Jak "Ulisses” odpowiadał za dzień, tak „Finnegans wake” jest książką nocy, poematem ulepionym z marzeń sennych, pełnym szumów i zakłóceń wizerunkiem ciemnej strony modernizmu.
Jako że „wake" to tyle co czuwanie przy zmarłym, publikacja „Finnegans Wake" w brawurowym tłumaczeniu Krzysztofa Bartnickiego („Finneganów tren”, Ha!art) będzie dobrą okazją, by się przekonać, czy Joyce, pisarz w Polsce tyleż modny, ile rzadko czytany i komentowany, rzeczywiście jest jeszcze żywy, czy może wymaga pilnej reanimacji.
Starannie wypolerowane zwierciadło
On sam panicznie bał się śmierci, ale umarł na czas: 13 stycznia 1941 r., na progu krachu modernistycznej Europy, której – za sprawą ogłoszonego w 1922 r. w Paryżu „Ulissesa" – był jednym ze współtwórców. Wedle słów T.S. Eliota Joyce pogrzebał wiek XIX. Miał szczęście: za życia czytała go kulturalna Europa, wynosząc na parnas i z głodnego emigranta czyniąc go człowiekiem majętnym.
Więcej możesz przeczytać w 6/2012 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.