Na pierwszy rzut oka nowy budynek MoMA składa się z zawieszonych w próżni białych ścian "Plaster miodu napełniony mlecznym światłem". "Martwe laboratorium naukowe zbudowane na przekór tętniącemu życiem Manhattanowi". To jedne z wielu opinii o nowo otwartym budynku Muzeum Sztuki Nowoczesnej (MoMA) w Nowym Jorku. Obiekt podzielił mieszkańców wielkiego jabłka, ale w jednym są zgodni: MoMA jest uznawane za takie osiągnięcie architektury początków XXI wieku, jakimi w dwudziestowiecznej architekturze były Empire State Building czy Rockefeller Center.
Nowe duchowe schronienie sztuki
MoMA jest dziełem japońskiego projektanta, 67-letniego Yoshio Taniguchiego, zwycięzcy konkursu na przebudowę muzeum. W Ameryce Taniguchi wcześniej nie był znany, co więcej - była to jego pierwsza budowla projektowana poza Japonią. Właściciele MoMA, prywatnego centrum kulturalnego, szukali osoby, która nie tylko stworzyłaby nowy budynek, ale radykalnie zreformowałaby pojęcie muzealnej przestrzeni, nie naruszając przy tym jej historycznych, społecznych i kulturalnych wartości. Taniguchi oczarował zleceniodawców konceptem polegającym na zaniku formy. Ten japoński mistrz abstrakcji i kolażu starał się, by nowe miejsce nie kolidowało z wystawianą sztuką. Miało to być "nowe duchowe schronienie" dla dobrze znanych dzieł.
Za ponad 850 mln dolarów stworzono nowoczesną bryłę, wykonaną głównie z przyciemnianego szkła i aluminium. Fasada od strony jednego z wejść do muzeum stała się dla jednych monotonnym, biało-szarym murem ze szkła i aluminium, innym kojarzyła się z "nową symbiozą urbanistyczną osiągniętą za sprawą przyciemnianych szyb przypominających tradycyjny japoński parawan z papieru ryżowego".
Geniusz projektu Taniguchiego ujawnia się wewnątrz budowli. Nowojorski artysta Mark Bernard Cohen po pierwszej wizycie w nowym MoMA powiedział: "Dzięki poszerzeniu przestrzeni prace, na które uwielbiam patrzeć, ogląda się jeszcze bardziej komfortowo. Trudno uwierzyć, że znajdujemy się w Nowym Jorku".
Porsche w galerii
MoMA powstało pod koniec lat 20. XX wieku za sprawą rodziny Rockefellerów. Początkowo muzeum mieściło się w ich prywatnym domu przy ulicy 54 West na Manhattanie. Od 1939 r. rozrosło się w granicach ciasno zabudowanego środkowego Manhattanu. Na początku kolekcja MoMA liczyła osiem grafik i jeden obraz. Najwięcej dzieł kupiono po 1970 r. Dziś muzeum posiada ponad 150 tys. dzieł sztuki.
Obecna, czwarta już modernizacja budynku MoMA została przeprowadzona na dotychczasowym terenie. Powierzchnia muzeum zwiększyła się z 36 tys. m2 do ponad 60 tys. m2. Dzięki temu więcej osób może w komfortowych warunkach je zwiedzać: dotychczas było to milion osób rocznie, zaś obecnie - 1,8 mln, czyli 6 tys. osób dziennie. Dzięki powiększeniu powierzchni MoMA obok dzieł tak znanych artystów, jak Edward Munch, Vincent van Gogh, Pablo Picasso, Salvador Dali czy Andy Warhol, można wystawiać prace młodych współczesnych artystów oraz nowe formy: fotosy, modele architektoniczne, a nawet użytkowe projekty w rodzaju volkswagena garbusa Ferdynanda Porsche. "W starym MoMA nasze kolekcje zatrzymały się na latach 60." - mówi John Elderfield, kurator muzeum.
Wiszące ściany
Na pierwszy rzut oka nowe muzeum składa się z niekończącej się liczby nagich, zawieszonych w próżni ścian. Po pewnym czasie ta eksplozja przestrzeni, światła i bieli zaczyna mniej przypominać olbrzymi labirynt, a bardziej intymny zakątek do kontemplacji sztuki. Pomysł Taniguchiego, by forma nie przeszkadzała treści, sprowadziła się do wyciszenia wnętrza. Za sprawą białych, wyglądających na zawieszone nad ziemią ścian wszystko stało się lekkie i bezbarwne, a przez to niezauważalne. Drzwi wstawione bez ram zanikają w nieokreślonym tle. Nawet otwory wentylacyjne zmniejszono do minimalnych rozmiarów. Nowe MoMA zachwyca delikatnością formy i elegancją wykończenia. Trudniej się doszukać przestrzeni spójnej z wystawianymi pracami.
Przy niektórych dziełach ma się wrażenie, że brakuje potężnych, bogato rzeźbionych murów, które w starym MoMA tworzyły specyficzną atmosferę. Specjalnie zrezygnowano z koncepcji znanych z innych muzeów, na przykład Guggenheima w Nowym Jorku, gdzie architektura nie tylko przyciąga oko, ale też stwarza nastrój - jest wyraźnym tłem dla wystawianych prac. Tymczasem Yoshio Taniguchi zrobił wszystko, by architektura nie rozpraszała uwagi widzów. Te nie narzucające się wnętrze ma służyć głębszym doznaniom. Dopiero po pewnym czasie odczuwa się jego komfort.
Przekorny dialog architektury
Mankamentem estetycznego minimalizmu Taniguchiego jest to, że uwypukla on rzeczy, których nie chce się zauważać. Obcowanie ze sztuką bywa bowiem przerywane nagłym, nachalnym zakłóceniem, na przykład czerwonym napisem "wyjście awaryjne". W tradycyjnym wnętrzu byłby on właściwie niewidoczny. Mankamentem, często podnoszonym, jest też niedostateczne wykorzystanie dziennego światła. Chociaż światło wlewa się do muzeum przez niezliczoną liczbę okien ze zwykłego i przyciemnianego szkła, to i tak w galeriach dominuje sztuczne oświetlenie. Czasem nie oddaje ono w pełni ukrytego w obrazach ciepła czy nastroju chwili.
Taniguchiemu udało się przełamać pozorną falę monotonii białych ścian. Służy temu m.in. bardzo wysokie atrium, sięgające połowy wysokości całego muzeum (prawie 35 m). Wokół tego atrium rozmieszczone są galerie. Tam też można podziwiać dzieła wymagające wielkiej przestrzeni. Jest wśród nich ponadtrzynastometrowy obraz ClaudeŐa Moneta "Odbicia chmur w liliowym stawie" (pokazywany w poziomie), który kontrastuje z ponaddwunastometrowym pionowym obeliskiem Newmana.
Tad Davis, pierwszy zwiedzający, który ustawił się w kolejce do muzeum jeszcze przed wschodem słońca, nie krył wzruszenia z faktu otwarcia MoMA. Uważa on, że w nowym budynku sztuka jest znacznie bliżej widza. Wystawione prace nie zostały rozmieszczone zgodnie z datą ich stworzenia, co łamie monotonię zwiedzania. Przełomowe dzieła, na przykład "Złotą Marilyn Monroe" Warhola, można oglądać z kilku miejsc. W nowym MoMA zrezygnowano ze sztywnego kierunku zwiedzania: od parteru do górnego piętra. System wind i schodów pozwala na swobodne przemieszczanie się.
Najwybitniejsze dzieła, między innymi "Rozgwieżdżona noc" van Gogha czy "Panny z Awinionu" Picassa, zostały umieszczone na wyższych piętrach. Na pierwszym i ostatnim (piątym) piętrze prezentowane są dzieła najnowsze. Na samej górze zwracają uwagę oryginalne architektonicznie okna dachowe, kolumny oraz wysoko zawieszony sufit. Widzowie najbardziej narzekają na nową cenę biletów, która po przebudowie wzrosła z 12 USD do 20 USD. Na szczęście, nadal istnieje możliwość bezpłatnego zwiedzania w każdy piątkowy wieczór.
W nowym MoMA pojęcie architektonicznego piękna ograniczyło się do przesadnej funkcjonalności, która kpi sobie z miasta, w którym muzeum się znajduje. Ale w Nowym Jorku to nic nowego: miasto żyje głównie dzięki miejscom, które prowadzą z nim (głównie z jego architekturą) przekorny dialog.
MoMA jest dziełem japońskiego projektanta, 67-letniego Yoshio Taniguchiego, zwycięzcy konkursu na przebudowę muzeum. W Ameryce Taniguchi wcześniej nie był znany, co więcej - była to jego pierwsza budowla projektowana poza Japonią. Właściciele MoMA, prywatnego centrum kulturalnego, szukali osoby, która nie tylko stworzyłaby nowy budynek, ale radykalnie zreformowałaby pojęcie muzealnej przestrzeni, nie naruszając przy tym jej historycznych, społecznych i kulturalnych wartości. Taniguchi oczarował zleceniodawców konceptem polegającym na zaniku formy. Ten japoński mistrz abstrakcji i kolażu starał się, by nowe miejsce nie kolidowało z wystawianą sztuką. Miało to być "nowe duchowe schronienie" dla dobrze znanych dzieł.
Za ponad 850 mln dolarów stworzono nowoczesną bryłę, wykonaną głównie z przyciemnianego szkła i aluminium. Fasada od strony jednego z wejść do muzeum stała się dla jednych monotonnym, biało-szarym murem ze szkła i aluminium, innym kojarzyła się z "nową symbiozą urbanistyczną osiągniętą za sprawą przyciemnianych szyb przypominających tradycyjny japoński parawan z papieru ryżowego".
Geniusz projektu Taniguchiego ujawnia się wewnątrz budowli. Nowojorski artysta Mark Bernard Cohen po pierwszej wizycie w nowym MoMA powiedział: "Dzięki poszerzeniu przestrzeni prace, na które uwielbiam patrzeć, ogląda się jeszcze bardziej komfortowo. Trudno uwierzyć, że znajdujemy się w Nowym Jorku".
Porsche w galerii
MoMA powstało pod koniec lat 20. XX wieku za sprawą rodziny Rockefellerów. Początkowo muzeum mieściło się w ich prywatnym domu przy ulicy 54 West na Manhattanie. Od 1939 r. rozrosło się w granicach ciasno zabudowanego środkowego Manhattanu. Na początku kolekcja MoMA liczyła osiem grafik i jeden obraz. Najwięcej dzieł kupiono po 1970 r. Dziś muzeum posiada ponad 150 tys. dzieł sztuki.
Obecna, czwarta już modernizacja budynku MoMA została przeprowadzona na dotychczasowym terenie. Powierzchnia muzeum zwiększyła się z 36 tys. m2 do ponad 60 tys. m2. Dzięki temu więcej osób może w komfortowych warunkach je zwiedzać: dotychczas było to milion osób rocznie, zaś obecnie - 1,8 mln, czyli 6 tys. osób dziennie. Dzięki powiększeniu powierzchni MoMA obok dzieł tak znanych artystów, jak Edward Munch, Vincent van Gogh, Pablo Picasso, Salvador Dali czy Andy Warhol, można wystawiać prace młodych współczesnych artystów oraz nowe formy: fotosy, modele architektoniczne, a nawet użytkowe projekty w rodzaju volkswagena garbusa Ferdynanda Porsche. "W starym MoMA nasze kolekcje zatrzymały się na latach 60." - mówi John Elderfield, kurator muzeum.
Wiszące ściany
Na pierwszy rzut oka nowe muzeum składa się z niekończącej się liczby nagich, zawieszonych w próżni ścian. Po pewnym czasie ta eksplozja przestrzeni, światła i bieli zaczyna mniej przypominać olbrzymi labirynt, a bardziej intymny zakątek do kontemplacji sztuki. Pomysł Taniguchiego, by forma nie przeszkadzała treści, sprowadziła się do wyciszenia wnętrza. Za sprawą białych, wyglądających na zawieszone nad ziemią ścian wszystko stało się lekkie i bezbarwne, a przez to niezauważalne. Drzwi wstawione bez ram zanikają w nieokreślonym tle. Nawet otwory wentylacyjne zmniejszono do minimalnych rozmiarów. Nowe MoMA zachwyca delikatnością formy i elegancją wykończenia. Trudniej się doszukać przestrzeni spójnej z wystawianymi pracami.
Przy niektórych dziełach ma się wrażenie, że brakuje potężnych, bogato rzeźbionych murów, które w starym MoMA tworzyły specyficzną atmosferę. Specjalnie zrezygnowano z koncepcji znanych z innych muzeów, na przykład Guggenheima w Nowym Jorku, gdzie architektura nie tylko przyciąga oko, ale też stwarza nastrój - jest wyraźnym tłem dla wystawianych prac. Tymczasem Yoshio Taniguchi zrobił wszystko, by architektura nie rozpraszała uwagi widzów. Te nie narzucające się wnętrze ma służyć głębszym doznaniom. Dopiero po pewnym czasie odczuwa się jego komfort.
Przekorny dialog architektury
Mankamentem estetycznego minimalizmu Taniguchiego jest to, że uwypukla on rzeczy, których nie chce się zauważać. Obcowanie ze sztuką bywa bowiem przerywane nagłym, nachalnym zakłóceniem, na przykład czerwonym napisem "wyjście awaryjne". W tradycyjnym wnętrzu byłby on właściwie niewidoczny. Mankamentem, często podnoszonym, jest też niedostateczne wykorzystanie dziennego światła. Chociaż światło wlewa się do muzeum przez niezliczoną liczbę okien ze zwykłego i przyciemnianego szkła, to i tak w galeriach dominuje sztuczne oświetlenie. Czasem nie oddaje ono w pełni ukrytego w obrazach ciepła czy nastroju chwili.
Taniguchiemu udało się przełamać pozorną falę monotonii białych ścian. Służy temu m.in. bardzo wysokie atrium, sięgające połowy wysokości całego muzeum (prawie 35 m). Wokół tego atrium rozmieszczone są galerie. Tam też można podziwiać dzieła wymagające wielkiej przestrzeni. Jest wśród nich ponadtrzynastometrowy obraz ClaudeŐa Moneta "Odbicia chmur w liliowym stawie" (pokazywany w poziomie), który kontrastuje z ponaddwunastometrowym pionowym obeliskiem Newmana.
Tad Davis, pierwszy zwiedzający, który ustawił się w kolejce do muzeum jeszcze przed wschodem słońca, nie krył wzruszenia z faktu otwarcia MoMA. Uważa on, że w nowym budynku sztuka jest znacznie bliżej widza. Wystawione prace nie zostały rozmieszczone zgodnie z datą ich stworzenia, co łamie monotonię zwiedzania. Przełomowe dzieła, na przykład "Złotą Marilyn Monroe" Warhola, można oglądać z kilku miejsc. W nowym MoMA zrezygnowano ze sztywnego kierunku zwiedzania: od parteru do górnego piętra. System wind i schodów pozwala na swobodne przemieszczanie się.
Najwybitniejsze dzieła, między innymi "Rozgwieżdżona noc" van Gogha czy "Panny z Awinionu" Picassa, zostały umieszczone na wyższych piętrach. Na pierwszym i ostatnim (piątym) piętrze prezentowane są dzieła najnowsze. Na samej górze zwracają uwagę oryginalne architektonicznie okna dachowe, kolumny oraz wysoko zawieszony sufit. Widzowie najbardziej narzekają na nową cenę biletów, która po przebudowie wzrosła z 12 USD do 20 USD. Na szczęście, nadal istnieje możliwość bezpłatnego zwiedzania w każdy piątkowy wieczór.
W nowym MoMA pojęcie architektonicznego piękna ograniczyło się do przesadnej funkcjonalności, która kpi sobie z miasta, w którym muzeum się znajduje. Ale w Nowym Jorku to nic nowego: miasto żyje głównie dzięki miejscom, które prowadzą z nim (głównie z jego architekturą) przekorny dialog.
Więcej możesz przeczytać w 49/2004 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.