalikowi kalkulację, ilu jest w Polsce księży, którzy deklarują celibat, i czy przypadkiem wymieranie naszego narodu nie jest wprost proporcjonalne do liczby „powołań", z których Kościół jest tak dumny. Poleciłabym też jego uwadze refleksję nad tym, jak to się dzieje, że Polacy najchętniej rozmnażają się tam, gdzie nie ma ani biskupa Ryczana, ani Michalika, ani Matki Boskiej, są za to „bojówki ateistyczne", transwestyci i edukacja seksualna w szkołach, czyli w kraju hołdującym religii anglikańskiej. Ale złośliwa nie będę, więc powiem, dlaczego ja również wolę Matkę Boską niż seks. To bardzo ważna postać. Matka Boska ratuje wszak dzisiejszą kulturę przed zarzutem radykalnego patriarchalizmu i szowinizmu. Jest też autorytetem dla pokoleń matek, feministek i dzisiejszych singli.
Gdy zajrzymy do Biblii, Matka Boska jest praktycznie jedyną osobą, która pozwala ostać się wierze, że kobiety też się do czegoś przydają. Bo co prawda wszyscy patriarchowie, święci i zwykli obywatele Judei biorą się dzięki płodności swoich męskich przodków („Salomon spłodził Roboama", „Ezechijasz – Manasesa", „Elijakim – Azora”, „Jakub – Józefa” etc.), a nie dzięki ciąży, porodom, własnym matkom czy seksowi, niemniej narodziny Jezusa rewolucjonizują ten porządek i odkrywają w nim przynajmniej jedną kobietę, Maryję.
Jej pożycie z Józefem wygląda tak jak w polskich podręcznikach do wychowania w rodzinie, to znaczy: jest kobieta oraz mężczyzna, obydwoje poza wszelkim seksualnym podejrzeniem, no i jest dziecko (z racji bociana, anioła etc). Józef dość szybko znika, Jezus również opuszcza dom i buduje fundamenty wielkiej korporacji, a Maryja wiedzie los kobiety, której jedyną zasługą było urodzenia dziecka i nieposiadanie żadnych pretensji z tytułu tego, co się potem stało. Matka Boska odzwierciedla więc los wielu kobiet. Jest jak one – troskliwa, opiekuńcza, cicha, naiwna, pokorna, wierząca w zrządzenie losu i aseksualna. Czy jednak seks by ją uszczęśliwił?
Muszę przyznać, że chociaż w żaden sposób nie chciałabym dzielić losu Maryi, to uważam, że seks jest stanowczo przereklamowany, chociaż z zupełnie innych powodów niż myślą polscy biskupi.
Stawia się dzisiaj zbyt wiele wymogów seksualnych parom i singlom. Ci, którzy nie współżyją z sobą równie często i równie efektownie, jak wymagają tego poradniki, seksuolodzy i kultura masowa – czują się zestresowani i niespełnieni. Ci, którzy w ogóle nie mają partnerów – często myślą, że są na straconych pozycjach. Autoerotyzm nie jest w cenie, a abstynencja seksualna jest traktowana jako aberracja. „Więcej seksu" nie jest więc dobrą receptą na szczęście indywidualne i społeczne, a „więcej Maryi" – może być dobrym hasłem pokazującym poświęcenie kobiet, ich publiczną nieobecność, wymuszoną „kulturową aseksualność” i dyskryminację. W ogóle „Matka Boska” wymaga dobrej genderowej i feministycznej analizy. Może pomogłaby ona naszym biskupom w zrozumieniu dylematów kobiet, współczesnej rodziny, kondycji narodu i kryzysu w Kościele. A Palikotowi – w zrozumieniu, że seks niekoniecznie zbawi świat, zwłaszcza gdy jest na nim tylu seksistów (ilu np. w SLD).
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.