Szybka realizacja obietnic wyborczych przez PiS zepchnęłaby PO i Nowoczesną do głębokiej defensywy. Dlatego opozycja będzie robiła wszystko, by konflikt o Trybunał Konstytucyjny trwał jak najdłużej.
Wbrew pozorom największego strachu w obozie byłej władzy i stojących u
jej boku mediów nie wzbudza powołanie przez PiS nowych sędziów Trybunału
Konstytucyjnego, ale uruchomienie programu „Rodzina 500 plus”. Zakłada
on, że każda rodzina otrzyma 500 zł na drugie i kolejne dziecko, a
rodziny o najniższych dochodach także na pierwsze.
Misja samobójcza
Sprzyjający PO i Nowoczesnej dziennikarze i intelektualiści – jak choćby
pisarz Wojciech Kuczok – zaczęli lansować tezę, że PiS kupuje demokrację
za 500 zł, a otrzymane pieniądze polskie rodziny wydadzą na kolejne
butelki wódki. Ta promowana coraz szerzej opinia zawiera całą istotę
myślenia i strategię obozu liberalno-lewicowego: z jednej strony uznaje
on polską rodzinę, zwłaszcza wielodzietną, za siedlisko patologii, w
której królują przemoc, alkoholizm i zacofanie, z drugiej plan wsparcia
rodzin ma być łapówką dla tępego społeczeństwa za przymykanie oczu na
rzekome łamanie standardów demokracji. Dla opozycji strategia ta już
okazuje się skuteczna, bo przedstawienie przez premier Beatę Szydło i
minister rodziny Elżbietę Rafalską mapy drogowej wypłaty 500 zł na
dziecko tylko na chwilę oderwało uwagę opinii publicznej od zamieszania
wokół Trybunału Konstytucyjnego. Politycy Platformy Obywatelskiej i
Nowoczesnej, czyli główni krytycy rządu, nawet nie próbowali poważnie
atakować programu, który przyniesie realne korzyści około 2,7 mln
rodzin. Oni doskonale wiedzą, że otwarta z nim walka jest misją
samobójczą, ponieważ oznaczałaby szydzenie z nadziei milionów wyborców
na poprawę jakości życia i zwiększenie poziomu bezpieczeństwa
socjalnego. Politycy nie podjęli nawet na poważnie próby manipulowania
danymi przez „Gazetę Wyborczą”, z której miało wynikać, że na
wprowadzeniu programu stracą osoby, które dziś pobierają zasiłki
socjalne. Nie potwierdza tego żadne wyliczenie, więc kontynuując ten
wątek, opozycja narażałaby się na śmieszność, a dodatkowo najbiedniejsi
i tak nie ufają PO i Nowoczesnej.
Odczarowanie TK
W grze został więc tylko Trybunał. Opozycja poczuła krew, bo zauważyła,
że zarówno PiS, jak i prezydent Andrzej Duda nie mają scenariusza
wyjścia z impasu. Walcząc na kilku frontach – z sędziami TK,
liberalno-lewicowymi mediami oraz ośmieloną opozycją – partia rządząca
zdaje się wchodzić w stan rozedrgania, w którym nikt nie chce wziąć na
siebie odpowiedzialności za zażegnanie kryzysu. Zarysowany w orędziu do
narodu przez Andrzeja Dudę pomysł utworzenia rady, która ma wypracować
nowy sposób wyboru sędziów, był raczej objawem bezsilności niż próbą
przejęcia inicjatywy. Komisja ma przecież dopiero powstać, a kryzys jest
teraz i będzie narastał z każdym kolejnym orzeczeniem Trybunału.
Jedyne, co obozowi PiS udało się zyskać na kryzysie, to odczarowanie TK
– do tej pory był on postrzegany jako rada obiektywnych mędrców, dla
których prawo jest jedyną wartością. Pokazanie opinii publicznej
politycznej przeszłości „bezstronnych” sędziów oraz ich zaangażowanie w
bieżącą polityczną walkę udowodniło, że niezależność Trybunału
Konstytucyjnego jest pojęciem wyłącznie publicystycznym. Osoby
zasiadające w najważniejszym w Polsce sądzie to w rzeczywistości osoby
związane z jedną opcją polityczną, którzy zawsze bronili interesów
środowiska Platformy Obywatelskiej. Na ironię zakrawał fakt, że
uzasadnienie czwartkowego orzeczenia TK wygłaszał prof. Leon Kieres,
dwukrotny senator PO, a w przeszłości radny Unii Wolności i
przewodniczący sejmiku dolnośląskiego, a także były prezes Instytutu
Pamięci Narodowej, który sprzeciwiał się lustracji. Niezawisłość takich
osób można porównać do niezależności serwisu internetowego NaTemat.pl
Tomasza Lisa, którego dziennikarze biorą pieniądze od Narodowego Centrum
Kultury za tworzenie istniejącego działu kultury, czy przejrzystości
Ryszarda Petru, któremu państwo setkami tysięcy złotych finansuje
wydanie książek w roku wyborczym. Takie uwikłanie lidera Nowoczesnej
powoduje, że jego apele o to, by Polacy wyszli na ulicę w proteście
przeciwko działaniu PiS, wyglądają nie tylko mało wiarygodnie, ale w
rzeczywistości są próbą przywrócenia stanu sprzed 25 października tego
roku, czyli okresu, gdy władza opłacała „swoich” z publicznych pieniędzy.
Wątpliwe intencje opozycji
Wrażenie obrony starego porządku przez Nowoczesną spotęgowało jeszcze
stwierdzenie rzeczniczki tej partii, że od Andrzeja Dudy lepiej o
przestrzeganie konstytucji dbał Wojciech Jaruzelski. Porównywanie
zbrodniarza do demokratycznie wybranego prezydenta pokazuje prawdziwe
oblicze Nowoczesnej – wcale nie jako formacji skierowanej do ludzi
młodych, ale raczej kolejnego wcielenia środowiska Unii Wolności i
Bronisława Komorowskiego.
Ujawniona przez „Wprost” lista płac podważa zresztą wiarygodność
znacznej części mediów i „autorytetów” stojących w pierwszym szeregu
obrońców demokracji przed PiS. Ich lojalność można było kupować za
pieniądze z Narodowego Centrum Kultury, ale także poprzez drukowanie
ogłoszeń rządowych oraz zamawianie reklam przez spółki kontrolowane
przez państwo. Dziś te wszystkie źródła wspierania mediów
przychylnych obozowi liberalno-lewicowemu wysychają – minister skarbu
Dawid Jackiewicz zapowiedział, że nie będzie już wykupywał reklam w
„Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”, a mianowane właśnie nowe kierownictwa
spółek przestaną zamieszczać tam reklamy – co jest głównym powodem
wściekłości dziennikarzy związanych z byłym obozem władzy.
Opinia publiczna już w dużej mierze nie wierzy w czystość intencji
opozycji, ale powoli staje się zmęczona brakiem zdolności klasy
politycznej do rozwiązania kryzysu z Trybunałem. Nie chodzi wcale o to,
że wierzą w jego niezależność i kluczową rolę dla obrony demokracji.
Racjonalnie myślący Polacy woleliby, by dopiero co wybrani posłowie i
ministrowie zajęli się jednak problemami realnymi dla przeciętnego
obywatela. Andrzej Duda i Beata Szydło wygrywali wszak wybory nie pod
hasłami walki z układem, ale obiecując bardzo konkretne rozwiązania
społeczne, które mają poprawić życie przeciętnej rodziny. Pierwszy raz w
III RP o sukcesie wyborczym nie zdecydowała więc ideologia, ale
pragmatyka, tymczasem pierwszy okres rządów – mimo zgłaszanych projektów
ustaw – przebiega pod dyktando sporu konstytucyjno-ideologicznego. To
najgorszy scenariusz dla PiS.
jej boku mediów nie wzbudza powołanie przez PiS nowych sędziów Trybunału
Konstytucyjnego, ale uruchomienie programu „Rodzina 500 plus”. Zakłada
on, że każda rodzina otrzyma 500 zł na drugie i kolejne dziecko, a
rodziny o najniższych dochodach także na pierwsze.
Misja samobójcza
Sprzyjający PO i Nowoczesnej dziennikarze i intelektualiści – jak choćby
pisarz Wojciech Kuczok – zaczęli lansować tezę, że PiS kupuje demokrację
za 500 zł, a otrzymane pieniądze polskie rodziny wydadzą na kolejne
butelki wódki. Ta promowana coraz szerzej opinia zawiera całą istotę
myślenia i strategię obozu liberalno-lewicowego: z jednej strony uznaje
on polską rodzinę, zwłaszcza wielodzietną, za siedlisko patologii, w
której królują przemoc, alkoholizm i zacofanie, z drugiej plan wsparcia
rodzin ma być łapówką dla tępego społeczeństwa za przymykanie oczu na
rzekome łamanie standardów demokracji. Dla opozycji strategia ta już
okazuje się skuteczna, bo przedstawienie przez premier Beatę Szydło i
minister rodziny Elżbietę Rafalską mapy drogowej wypłaty 500 zł na
dziecko tylko na chwilę oderwało uwagę opinii publicznej od zamieszania
wokół Trybunału Konstytucyjnego. Politycy Platformy Obywatelskiej i
Nowoczesnej, czyli główni krytycy rządu, nawet nie próbowali poważnie
atakować programu, który przyniesie realne korzyści około 2,7 mln
rodzin. Oni doskonale wiedzą, że otwarta z nim walka jest misją
samobójczą, ponieważ oznaczałaby szydzenie z nadziei milionów wyborców
na poprawę jakości życia i zwiększenie poziomu bezpieczeństwa
socjalnego. Politycy nie podjęli nawet na poważnie próby manipulowania
danymi przez „Gazetę Wyborczą”, z której miało wynikać, że na
wprowadzeniu programu stracą osoby, które dziś pobierają zasiłki
socjalne. Nie potwierdza tego żadne wyliczenie, więc kontynuując ten
wątek, opozycja narażałaby się na śmieszność, a dodatkowo najbiedniejsi
i tak nie ufają PO i Nowoczesnej.
Odczarowanie TK
W grze został więc tylko Trybunał. Opozycja poczuła krew, bo zauważyła,
że zarówno PiS, jak i prezydent Andrzej Duda nie mają scenariusza
wyjścia z impasu. Walcząc na kilku frontach – z sędziami TK,
liberalno-lewicowymi mediami oraz ośmieloną opozycją – partia rządząca
zdaje się wchodzić w stan rozedrgania, w którym nikt nie chce wziąć na
siebie odpowiedzialności za zażegnanie kryzysu. Zarysowany w orędziu do
narodu przez Andrzeja Dudę pomysł utworzenia rady, która ma wypracować
nowy sposób wyboru sędziów, był raczej objawem bezsilności niż próbą
przejęcia inicjatywy. Komisja ma przecież dopiero powstać, a kryzys jest
teraz i będzie narastał z każdym kolejnym orzeczeniem Trybunału.
Jedyne, co obozowi PiS udało się zyskać na kryzysie, to odczarowanie TK
– do tej pory był on postrzegany jako rada obiektywnych mędrców, dla
których prawo jest jedyną wartością. Pokazanie opinii publicznej
politycznej przeszłości „bezstronnych” sędziów oraz ich zaangażowanie w
bieżącą polityczną walkę udowodniło, że niezależność Trybunału
Konstytucyjnego jest pojęciem wyłącznie publicystycznym. Osoby
zasiadające w najważniejszym w Polsce sądzie to w rzeczywistości osoby
związane z jedną opcją polityczną, którzy zawsze bronili interesów
środowiska Platformy Obywatelskiej. Na ironię zakrawał fakt, że
uzasadnienie czwartkowego orzeczenia TK wygłaszał prof. Leon Kieres,
dwukrotny senator PO, a w przeszłości radny Unii Wolności i
przewodniczący sejmiku dolnośląskiego, a także były prezes Instytutu
Pamięci Narodowej, który sprzeciwiał się lustracji. Niezawisłość takich
osób można porównać do niezależności serwisu internetowego NaTemat.pl
Tomasza Lisa, którego dziennikarze biorą pieniądze od Narodowego Centrum
Kultury za tworzenie istniejącego działu kultury, czy przejrzystości
Ryszarda Petru, któremu państwo setkami tysięcy złotych finansuje
wydanie książek w roku wyborczym. Takie uwikłanie lidera Nowoczesnej
powoduje, że jego apele o to, by Polacy wyszli na ulicę w proteście
przeciwko działaniu PiS, wyglądają nie tylko mało wiarygodnie, ale w
rzeczywistości są próbą przywrócenia stanu sprzed 25 października tego
roku, czyli okresu, gdy władza opłacała „swoich” z publicznych pieniędzy.
Wątpliwe intencje opozycji
Wrażenie obrony starego porządku przez Nowoczesną spotęgowało jeszcze
stwierdzenie rzeczniczki tej partii, że od Andrzeja Dudy lepiej o
przestrzeganie konstytucji dbał Wojciech Jaruzelski. Porównywanie
zbrodniarza do demokratycznie wybranego prezydenta pokazuje prawdziwe
oblicze Nowoczesnej – wcale nie jako formacji skierowanej do ludzi
młodych, ale raczej kolejnego wcielenia środowiska Unii Wolności i
Bronisława Komorowskiego.
Ujawniona przez „Wprost” lista płac podważa zresztą wiarygodność
znacznej części mediów i „autorytetów” stojących w pierwszym szeregu
obrońców demokracji przed PiS. Ich lojalność można było kupować za
pieniądze z Narodowego Centrum Kultury, ale także poprzez drukowanie
ogłoszeń rządowych oraz zamawianie reklam przez spółki kontrolowane
przez państwo. Dziś te wszystkie źródła wspierania mediów
przychylnych obozowi liberalno-lewicowemu wysychają – minister skarbu
Dawid Jackiewicz zapowiedział, że nie będzie już wykupywał reklam w
„Gazecie Wyborczej” i „Newsweeku”, a mianowane właśnie nowe kierownictwa
spółek przestaną zamieszczać tam reklamy – co jest głównym powodem
wściekłości dziennikarzy związanych z byłym obozem władzy.
Opinia publiczna już w dużej mierze nie wierzy w czystość intencji
opozycji, ale powoli staje się zmęczona brakiem zdolności klasy
politycznej do rozwiązania kryzysu z Trybunałem. Nie chodzi wcale o to,
że wierzą w jego niezależność i kluczową rolę dla obrony demokracji.
Racjonalnie myślący Polacy woleliby, by dopiero co wybrani posłowie i
ministrowie zajęli się jednak problemami realnymi dla przeciętnego
obywatela. Andrzej Duda i Beata Szydło wygrywali wszak wybory nie pod
hasłami walki z układem, ale obiecując bardzo konkretne rozwiązania
społeczne, które mają poprawić życie przeciętnej rodziny. Pierwszy raz w
III RP o sukcesie wyborczym nie zdecydowała więc ideologia, ale
pragmatyka, tymczasem pierwszy okres rządów – mimo zgłaszanych projektów
ustaw – przebiega pod dyktando sporu konstytucyjno-ideologicznego. To
najgorszy scenariusz dla PiS.
Więcej możesz przeczytać w 50/2015 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.