Zamieszanie wokół Trybunału Konstytucyjnego obserwuję z zaciekawieniem.
Nie tylko jako prawnik, który widzi coś, co z perspektywy systemu prawa
nie ma prawa się zdarzyć. Jako praktyk procesu legislacyjnego wiem, że w
Polsce nie ma trójpodziału władzy. Większość parlamentarna z rządem
stanowią jakby jedną siłę, w której mieszają się role wykonawcze i
ustawodawcze. Uważam też, że nie jest dobrze, gdy sędziowie piszą
projekty ustaw, bo zachodzi potem potencjalny konflikt interesów. Jestem
systemowcem i państwowcem, ale przede wszystkim wierzę w społeczeństwo
obywatelskie. W obecnym kryzysie konstytucyjnym widzę pewną nadzieję, bo
o ile miałem kłopot w przekonywaniu do potrzeby respektowania
konstytucyjnej zasady legalizmu i praworządności, o ile niewielu
obywateli zna treść i znaczenie konstytucji, o tyle dziś okazuje się, że
wielu po konstytucję sięga, że jej normy stały się elementem ważnej
debaty.
W czasie, gdy ministrem sprawiedliwości był Jarosław Gowin, zostałem
zaproszony do udziału w konsultacjach na temat dostępu do orzeczeń
sądowych. Moja argumentacja opierała się na przywoływaniu norm
konstytucyjnych. Dostęp do treści orzeczeń to wsparcie realizacji prawa
dostępu do sądu, do informacji publicznej, to też działanie zmierzające
do racjonalizacji działania państwa, bo zmniejsza się koszt obsługi
składanych wniosków o dostęp do informacji, a stworzenie standardów
obiegu dokumentów jest elementem usprawniania administracji.
Udostępnienie orzeczeń w trybie bezwnioskowym buduje zaufanie obywateli
do państwa, a to również jedna z zasad konstytucyjnych. Możliwość
ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego jest warunkiem
spełnienia konstytucyjnej normy, że władza zwierzchnia należy do narodu.
To element społeczeństwa obywatelskiego.
Dyskutowaliśmy, a w pewnym momencie, zwracając się do ministra Gowina,
użyłem retorycznego chwytu: „Jeśli resort nie zdecyduje się na
publikację orzeczeń w internecie, to aktywiści będą się włamywać na
serwery i sami te orzeczenia zaczną wyjmować”. Uśmiechałem się przy tym
niewinnie. Minister też się uśmiechnął, zadał pytanie prof.
Gołaczyńskiemu, wówczas wiceministrowi sprawiedliwości, a ten
stwierdził, że trzeba udostępnić obywatelom orzeczenia, bo Waglowski się
włamie i sam weźmie. Tak zapadła decyzja o stworzeniu portali orzeczeń
sądów powszechnych.
W ostatnim czasie brałem udział w projekcie tworzenia Systemu Analiz
Orzeczeń Sądowych. Sortowanie wciąż nie w pełni udostępnianych przez
sądy orzeczeń wykazało, że opublikowano też takie orzeczenia, które –
wedle ujawnionej daty – wydano w 2030 r. Znalezienie takich błędów nie
byłoby możliwe, gdyby orzeczeń nie udostępniono obywatelom.
Doświadczenie podpowiada mi, że jakość danych publicznych jest niska,
dlatego obywatele wciąż nie mają narzędzi do monitorowania działania
państwa. Wiem też, że w wymiarze sprawiedliwości jest jeszcze wiele do
zrobienia.
Nie tylko jako prawnik, który widzi coś, co z perspektywy systemu prawa
nie ma prawa się zdarzyć. Jako praktyk procesu legislacyjnego wiem, że w
Polsce nie ma trójpodziału władzy. Większość parlamentarna z rządem
stanowią jakby jedną siłę, w której mieszają się role wykonawcze i
ustawodawcze. Uważam też, że nie jest dobrze, gdy sędziowie piszą
projekty ustaw, bo zachodzi potem potencjalny konflikt interesów. Jestem
systemowcem i państwowcem, ale przede wszystkim wierzę w społeczeństwo
obywatelskie. W obecnym kryzysie konstytucyjnym widzę pewną nadzieję, bo
o ile miałem kłopot w przekonywaniu do potrzeby respektowania
konstytucyjnej zasady legalizmu i praworządności, o ile niewielu
obywateli zna treść i znaczenie konstytucji, o tyle dziś okazuje się, że
wielu po konstytucję sięga, że jej normy stały się elementem ważnej
debaty.
W czasie, gdy ministrem sprawiedliwości był Jarosław Gowin, zostałem
zaproszony do udziału w konsultacjach na temat dostępu do orzeczeń
sądowych. Moja argumentacja opierała się na przywoływaniu norm
konstytucyjnych. Dostęp do treści orzeczeń to wsparcie realizacji prawa
dostępu do sądu, do informacji publicznej, to też działanie zmierzające
do racjonalizacji działania państwa, bo zmniejsza się koszt obsługi
składanych wniosków o dostęp do informacji, a stworzenie standardów
obiegu dokumentów jest elementem usprawniania administracji.
Udostępnienie orzeczeń w trybie bezwnioskowym buduje zaufanie obywateli
do państwa, a to również jedna z zasad konstytucyjnych. Możliwość
ponownego wykorzystania informacji z sektora publicznego jest warunkiem
spełnienia konstytucyjnej normy, że władza zwierzchnia należy do narodu.
To element społeczeństwa obywatelskiego.
Dyskutowaliśmy, a w pewnym momencie, zwracając się do ministra Gowina,
użyłem retorycznego chwytu: „Jeśli resort nie zdecyduje się na
publikację orzeczeń w internecie, to aktywiści będą się włamywać na
serwery i sami te orzeczenia zaczną wyjmować”. Uśmiechałem się przy tym
niewinnie. Minister też się uśmiechnął, zadał pytanie prof.
Gołaczyńskiemu, wówczas wiceministrowi sprawiedliwości, a ten
stwierdził, że trzeba udostępnić obywatelom orzeczenia, bo Waglowski się
włamie i sam weźmie. Tak zapadła decyzja o stworzeniu portali orzeczeń
sądów powszechnych.
W ostatnim czasie brałem udział w projekcie tworzenia Systemu Analiz
Orzeczeń Sądowych. Sortowanie wciąż nie w pełni udostępnianych przez
sądy orzeczeń wykazało, że opublikowano też takie orzeczenia, które –
wedle ujawnionej daty – wydano w 2030 r. Znalezienie takich błędów nie
byłoby możliwe, gdyby orzeczeń nie udostępniono obywatelom.
Doświadczenie podpowiada mi, że jakość danych publicznych jest niska,
dlatego obywatele wciąż nie mają narzędzi do monitorowania działania
państwa. Wiem też, że w wymiarze sprawiedliwości jest jeszcze wiele do
zrobienia.
Więcej możesz przeczytać w 50/2015 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.