PAWEŁ ŚPIEWAK: Ja uważam, że zamienianie Holocaustu w przemysł rozrywkowy, jak to się dzieje w filmie, jest zadawaniem kłamu prawdzie. Jakże można wniknąć i odtworzyć psychikę ludzi ściganych jak zwierzęta! Skąd możemy wiedzieć o tym, co czuli idący na rozstrzelanie czy do gazu!?
Ze źródeł, z opisów, z rozmów z tymi, którzy przetrwali, z ich książek…
Mnie w pewnym sensie nie interesuje, czy Agnieszka Holland zrobiła dobry czy zły film. Ja generalnie wzbraniam wchodzenia filmom fabularnym w taką sytuację. To tak, jakby ktoś chciał uprawiać literaturę holocaustową i napisał dzisiaj powieść, w której ktoś dostaje się do obozu koncentracyjnego i zmierza do komory gazowej. O Auschwitz miał prawo pisać Borowski. On tam był. Podobnie Primo Levi. Nie mogę pojąć śmiałości, a inni powiedzą „pychy" artysty, który chce wnikać w tajemnicę śmierci rozstrzeliwanych i gazowanych ludzi.
Nie oglądał pan „Listy Schindlera"?
Oglądałem. Doceniam ten film tylko z punktu widzenia dydaktycznego. Jedynym filmem dotyczącym tego okresu, który zasługuje na podziw i szacunek, jest „Shoah" Claude’a Lanzmanna. On unika budowania sztucznych dekoracji, nie kieruje aktorem i nie każe mu grać pod swoje wyobrażenia artystyczne, ale próbuje kamerą wiernie odtworzyć to, co da się odtworzyć: wspomnienia ocalałych, reakcje świadków wydarzeń, esesmanów z obozu w Bełżcu.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.