Od czasów, kiedy przesiedliśmy się z używanych maluchów do używanych samochodów wyprodukowanych za granicą, wiemy, że kiedy jedziemy z szybkością 70 kilometrów na godzinę, to wydaje nam się, że stoimy w miejscu, mimo że nie stoimy. Fachowcy od bezpiecznej jazdy twierdzą, że przy tej szybkości jesteśmy jeszcze w stanie reagować swoim mózgiem na niespodziewane wydarzenia drogowe i próbować wpłynąć na ich przebieg. Mamy do wyboru albo poddać się nakazom i zakazom i wydłużyć czas podróży, albo nie podróżować w ogóle.
Są jednak Polacy, którzy znajdują sposoby na ominięcie zastawionych na nas zasieków bezpieczeństwa. Na jeden z takich sposobów wpadła moja znajoma. Nie podaję jej nazwiska po pierwsze dlatego, że nie chcę, żeby była ścigana, po drugie żeby nie kompromitować jej sposobu myślenia, po trzecie żeby nie kompromitować siebie z powodu, że utrzymuję z nią znajomość. Oto jej sposób myślenia. Znajoma ta oszukuje system, który rejestruje godzinę wjazdu samochodu na autostradę i godzinę wyjazdu samochodu z autostrady. Jeżeli odcinek ten ma długość 120 kilometrów i wolno się po nim poruszać z szybkością 120 kilometrów na godzinę, to mandatami karani są kierowcy, którzy przejadą przez punkt kontroli czasu poniżej godziny, czyli 60 minut. Moja znajoma wie o tym bardzo dobrze, ale jej pracujący nieustannie mózg podpowiedział jej takie oto rozwiązanie. Zasuwa przez 80 kilometrów z szybkością 160 kilometrów na godzinę, po czym gwałtownie skręca na stację Orlenu, tankuje samochód, który przy tej prędkości dużo pali, je podwójną porcję hot dogów, przerzuca za darmo „Życie na gorąco", które wypożycza sobie na stacji, sugerując, że je kupi. To wszystko zajmuje jej 38 minut. Wsiada następnie do swojego zatankowanego auta, pozostałe 40 kilometrów dociska gaz do dechy, osiągając czasem 180 na godzinę, i wyskakuje z autostrady w czasie przekraczającym godzinę. System został nabity w butelkę. Przez takich jak ona wydłużają się kolejki na tej stacji benzynowej i nie można się dopchać ani do hot dogów, ani do „Na żywo”.
Opisana przeze mnie historia, na której się dzisiaj skoncentrowałem, o tyle jest ważna, że dotyczy naszej mentalności. Wiele czasu bowiem większość z nas kombinuje, jak coś obejść, mimo że nie ma to żadnego praktycznego znaczenia.
Zdarzyło się wiele rzeczy w tym tygodniu wartych dłuższego opisania, ale jedna jest wyjątkowo ważna. Przyznam szczerze, że nie mogę się wyzwolić z wiadomości o śmierci Wisławy Szymborskiej. Mimo swojego długiego życia nie udało mi się poznać jej osobiście. Zazdroszczę wszystkim moim przyjaciołom, którzy mieli szczęście poprzebywać w jej towarzystwie, ale przede wszystkim chłonąć jej osobowość, ciepłą, dobrą z pogodnym spojrzeniem na świat, z nutką życzliwej ironii i ze wspaniałym poczuciem humoru. Mimo że nie miałem tego szczęścia, to tak się czuję, jakbym stracił kogoś bliskiego, i myślę, że jest to odczucie wszystkich, którzy czytali jej wiersze.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.