Język może pełnić funkcje neutralno-informacyjne, a może też mieć charakter perswazyjny, manipulacyjny, sformułowania mogą budzić zaciekawienie albo nudę. Doskonale wiedzą o tym wydawcy tabloidów oraz pisma „Uważam Rze". Język w niewielkim stopniu odwzorowuje rzeczywistość, głównie kształtuje nasz sposób widzenia świata. Gdyby nasza wiedza, na przykład o Polsce, pochodziła wyłącznie z „Naszego Dziennika” lub „Gazety Polskiej”, to widzielibyśmy zupełnie inny kraj niż ten, który wyłania się czytelnikom „Wprost” czy „Gazety Wyborczej”.
Językiem możemy manipulować świadomie i nieświadomie, używając go zgodnie z tradycją i nawykami. A tradycja jest antropocentryczna, czyli pokazuje świat, który jest stworzony i zdominowany przez mężczyzn. Jakie mamy rodzaje w naszym języku? Męski, żeński i nijaki. Kolejność ma znaczenie. Niemal wszystkie funkcje, stanowiska i czynności związane ze sferą publiczną, władzą i statusem zarezerwowane są dla rodzaju męskiego. Nic dziwnego. Do jakiegoś czasu (mniej więcej do połowy XX w.) językowy prymat rodzaju męskiego odzwierciedlał strukturę świata. Dziś już nie. Nie dość, że nie odpowiada on rzeczywistości, to ma jeszcze charakter jawnie dyskryminujący.
Weźmy przykład, a jest ich mnóstwo. Centrum Nauki Kopernik ogłosiło konkurs „FameLab", którego celem jest zachęcenie do kreatywności potencjalnych „uczestników”, młodych „naukowców”, „inżynierów i biotechnologów”. Hasło: „Naukowiec to fajny zawód”. Konkurs ma wyłonić najbardziej kreatywnych, komunikatywnych „naukowców i badaczy” (za „Wprost” 27.02). Czy ma to być jakaś patriarchalna impreza zastrzeżona wyłącznie dla mężczyzn?! Zapewne nie, ale przekaz jest z pewnością zniechęcający dla kobiet. Temu zniechęceniu sprzyja szkoła. W stereotypach przez nią przedstawianych dziewczynki powinny dbać o urodę i dom. Inżynierem zostanie brat, bo jest nim i tata. A mama? Mama gotuje. Nie ma w podręcznikach (tych powszechnie używanych) wizerunku mamy inżynierki, informatyczki czy polityczki, choć to zawody dostępne dla kobiet i dobrze płatne. Kobiety mniej więc będą zachęcone ofertą Centrum Nauki Kopernik, bo jest ona dla „naukowców”, nie dla „naukowczyń” (względnie „kobiet nauki”).
Tymczasem ogłoszenie o konkursie można by sformułować bardziej neutralnie, używając określeń typu „osoba" lub wprowadzając, tam gdzie się da, podwójne formy rodzajowe badacz/badaczka, uczestnik/uczestniczka. Trochę wysiłku i może Centrum Nauki Kopernik udałoby się przyciągnąć do konkursu obie płcie, a w każdym razie nie dyskryminować jednej.
Kobiety to ogromny potencjał. Przekonały się o tym kraje, które szukając go ( jak Wielka Brytania), zaczęły od usuwania stereotypów związanych z płcią (głównie przez weryfikację podręczników szkolnych) i zmianę języka na bardziej neutralny. W Niemczech i innych krajach unijnych (również w Szwajcarii) funkcjonują ustawy, które nakazują (!) w pismach prawnych, administracyjnych, służbowych uwzględnianie równego statusu kobiet i mężczyzn poprzez neutralizację płciową języka lub dostosowanie go do obu płci. Nawet więcej! W niektórych krajach toczą się dyskusje, czy przypadkiem używanie dwóch rodzajów nie jest dyskryminujące dla osób o innej orientacji seksualnej! Zobaczmy, że w języku polskim „trzeci rodzaj" jest „nijaki”; słowo to jest nie tylko nazwą rodzaju, ale zarazem pejoratywnym przymiotnikiem. A przecież mamy w Polsce osoby, które nie mieszczą ani w rodzaju żeńskim, ani w męskim, a bycie „nijakim” jest wyraźną formą dyskryminacji.
Słowa, o których się dziś gorąco dyskutuje, takie jak ministra (ale również profesora i magistra), pochodzą od form łacińskich i gdyby zaczęto ich częściej używać, brzmiałyby zapewne lepiej (nawet dla konserwatywnych patriotów) niż „talk-showy", „shopy” i inne obcojęzyczne słowa, którymi naszpikowany jest nasz język.
Można było zmienić ustrój, byśmy czuli się wolni, można więc zmienić i język, byśmy czuli się równi.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.