W III RP nie udało się wyjaśnić żadnej zagadkowej śmierci w sprawie z politycznym podtekstem "Demokratyczny porządek III Rzeczypospolitej" odróżnia nas od Białorusi czy Turkmenistanu - mówi przy każdej okazji prezydent Kwaśniewski. Czy rzeczywiście? Od 1990 r. każdego roku ginęło w tajemniczych okolicznościach kilka osób, które miały wiedzę o niejasnych interesach i powiązaniach polityczno-biznesowych. Prokuraturze nie udało się wyjaśnić żadnej z tych spraw. Co więcej, w większości tych spraw stało się tak nie przez przypadek, ale przez celowe działanie. Fragment prawdy o tajemniczych zgonach może odsłonić sejmowa komisja śledcza ds. Orlenu. Posłowie komisji przesłuchają bowiem Andrzeja Czyżewskiego, byłego prokuratora. W latach 90. był on przedstawicielem niemieckich koncernów handlujących ropą. To jego zeznania przyczyniły się do tego, że obecnie prokuratura zaczęła rozbijać naftowe gangi, a większość bossów paliwowej mafii siedzi w areszcie. - Zeznania Czyżewskiego mają tę dodatkową wartość, że mówi on o tajemniczej serii zgonów, których ofiarą padli członkowie paliwowych gangów - twierdzi Zbigniew Wassermann (PiS), wiceprzewodniczący komisji śledczej ds. Orlenu.
Faltynowski, Majka, Karp
Czyżewski chce opowiedzieć komisji o tajemniczych okolicznościach śmierci Stanisława Faltynowskiego, hotelarza, który prowadził interesy z paliwową mafią. W hotelu w Wierzchowni, należącym do Faltynowskiego, odbywały się narady paliwowych baronów. W grudniu 2000 r. Faltynowski został odnaleziony martwy. Zdaniem Czyżewskiego, w dziwnych okolicznościach zginął także Zdzisław Majka, kolejny z pośredników w interesach paliwowej mafii. Majka miał koordynować działalność gangów z Częstochowy z największą polską spółką fałszującą benzyną - BGM ze Szczecina. W lutym 2002 r. znaleziono go martwego w mieszkaniu należącym do barona mafii paliwowej w Częstochowie.
Sejmowa komisja śledcza chce się też zająć sprawą śmierci Marka Karpia, twórcy i byłego szefa Ośrodka Studiów Wschodnich. W sierpniu tego roku został on wepchnięty przez białoruskiego tira pod nadjeżdżającą ciężarówkę. Prokuratura zamiast wyjaśnić okoliczności wypadku, swoimi działaniami w istocie zacierała ślady. Nie zatrzymano nawet białoruskiego kierowcy tira. Tuż przed śmiercią Karp informował Zbigniewa Wassermanna, że chce mu przekazać istotne informacje dotyczące rosyjskich firm naftowych.
Zagrożeni posłowie
W miarę jak komisja śledcza odsłania kulisy politycznego kapitalizmu w Polsce oraz paliwowe interesy na wielką skalę, o swoje bezpieczeństwo obawia się coraz więcej osób. O ochronę poprosił Zbigniew Siemiątkowski, były szef UOP i AW, który stwierdził, że "nie chce skończyć jak generał Papała". O swoje bezpieczeństwo obawia się też Roman Giertych (LPR), który podczas przesłuchania Leszka Millera przed komisją śledczą otrzymał SMS z pogróżkami. Podobnie było z Józefem Gruszką (PSL), szefem komisji śledczej. Obaj posłowie domagają się przyznania im policyjnej ochrony.
Z zastraszaniem i próbami szantażu zetknął się Zbigniew Ziobro, członek komisji śledczej badającej aferę Rywina. Wieczorem w dniu przesłuchania Leszka Millera (podobnie jak obecnie Giertychowi) telefonicznie grożono mu śmiercią. Gdy Sejm przyjął jego raport, który wskazywał na istnienie grupy trzymającej władzę, ktoś poluzował wszystkie śruby w kole jego samochodu. Kilka tygodni temu włamano się do mieszkania Ziobry. Złodziei nie interesowały żadne wartościowe przedmioty oprócz laptopa i twardego dysku. Zdaniem Romana Giertycha, w takich sprawach o przypadku nie może być mowy. - Biją w nas, bo za dużo wiemy. Nie tylko o nieprawidłowościach, ale po prostu o zwykłych zbrodniach - mówi Giertych.
Wiedza, która zabija
- Gdy analizuje się nie wyjaśnione śmierci z ostatnich lat, które mają politykę w tle, można dostrzec wspólny mianownik: za każdym razem ginęli ludzie, którzy za dużo wiedzieli - ocenia Lech Kaczyński, prezydent Warszawy, minister sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka. Symbolem takiej zbrodni jest śmierć gen. Marka Papały, byłego szefa policji, który został zastrzelony pod własnym domem w 1998 r. Mimo że śledztwo kilkanaście razy było już przedłużane, a policjanci i prokuratorzy zgodnie zapewniają, iż traktują je priorytetowo, trudno wierzyć w te deklaracje. Edward Mazur, polski biznesmen z USA, znajomy wielu polityków SLD, kilka lat temu został wytypowany przez jednego ze świadków jako prawdopodobny zleceniodawca tej zbrodni. Zatrzymano go na krótko, po czym zwolniono. Za taką decyzją, według "Rzeczpospolitej", miał stać prokurator krajowy Karol Napierski. Mazur wyjechał z Polski. Lech Kaczyński wspomina, że gdy przyszedł do resortu sprawiedliwości, przyjrzał się sposobowi prowadzenia śledztwa w sprawie Papały. - To był czeski film. O tym, że pojawił się kluczowy dla sprawy świadek, dowiedziałem się nie od prokuratora prowadzącego dochodzenie, ale przypadkowo od kogoś innego - mówi Kaczyński.
W październiku 1991 r. na prostym odcinku trasy z Warszawy do Katowic w wypadku samochodowym zginął Walerian Pańko, prezes Najwyższej Izby Kontroli. Miał on w Sejmie zaprezentować ustalenia izby dotyczące afery FOZZ. Zamieszani byli w nią wysocy oficerowie służb specjalnych i urzędnicy Ministerstwa Finansów, którzy na przełomie lat 80. i 90. zdefraudowali miliony przeznaczone na wykup polskich długów za granicą. Od tego czasu wymiar sprawiedliwości nawet o milimetr nie przybliżył się do wyjaśnienia tej sprawy. Za to w sprawie śmierci Pańki osąd był bardzo szybki i kategoryczny - zwykły wypadek samochodowy. Dziwi to tym bardziej, że kilka miesięcy wcześniej zmarł Michał Falzmann, kontroler NIK, który tropił nadużycia w FOZZ. W oficjalną przyczyną śmierci Falzmanna - zawał serca - do dziś mało kto wierzy.
Mało kto też wierzy w samobójstwo Ireneusza Sekuły, polityka SLD, który miał sobie odebrać życie, strzelając trzykrotnie w brzuch. - Nigdy nie uwierzę, że ktoś popełnia samobójstwo w ten sposób - ocenia Lech Kaczyński. I choć także w tym wypadku prokuratorzy nie doszukali się niczego nadzwyczajnego, to obecnie, także za sprawą publikacji tygodnika "Wprost", na jaw wychodzą kolejne interesy Sekuły z mafią pruszkowską. Śmierć Sekuły pokazała, jak niebezpieczne jest przechodzenie z instytucji państwowych na drugą stronę - do świata przestępczego. Dowodzą tego też sprawy śmierci byłego pracownika kontrwywiadu PRL Andrzeja Stuglika i jego ochroniarza Mieczysława Zapióra, byłego funkcjonariusza jednostek antyterrorystycznych. W 1991 r. Stuglik został znaleziony martwy przed swoim blokiem: zabito go strzałem w głowę z bliskiej odległości. Tuż przed śmiercią miał się chwalić, że czeka na dopływ dużych pieniędzy. Miały one pochodzić z transakcji, w której pośredniczył: sprzedaży dużej ilości rosyjskiego złota przez tamtejsze tajne służby. Likwidując Stuglika, zleceniodawcy morderstwa upiekli dwie pieczenie na jednym ogniu: nie musieli wypłacać mu prowizji i pozbyli się pośrednika, który zbyt dużo wiedział. W 2001 r. zginął Mieczysław Zapiór, który miał zostać przesłuchany w związku z zabójstwem generała Papały. Według oficjalnej wersji, podczas wakacji w Egipcie samotnie poszedł nurkować i zaginął.
Wschodni standard
W zachodnich demokracjach zabójstwa polityczne zdarzały się bardzo rzadko. Nie licząc zamordowania amerykańskiego prezydenta Johna F. Kennedy`ego, większość z nich była efektem działania szaleńców albo religijnych fundamentalistów. Co najważniejsze, duża ich część została szybko wyjaśniona, a sprawcy osądzeni. Lewicowy aktywista Volkert van der Graaf został skazany na 18 lat więzienia za zabicie w maju 2002 r. Pima Fortuyna, prawicowego holenderskiego polityka. Szybko aresztowano też Mihajla Mihajlovicia, który we wrześniu 2003 r. zasztyletował szwedzką minister spraw zagranicznych Annę Lindh. Jedyne w Europie Zachodniej polityczne zabójstwo, którego wciąż nie wyjaśniono, to sprawa zamordowania w 1986 r. szwedzkiego premiera Olofa Palme.
Polsce bliżej nie do Zachodu, lecz do krajów byłego ZSRR, gdzie na porządku dziennym są zabójstwa niewygodnych polityków i dziennikarzy. Normą jest też ich niewyjaśnianie albo (częściej) zwyczajne ukręcanie łba prowadzonym dochodzeniom. W Rosji ostatnią ofiarą płatnych morderców jest Paweł Chlebnikow, redaktor naczelny rosyjskiego wydania "Forbesa". Wcześniej ofiarami politycznych morderstw padli m.in. deputowana Dumy Państwowej Galina Starowojtowa z partii Demokratyczna Rosja (zabita w 1998 r.), gubernator obwodu magadańskiego Walentin Cwietkow i liberalny polityk Władimir Gołowlow (obaj zginęli w 2002 r.) oraz jeden z najbardziej znanych rosyjskich liberałów Siergiej Juszenkow (zabity w 2003 r.).
Organy ścigania Białorusi nie zrobiły niczego, by wyjaśnić losy zaginionych liderów opozycji Jurija Zacharenki i Wiktora Hanczara czy dziennikarza Dmitrija Zawadzkiego, którzy zaginęli w latach 1999-2000.
W marcu sąd w Mińsku skazał czterech mężczyzn za przyczynienie się do zaginięcia Zawadzkiego, mimo iż nie znaleziono ciała dziennikarza i nie wyjaśniono okoliczności jego domniemanej śmierci.
Na Ukrainie również nie wyjaśniono żadnej politycznej zbrodni. W 1998 r. Wadima Hetmana, prezesa banku centralnego, zastrzelono we własnym domu. Rok później zginął Wiaczesław Czornowił, jeden z liderów opozycji. Jego samochód został zmiażdżony przez ciężarowego kamaza. Pod Chersoniem podobna ciężarówka usiłowała zepchnąć z szosy samochód Wiktora Juszczenki. Milicja uznała ten incydent za zwykły wypadek. Latem tego roku najprawdopodobniej próbowano też otruć Juszczenkę. Do dziś nie wyjaśniono głośnej sprawy śmierci dziennikarza Georgija Gongadze. W sprawę zaangażowany mógł być ukraiński prezydent Leonid Kuczma. Dowodem są taśmy Mykoły Melnyczenki, byłego ochroniarza Kuczmy, ale na Ukrainie nie uznano ich za wartościowe.
Zabójcy z bezpieki
W III RP, podobnie jak w krajach postsowieckich, w polityce i gospodarce dużą rolę odgrywają byli funkcjonariusze komunistycznej bezpieki. Zdaniem Zbigniewa Ziobry, korzeni nie wyjaśnionych zabójstw osób z pierwszych stron gazet należy szukać właśnie w strukturach bezpieczeństwa PRL. Działająca w latach 1989-1990 sejmowa komisja Jana Rokity, badająca morderstwa polityczne lat 80., stwierdziła, że od wprowadzenia stanu wojennego do powołania rządu Tadeusza Mazowieckiego w Polsce zdarzyło się 120 tajemniczych zgonów. Ich tropy prowadziły do komunistycznego aparatu przemocy. Dowodzi to, że w strukturach MSW funkcjonowała grupa przestępcza, której jednym z zadań było mordowanie politycznych przeciwników. - Ludzie, którzy to robili, nie wyjechali na księżyc. Tyle że z zabójstw czysto politycznych przerzucili się na zabójstwa polityczno-gospodarcze - uważa Zbigniew Ziobro.
Czyżewski chce opowiedzieć komisji o tajemniczych okolicznościach śmierci Stanisława Faltynowskiego, hotelarza, który prowadził interesy z paliwową mafią. W hotelu w Wierzchowni, należącym do Faltynowskiego, odbywały się narady paliwowych baronów. W grudniu 2000 r. Faltynowski został odnaleziony martwy. Zdaniem Czyżewskiego, w dziwnych okolicznościach zginął także Zdzisław Majka, kolejny z pośredników w interesach paliwowej mafii. Majka miał koordynować działalność gangów z Częstochowy z największą polską spółką fałszującą benzyną - BGM ze Szczecina. W lutym 2002 r. znaleziono go martwego w mieszkaniu należącym do barona mafii paliwowej w Częstochowie.
Sejmowa komisja śledcza chce się też zająć sprawą śmierci Marka Karpia, twórcy i byłego szefa Ośrodka Studiów Wschodnich. W sierpniu tego roku został on wepchnięty przez białoruskiego tira pod nadjeżdżającą ciężarówkę. Prokuratura zamiast wyjaśnić okoliczności wypadku, swoimi działaniami w istocie zacierała ślady. Nie zatrzymano nawet białoruskiego kierowcy tira. Tuż przed śmiercią Karp informował Zbigniewa Wassermanna, że chce mu przekazać istotne informacje dotyczące rosyjskich firm naftowych.
Zagrożeni posłowie
W miarę jak komisja śledcza odsłania kulisy politycznego kapitalizmu w Polsce oraz paliwowe interesy na wielką skalę, o swoje bezpieczeństwo obawia się coraz więcej osób. O ochronę poprosił Zbigniew Siemiątkowski, były szef UOP i AW, który stwierdził, że "nie chce skończyć jak generał Papała". O swoje bezpieczeństwo obawia się też Roman Giertych (LPR), który podczas przesłuchania Leszka Millera przed komisją śledczą otrzymał SMS z pogróżkami. Podobnie było z Józefem Gruszką (PSL), szefem komisji śledczej. Obaj posłowie domagają się przyznania im policyjnej ochrony.
Z zastraszaniem i próbami szantażu zetknął się Zbigniew Ziobro, członek komisji śledczej badającej aferę Rywina. Wieczorem w dniu przesłuchania Leszka Millera (podobnie jak obecnie Giertychowi) telefonicznie grożono mu śmiercią. Gdy Sejm przyjął jego raport, który wskazywał na istnienie grupy trzymającej władzę, ktoś poluzował wszystkie śruby w kole jego samochodu. Kilka tygodni temu włamano się do mieszkania Ziobry. Złodziei nie interesowały żadne wartościowe przedmioty oprócz laptopa i twardego dysku. Zdaniem Romana Giertycha, w takich sprawach o przypadku nie może być mowy. - Biją w nas, bo za dużo wiemy. Nie tylko o nieprawidłowościach, ale po prostu o zwykłych zbrodniach - mówi Giertych.
Wiedza, która zabija
- Gdy analizuje się nie wyjaśnione śmierci z ostatnich lat, które mają politykę w tle, można dostrzec wspólny mianownik: za każdym razem ginęli ludzie, którzy za dużo wiedzieli - ocenia Lech Kaczyński, prezydent Warszawy, minister sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka. Symbolem takiej zbrodni jest śmierć gen. Marka Papały, byłego szefa policji, który został zastrzelony pod własnym domem w 1998 r. Mimo że śledztwo kilkanaście razy było już przedłużane, a policjanci i prokuratorzy zgodnie zapewniają, iż traktują je priorytetowo, trudno wierzyć w te deklaracje. Edward Mazur, polski biznesmen z USA, znajomy wielu polityków SLD, kilka lat temu został wytypowany przez jednego ze świadków jako prawdopodobny zleceniodawca tej zbrodni. Zatrzymano go na krótko, po czym zwolniono. Za taką decyzją, według "Rzeczpospolitej", miał stać prokurator krajowy Karol Napierski. Mazur wyjechał z Polski. Lech Kaczyński wspomina, że gdy przyszedł do resortu sprawiedliwości, przyjrzał się sposobowi prowadzenia śledztwa w sprawie Papały. - To był czeski film. O tym, że pojawił się kluczowy dla sprawy świadek, dowiedziałem się nie od prokuratora prowadzącego dochodzenie, ale przypadkowo od kogoś innego - mówi Kaczyński.
W październiku 1991 r. na prostym odcinku trasy z Warszawy do Katowic w wypadku samochodowym zginął Walerian Pańko, prezes Najwyższej Izby Kontroli. Miał on w Sejmie zaprezentować ustalenia izby dotyczące afery FOZZ. Zamieszani byli w nią wysocy oficerowie służb specjalnych i urzędnicy Ministerstwa Finansów, którzy na przełomie lat 80. i 90. zdefraudowali miliony przeznaczone na wykup polskich długów za granicą. Od tego czasu wymiar sprawiedliwości nawet o milimetr nie przybliżył się do wyjaśnienia tej sprawy. Za to w sprawie śmierci Pańki osąd był bardzo szybki i kategoryczny - zwykły wypadek samochodowy. Dziwi to tym bardziej, że kilka miesięcy wcześniej zmarł Michał Falzmann, kontroler NIK, który tropił nadużycia w FOZZ. W oficjalną przyczyną śmierci Falzmanna - zawał serca - do dziś mało kto wierzy.
Mało kto też wierzy w samobójstwo Ireneusza Sekuły, polityka SLD, który miał sobie odebrać życie, strzelając trzykrotnie w brzuch. - Nigdy nie uwierzę, że ktoś popełnia samobójstwo w ten sposób - ocenia Lech Kaczyński. I choć także w tym wypadku prokuratorzy nie doszukali się niczego nadzwyczajnego, to obecnie, także za sprawą publikacji tygodnika "Wprost", na jaw wychodzą kolejne interesy Sekuły z mafią pruszkowską. Śmierć Sekuły pokazała, jak niebezpieczne jest przechodzenie z instytucji państwowych na drugą stronę - do świata przestępczego. Dowodzą tego też sprawy śmierci byłego pracownika kontrwywiadu PRL Andrzeja Stuglika i jego ochroniarza Mieczysława Zapióra, byłego funkcjonariusza jednostek antyterrorystycznych. W 1991 r. Stuglik został znaleziony martwy przed swoim blokiem: zabito go strzałem w głowę z bliskiej odległości. Tuż przed śmiercią miał się chwalić, że czeka na dopływ dużych pieniędzy. Miały one pochodzić z transakcji, w której pośredniczył: sprzedaży dużej ilości rosyjskiego złota przez tamtejsze tajne służby. Likwidując Stuglika, zleceniodawcy morderstwa upiekli dwie pieczenie na jednym ogniu: nie musieli wypłacać mu prowizji i pozbyli się pośrednika, który zbyt dużo wiedział. W 2001 r. zginął Mieczysław Zapiór, który miał zostać przesłuchany w związku z zabójstwem generała Papały. Według oficjalnej wersji, podczas wakacji w Egipcie samotnie poszedł nurkować i zaginął.
Wschodni standard
W zachodnich demokracjach zabójstwa polityczne zdarzały się bardzo rzadko. Nie licząc zamordowania amerykańskiego prezydenta Johna F. Kennedy`ego, większość z nich była efektem działania szaleńców albo religijnych fundamentalistów. Co najważniejsze, duża ich część została szybko wyjaśniona, a sprawcy osądzeni. Lewicowy aktywista Volkert van der Graaf został skazany na 18 lat więzienia za zabicie w maju 2002 r. Pima Fortuyna, prawicowego holenderskiego polityka. Szybko aresztowano też Mihajla Mihajlovicia, który we wrześniu 2003 r. zasztyletował szwedzką minister spraw zagranicznych Annę Lindh. Jedyne w Europie Zachodniej polityczne zabójstwo, którego wciąż nie wyjaśniono, to sprawa zamordowania w 1986 r. szwedzkiego premiera Olofa Palme.
Polsce bliżej nie do Zachodu, lecz do krajów byłego ZSRR, gdzie na porządku dziennym są zabójstwa niewygodnych polityków i dziennikarzy. Normą jest też ich niewyjaśnianie albo (częściej) zwyczajne ukręcanie łba prowadzonym dochodzeniom. W Rosji ostatnią ofiarą płatnych morderców jest Paweł Chlebnikow, redaktor naczelny rosyjskiego wydania "Forbesa". Wcześniej ofiarami politycznych morderstw padli m.in. deputowana Dumy Państwowej Galina Starowojtowa z partii Demokratyczna Rosja (zabita w 1998 r.), gubernator obwodu magadańskiego Walentin Cwietkow i liberalny polityk Władimir Gołowlow (obaj zginęli w 2002 r.) oraz jeden z najbardziej znanych rosyjskich liberałów Siergiej Juszenkow (zabity w 2003 r.).
Organy ścigania Białorusi nie zrobiły niczego, by wyjaśnić losy zaginionych liderów opozycji Jurija Zacharenki i Wiktora Hanczara czy dziennikarza Dmitrija Zawadzkiego, którzy zaginęli w latach 1999-2000.
W marcu sąd w Mińsku skazał czterech mężczyzn za przyczynienie się do zaginięcia Zawadzkiego, mimo iż nie znaleziono ciała dziennikarza i nie wyjaśniono okoliczności jego domniemanej śmierci.
Na Ukrainie również nie wyjaśniono żadnej politycznej zbrodni. W 1998 r. Wadima Hetmana, prezesa banku centralnego, zastrzelono we własnym domu. Rok później zginął Wiaczesław Czornowił, jeden z liderów opozycji. Jego samochód został zmiażdżony przez ciężarowego kamaza. Pod Chersoniem podobna ciężarówka usiłowała zepchnąć z szosy samochód Wiktora Juszczenki. Milicja uznała ten incydent za zwykły wypadek. Latem tego roku najprawdopodobniej próbowano też otruć Juszczenkę. Do dziś nie wyjaśniono głośnej sprawy śmierci dziennikarza Georgija Gongadze. W sprawę zaangażowany mógł być ukraiński prezydent Leonid Kuczma. Dowodem są taśmy Mykoły Melnyczenki, byłego ochroniarza Kuczmy, ale na Ukrainie nie uznano ich za wartościowe.
Zabójcy z bezpieki
W III RP, podobnie jak w krajach postsowieckich, w polityce i gospodarce dużą rolę odgrywają byli funkcjonariusze komunistycznej bezpieki. Zdaniem Zbigniewa Ziobry, korzeni nie wyjaśnionych zabójstw osób z pierwszych stron gazet należy szukać właśnie w strukturach bezpieczeństwa PRL. Działająca w latach 1989-1990 sejmowa komisja Jana Rokity, badająca morderstwa polityczne lat 80., stwierdziła, że od wprowadzenia stanu wojennego do powołania rządu Tadeusza Mazowieckiego w Polsce zdarzyło się 120 tajemniczych zgonów. Ich tropy prowadziły do komunistycznego aparatu przemocy. Dowodzi to, że w strukturach MSW funkcjonowała grupa przestępcza, której jednym z zadań było mordowanie politycznych przeciwników. - Ludzie, którzy to robili, nie wyjechali na księżyc. Tyle że z zabójstw czysto politycznych przerzucili się na zabójstwa polityczno-gospodarcze - uważa Zbigniew Ziobro.
|
Więcej możesz przeczytać w 49/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.