Śniadanie to posiłek kluczowy dla narciarza, bez dobrego, kalorycznego śniadania narciarz nie dotrwa do pensjonarnej „obiadokolacji" i będzie się musiał poratować przygodnie napotkanym jedzeniem, przy którym talerz wędlin ze schroniska stanowić będzie pokarm bogów. Nie można do tego dopuścić. Zakasałam więc rękawy i wzięłam się do przygotowania śniadania, na które sama również miałam ogromną ochotę. Śniadanie miłe, niezbyt drogie, nienudne i bardzo smaczne. Zaczęłam od jajek faszerowanych po polsku z koperkiem. Zazwyczaj robię je na Wielkanoc, ale dlaczego nie zrobić ich w górach w zimie? Prażone w piecu na odrobinie masła, skorupką zwrócone w kierunku głodnego gościa, kuszą zapachem grzybów i koperku. Są pracochłonne, ale misternie przygotowane wyglądają przepięknie. Smakują tym lepiej, z im lepszych jajek je przyrządzimy. Zapominamy o „trójkach”, jajka nieszczęsnych kur z chowu klatkowego nie będą nam smakowały, to oczywiste. Kolejnym daniem mojego wymarzonego górskiego śniadania był quiche lorraine, placek lotaryński, ale z góralską nutą. Zrobiłam go z boczkiem, świeżym szczypiorem i serem Gruy?re, do tego prawdziwa kremówka pół na pół z jogurtem i oczywiście znów najlepsze, polskie jajka z chowu ściółkowego. Wszystko zapieczone w cudownej skorupie kruchego ciasta. Dla tych, którzy nie przepadają za mocnym smakiem aromatycznego sera, była tarta łososiowa z porem i dużą ilością kopru na kwaśnej śmietanie. Obok położyłam twarożek z pesto, wyjątkowo aromatyczny i zalotnie zielony. Świeża bazylia usiekana z pietruszką dała potrawie fantastyczny kolor i puchową lekkość. Były polskie jajka po indyjsku, śmieszne, egzotyczne. Podane w towarzystwie twarogu z imbirem, curry i kurkumą, do tego rodzynki gotowane w białym winie. Zaskakująco pyszne. Moje górskie śniadanie zostało ozdobione ogromnymi naleśnikami z nadzieniem z białego sera i kogla-mogla, utartego z cukrem i prawdziwą wanilią. Jak można było przewidzieć, potrawa stała się kultowa wśród młodszych uczestników wyprawy. Dla dorosłych przygotowałam więc naleśniki z bryndzą, cząbrem i rozmarynem, zawinięte w apetyczne ruloniki i położone na pomidorach. Po cichu marudzili, że woleliby na słodko z twarożkiem, ale dzieci były szybsze. Trudno. Do smarowania ciężkiego, góralskiego chleba przygotowałam pastę z wędzonego pstrąga z twarożkiem i posiekaną dymką. Osobno podałam tradycyjny bundz z pomidorkami cherry w winegrecie z miodu, octu jabłkowego, mięty i tymianku. Na deser chałka pieczona z sześciu warkoczy, zgrzana w tosterze, podana z masłem i miodem. Polska chałka potrafi być lepsza od najdelikatniejszej francuskiej brioszy. Do tego gorąca czekolada, kakao albo herbata z imbirem. Ach, jakie to było pyszne!
Po takim śniadaniu wszyscy byliśmy rozgrzani, weseli i wcale nie ciężcy. Choć dzieci wygrały z dorosłymi pojedynek o naleśniki z serem, to przecież wszyscy najedli się do syta i mieli mnóstwo energii na wyprawę w góry. Nikt nie pytał o szynki i kiełbasy. Nikomu nie było żal wysoko przetworzonych parówek ani idealnie gładkich plasterków sera bez zapachu i smaku. Tym razem nie zrobiłam zupy mlecznej, na którą miałam pomysł, ale zabrakło mi odwagi. Mój pomysł na zupę mleczną daleki jest od obowiązującego powszechnie przepisu. Spróbuję jutro, może im zasmakuje? MAGDA GESSLER warszawska restauratorka, gospodyni programu „Kuchenne rewolucje Magdy Gessler" w TVN
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.