W chwili kolejowej katastrofy poczułem woń PKP, gęsty, przejmujący zapach, który od razu przenosi mnie w krainę młodości. Wyciskanie soku z dramatu przez media. Kilka 24-godzinnych stacji próbuje z tego samego wycisnąć coś nowego. Czekanie na kolejne ofiary, najcenniejsi są jednak ranni, z którymi można pogadać. Widzowie tego chcą, zawsze chcieli, jak już nie było walk gladiatorów, celebrowano publiczne egzekucje, jeszcze kilka wieków temu kobiety i dzieci gapiły się na tortury. Teraz kamera próbuje zajrzeć do karetki pogotowia, pielęgniarz przez chwilę zwleka, zanim zamknie drzwi, jakby chciał pomóc światu dowiedzieć się jakiejś prawdy o ludzkim cierpieniu. Ach, gdyby tak można było w odpowiedni czas montować kamery w wagonach, w których miażdżeni są ludzie. (Sam też poluję na tematy, wiem, jak szybko rozwija się ta choroba). Kilka osób pisze do mnie, że ktoś bliski miał jechać, ale jakiś drobny powód zmienił decyzję. To kolejne złudzenie. Przecież wszyscy co chwila ocieramy się o śmierć, tylko o tym nie wiemy. A tu nagle jakby coś prześwituje. Dlatego należy cieszyć się każdą chwilą, kiedy jesteśmy cali i zdrowi. Trudno o większy banał, który jest oczywiście nieoczywisty na co dzień. Cudem i przypadkiem stworzeni, ocalani bywamy co chwila, aż kiedyś się nie udaje. „Istnienie to zjawisko kolosalne – które nie ma żadnego sensu. W ten właśnie sposób zdefiniowałem osłupienie, w którym żyję z dnia na dzień" – Napisał Emil Cioran, którego już nie ma, a ja uparcie jeszcze jestem. I pomału dorastam do nicości.
***
Spacer z dziećmi z błękitnym lustrem nad głową. Czarne błota okoliczne, strumień płynie czerwono przez żelazistą ziemię. Wysypało butelkami w lesie, czas zacząć je zbierać. Antoś mówi: „Jak człowiek nie oddycha, to już nie żyje, prawda? Nie może też już żyć, jak ma za wiele lat. Tak już jest. I nic na to nie poradzimy. Ciekawe, kto to wymyślił"? – milczę, więc mówi: – „Tego nie wiemy i chyba nigdy nie będziemy wiedzieć. Prawda, tata?”. Znaki zapytania, jakie stawia mój synek, mają wielkie, kosmiczne zakrętasy na końcu. Kiedy mijamy kościół, na widok krzyża pyta: czy to jest plus? Najwyższy czas uświadomić go religijnie. Ale jakoś nadal nie mogę mu ot tak opowiedzieć tej najbardziej niezwykłej i okrutnej baśni w historii ludzkości. O człowieku, który poczuł, że jest Bogiem i że musi iść przed siebie, za co przybito go gwoździami do krzyża, który był popularnym wtedy narzędziem tortur. Ilu tak umarło przed, ilu po Chrystusie, nie wiem. Ale wiem, że waham się, czy Antoś będzie chodzić na lekcje religii. Pewien znany i mądry ksiądz powiedział mi niedawno – „Polski Kościół coraz bardziej przeszkadza mi w wierze”. Pewnie więc pójdzie na lekcje etyki. Chyba że sam zadecyduje inaczej.
***
Samotność Tuska i Kaczyńskiego staje się już modnym tematem mediów. Jest w niej coś oczywistego i smutnego. Tak odmienni, a cierpią na tę samą chorobę, która jest powszechną chorobą władzy. Tej małej i wielkiej. Poczucie swej wyjątkowej wyjątkowości. Wygrane bitwy i wojny dają takie przekonanie. Jestem doskonale niezbędny. Trzeba wyeliminować rywali, też we własnym obozie, przecież nikt nie zrobi tego, co robię, lepiej niż ja. Nic dziwnego, wokół nie ma już dużych osobowości, zostały usunięte. Kiedyś odbywało to się przez ścinanie głów, dzisiaj kulturalnie. Błędne koło się zamyka, z jego środka widać coraz mniej. I gdzieś tu rodzi się cynizm, idea i sprawa gubią się w powikłaniach gry o dominację. Zaczyna się jałowość, suchość myśli i kostnienie. Na dodatek demonizacja wzajemna czyni, że wszystkie środki wydają się usprawiedliwione, aby tamtych nie dopuścić do władzy lub od niej usunąć. Nie jestem zapewne obiektywny. Nie uważam Tuska za groźnego dla Polski, a prezesa jak najbardziej. Prezes teraz trzyma się kurczowo narodowego brzegu, by nie utonąć. Jak będzie trzeba, to go puści. Dla dobra sprawy. Już puszczał tyle brzegów. Dziurawe papucie narodowe, w których człapie, staną kiedyś w muzeum kuriozów polskich.
***
Jedenastoletni Sergiusz odwiedza nas z rodzicami. W swoim domu stworzył muzeum komunizmu, oglądałem tam płyn do szyb samochodowych, data ważności rok 1972 (w tym roku zaczęła się „ważność istnienia" mojej żony, a ja straciłem pierwszy stały ząb). Ale jego pasją jest ekologia. Lustruje nasz kosz na odpady, zatrzymuje się nad pojemnikiem na szkło i oświadcza: „Nie chcę być natarczywy, ale mam wątpliwości co do dezodorantu kulkowego, ta kulka jest plastikowa... Ale od biedy może być”. W jego szkole nie ma już podręczników, wszystko jest w szkolnych notebookach, a tablice elektroniczne. Dziecko jednak jest tam dziecku wilkiem, o czym opowiada mi ze łzami w oczach. Nic nie jest za darmo.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.