Czy Jacek Piechota, były minister gospodarki, pomagał baronowi oskarżonemu w sprawie mafii paliwowej?
Czy minister gospodarki może działać przeciw interesom skarbu państwa, które ma reprezentować? Wiele wskazuje na to, że Jacek Piechota, szef resortu gospodarki w rządach Leszka Millera i Marka Belki, przyczynił się do bankructwa jednego z największych holdingów stoczniowych w Europie. A to z kolei pozwoliło biznesmenom związanym z SLD przejąć strategiczny dla bezpieczeństwa energetycznego kraju terminal paliwowy w Świnoujściu. Terminal ten to najnowocześniejsza polska baza paliw przetworzonych (benzyna i oleje napędowe) o zdolności przeładunkowej 3,2 mln ton rocznie.
Weszliście do nie swojego koryta!
W 1994 r. władze Świnoujścia zorganizowały przetarg na teren, na którym znajduje się paliwowy terminal. Wygrała go Stocznia Szczecińska SA. Hurtowe ilości taniego paliwa płynącego z całej Europy do terminalu w Świnoujściu miały być realną konkurencją dla polskich dostawców i szansą na niższe ceny benzyny i oleju napędowego. Przegranym w przetargu była firma Ship-Service, kierowana przez szczecińskiego magnata paliwowego Jerzego Krzystyniaka (niegdyś szefa paliwowej firmy Solo). Krzystyniak, podejrzany w sprawie mafii paliwowej, przebywa obecnie w areszcie. Był on sponsorem kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego w 1995 r. 10 lat temu w szczecińskim hotelu Radisson Kwaśniewski i politycy SLD Jerzy Szmajdziński i Jacek Piechota uczestniczyli w bankiecie wydanym przez Krzystyniaka.
Kluczowy dla śledztwa przeciwko mafii paliwowej świadek, do którego dotarł "Wprost", twierdzi, że skromny trener tenisa ziemnego, jakim był niegdyś Jerzy Krzystyniak, zrobił oszałamiającą karierę biznesową dzięki politycznym koneksjom w SLD i poparciu tajnych służb PRL. Na początku lat 90. otrzymał koncesję na import i handel bezcłowym paliwem z tzw. kontyngentu fińskiego. To była żyła złota, gdyż w tym czasie paliwo było obłożone 40--procentowym cłem. Interesy Krzystyniaka wspierał poseł SLD Jacek Piechota. Krzystyniak sfinansował wtedy jego wyjazd do Kuwejtu (są na to faktury w dokumentacji firmy Solo). Potem nazwisko Piechoty pojawia się przy okazji negocjacji w sprawie sprzedaży firmy Krzystyniaka - Solo - spółce J&S, monopoliście na rynku dostaw ropy do Polski.
Krzysztof Piotrowski, były prezes szczecińskiego holdingu stoczniowego, opowiada "Wprost" o spotkaniu w mieszkaniu Jerzego Krzystyniaka, do którego doszło kilka tygodni po przetargu na teren, na którym znajduje się świnoujski terminal paliwowy. - Spotkaliśmy się wówczas z posłem Jackiem Piechotą. Zaproponowano nam, że terminal odkupi od stoczni firma Krzystyniaka Ship-Service. Później, podczas kolejnych negocjacji, padały słowa: "Weszliście do nie swojego koryta!". - Kilkanaście lat temu znałem i Piotrowskie-go, i Krzystyniaka, więc umożliwiłem ich spotkanie.ĘA prezesowi Piotrowskiemu udzielałem życzliwych rad, nie wywierałem natomiast na niego żadnej politycznej presji - twierdzi w rozmowie z "Wprost" Jacek Piechota.
Zaplanowana upadłość?
Latem 2001 r. szczecińska stocznia i PKN Orlen przygotowywały wspólne przedsięwzięcie: stoczniowy holding wnosił terminal, Orlen - usytuowaną na wyspie Wolin bazę, która miała być połączona podwodnym rurociągiem ze Świnoujściem. - Alternatywne źródło paliwa dostarczanego przez Bałtyk gwarantowałoby wzrost bezpieczeństwa energetycznego Polski i realny spadek cen paliw, przynajmniej w północnej części kraju. Bliskie sąsiedztwo Berlina dawało z kolei szansę na hurtowy handel z Niemcami - wspomina Andrzej Modrzejewski, były prezes PKN Orlen. - Planowaliśmy także uruchomienie terminalu gazu płynnego w Policach pod Szczecinem, czyli uniezależnienie się od rosyjskiej rury. Jacek Piechota wiedział o naszych planach, ale bardzo go drażniły - mówi "Wprost" Krzysztof Piotrowski. Z wielkich planów nic nie wyszło, bo w lutym 2002 r. UOP zatrzymał prezesa Modrzejewskiego, a zaraz potem go odwołano, natomiast szczeciński holding stoczniowy popadał w poważne tarapaty finansowe.
Na początku 2002 r. stocznia poprosiła państwo o pomoc. Do otrzymania w polskim banku kredytu pomostowego stocznia potrzebowała gwarancji rządowych w wysokości 60 mln USD (równowartość 10 proc. rocznych obrotów firmy). Szczecińska stocznia liczyła na wsparcie, bo w światowych rankingach zajmowała piąte miejsce pod względem zamówień i dziewiąte pod względem wielkości produkcji - w ciągu dziesięciu lat wyeksportowała 160 jednostek za ponad 4 mld USD. W maju 2002 r. rząd odmówił pomocy. Banki kredytujące bieżącą produkcję stoczni wpadły w popłoch, gdy minister Piechota zażądał od nich dwukrotnie wyższej redukcji wierzytelności, niż ustalił to Sąd Rejonowy w Szczecinie podczas postępowania układowego z wierzycielami. To wystarczyło, by wstrzymano kredyty. Stocznia stanęła w chwili, gdy miała kontrakty na
30 jednostek za 1,6 mld USD.
Maria Wiśniewska, była prezes Banku Pekao SA, a obecnie posłanka PO, w swojej książce "Sceny z życia bankowego" wspomina, jak pewnego dnia zadzwonił do niej minister Jacek Piechota. "Powiedział: >>Za chwilę przefaksuję pani wzór zgody banku na umorzenie 80 proc. kredytów udzielonych przez Pekao Stoczni Szczecińskiej. Chciałbym prosić o podpis i odesłanie>>. Myślałam, że jeszcze się nie obudziłam. Mówię: >>Ja tego nie zrobię. Wykluczone<<. A on mi na to: >>Będę więc zmuszony powiedzieć stoczniowcom, że trzeba ogłosić upadłość stoczni, bo bank Pekao odmówił umorzenia długów<<".
- Banki mogły i chciały uratować stocznię. Opracowano - pod kierunkiem prof. Teresy Lubińskiej z Uniwersytetu Szczecińskiego [obecnie minister finansów] - projekt ratowania holdingu: pracownicy i firmy kooperujące miały ponieść jak najmniejsze straty, by w przyszłości decydować o dalszym funkcjonowaniu stoczni. Do ratowania holdingu nie było jednak woli politycznej. Stocznię celowo doprowadzono do bankructwa, gdyż po jej majątek ustawiła się kolejka chętnych z nomenklatury - mówi Małgorzata Jacyna-Witt, szczecińska radna, która współpracowała z Teresą Lubińską, gdy ta pracowała w radzie miasta.
Jacek Piechota uważa, że oskarżenia pod jego adresem o działanie na szkodę holdingu stoczniowego są bzdurą. - Podobnie jak lansowana przez byłych szefów stoczni teza, że doprowadziłem do upadku holdingu, by przejąć bazę paliwową w Świnoujściu. Zakup terminalu przez stocznię był chybioną inwestycją. Terminal od początku nie miał racji bytu, a pomysły prezesów Piotrowskiego i Modrzejewskiego były księżycowe. Każdy, kto działał na rynku paliwowym, miał o tej inwestycji krytyczną opinię - mówi "Wprost" Piechota.
Pięciodniowy prezes
Członkowie zarządu szczecińskiej stoczni, publicznie oskarżeni o malwersacje m.in. przez ministrów Krzysztofa Janika (MSWiA) i Jacka Piechotę, trafili do aresztu. Nowy zarząd już miesiąc przed ogłoszeniem upadłości Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA rozpoczął wyprzedaż majątku, chociaż obowiązujące wówczas prawo układowe i upadłościowe tego zabraniało. 20 czerwca 2002 r., bez wiedzy i zgody sądowego nadzorcy kontrolującego sytuację w holdingu podczas postępowania układowego, rekomendowany przez ministra Jacka Piechotę na prezesa zarządu Zbigniew Stypa sprzedał bazę paliwową w Świnoujściu sopockiej firmie leasingowej Prolim. Zbigniew Stypa był prezesem przez pięć dni. Po sprzedaży terminalu zrezygnował z funkcji i wrócił do swojej macierzystej firmy, czyli Ship-Service Jerzego Krzystyniaka. Ale terminal był już własnością Prolimu, kontrolowanego przez pomorskiego barona SLD Jerzego Jędykiewicza (zamieszanego w aferę z wydawnictwem Stella Maris), biznesmena Marka Nowotnego i Bank Inicjatyw Gospodarczych BIG SA, kierowany przez Bogusława Kotta (w latach 1995-1997 Piechota był w radzie nadzorczej tego banku). Obecnie terminal w Świnoujściu jest własnością Banku Millennium, który dzierżawi nabrzeża duńskiej firmie OW Bunker. Jak twierdzi Jacek Piechota, Zbigniew Stypa, który był prezesem zarządu holdingu, gdy sprzedawano terminal w Świnoujściu, zrezygnował po kilku dniach z funkcji z prozaicznej przyczyny: "żona powiedziała mu, żeby dał sobie spokój".
Weszliście do nie swojego koryta!
W 1994 r. władze Świnoujścia zorganizowały przetarg na teren, na którym znajduje się paliwowy terminal. Wygrała go Stocznia Szczecińska SA. Hurtowe ilości taniego paliwa płynącego z całej Europy do terminalu w Świnoujściu miały być realną konkurencją dla polskich dostawców i szansą na niższe ceny benzyny i oleju napędowego. Przegranym w przetargu była firma Ship-Service, kierowana przez szczecińskiego magnata paliwowego Jerzego Krzystyniaka (niegdyś szefa paliwowej firmy Solo). Krzystyniak, podejrzany w sprawie mafii paliwowej, przebywa obecnie w areszcie. Był on sponsorem kampanii prezydenckiej Aleksandra Kwaśniewskiego w 1995 r. 10 lat temu w szczecińskim hotelu Radisson Kwaśniewski i politycy SLD Jerzy Szmajdziński i Jacek Piechota uczestniczyli w bankiecie wydanym przez Krzystyniaka.
Kluczowy dla śledztwa przeciwko mafii paliwowej świadek, do którego dotarł "Wprost", twierdzi, że skromny trener tenisa ziemnego, jakim był niegdyś Jerzy Krzystyniak, zrobił oszałamiającą karierę biznesową dzięki politycznym koneksjom w SLD i poparciu tajnych służb PRL. Na początku lat 90. otrzymał koncesję na import i handel bezcłowym paliwem z tzw. kontyngentu fińskiego. To była żyła złota, gdyż w tym czasie paliwo było obłożone 40--procentowym cłem. Interesy Krzystyniaka wspierał poseł SLD Jacek Piechota. Krzystyniak sfinansował wtedy jego wyjazd do Kuwejtu (są na to faktury w dokumentacji firmy Solo). Potem nazwisko Piechoty pojawia się przy okazji negocjacji w sprawie sprzedaży firmy Krzystyniaka - Solo - spółce J&S, monopoliście na rynku dostaw ropy do Polski.
Krzysztof Piotrowski, były prezes szczecińskiego holdingu stoczniowego, opowiada "Wprost" o spotkaniu w mieszkaniu Jerzego Krzystyniaka, do którego doszło kilka tygodni po przetargu na teren, na którym znajduje się świnoujski terminal paliwowy. - Spotkaliśmy się wówczas z posłem Jackiem Piechotą. Zaproponowano nam, że terminal odkupi od stoczni firma Krzystyniaka Ship-Service. Później, podczas kolejnych negocjacji, padały słowa: "Weszliście do nie swojego koryta!". - Kilkanaście lat temu znałem i Piotrowskie-go, i Krzystyniaka, więc umożliwiłem ich spotkanie.ĘA prezesowi Piotrowskiemu udzielałem życzliwych rad, nie wywierałem natomiast na niego żadnej politycznej presji - twierdzi w rozmowie z "Wprost" Jacek Piechota.
Zaplanowana upadłość?
Latem 2001 r. szczecińska stocznia i PKN Orlen przygotowywały wspólne przedsięwzięcie: stoczniowy holding wnosił terminal, Orlen - usytuowaną na wyspie Wolin bazę, która miała być połączona podwodnym rurociągiem ze Świnoujściem. - Alternatywne źródło paliwa dostarczanego przez Bałtyk gwarantowałoby wzrost bezpieczeństwa energetycznego Polski i realny spadek cen paliw, przynajmniej w północnej części kraju. Bliskie sąsiedztwo Berlina dawało z kolei szansę na hurtowy handel z Niemcami - wspomina Andrzej Modrzejewski, były prezes PKN Orlen. - Planowaliśmy także uruchomienie terminalu gazu płynnego w Policach pod Szczecinem, czyli uniezależnienie się od rosyjskiej rury. Jacek Piechota wiedział o naszych planach, ale bardzo go drażniły - mówi "Wprost" Krzysztof Piotrowski. Z wielkich planów nic nie wyszło, bo w lutym 2002 r. UOP zatrzymał prezesa Modrzejewskiego, a zaraz potem go odwołano, natomiast szczeciński holding stoczniowy popadał w poważne tarapaty finansowe.
Na początku 2002 r. stocznia poprosiła państwo o pomoc. Do otrzymania w polskim banku kredytu pomostowego stocznia potrzebowała gwarancji rządowych w wysokości 60 mln USD (równowartość 10 proc. rocznych obrotów firmy). Szczecińska stocznia liczyła na wsparcie, bo w światowych rankingach zajmowała piąte miejsce pod względem zamówień i dziewiąte pod względem wielkości produkcji - w ciągu dziesięciu lat wyeksportowała 160 jednostek za ponad 4 mld USD. W maju 2002 r. rząd odmówił pomocy. Banki kredytujące bieżącą produkcję stoczni wpadły w popłoch, gdy minister Piechota zażądał od nich dwukrotnie wyższej redukcji wierzytelności, niż ustalił to Sąd Rejonowy w Szczecinie podczas postępowania układowego z wierzycielami. To wystarczyło, by wstrzymano kredyty. Stocznia stanęła w chwili, gdy miała kontrakty na
30 jednostek za 1,6 mld USD.
Maria Wiśniewska, była prezes Banku Pekao SA, a obecnie posłanka PO, w swojej książce "Sceny z życia bankowego" wspomina, jak pewnego dnia zadzwonił do niej minister Jacek Piechota. "Powiedział: >>Za chwilę przefaksuję pani wzór zgody banku na umorzenie 80 proc. kredytów udzielonych przez Pekao Stoczni Szczecińskiej. Chciałbym prosić o podpis i odesłanie>>. Myślałam, że jeszcze się nie obudziłam. Mówię: >>Ja tego nie zrobię. Wykluczone<<. A on mi na to: >>Będę więc zmuszony powiedzieć stoczniowcom, że trzeba ogłosić upadłość stoczni, bo bank Pekao odmówił umorzenia długów<<".
- Banki mogły i chciały uratować stocznię. Opracowano - pod kierunkiem prof. Teresy Lubińskiej z Uniwersytetu Szczecińskiego [obecnie minister finansów] - projekt ratowania holdingu: pracownicy i firmy kooperujące miały ponieść jak najmniejsze straty, by w przyszłości decydować o dalszym funkcjonowaniu stoczni. Do ratowania holdingu nie było jednak woli politycznej. Stocznię celowo doprowadzono do bankructwa, gdyż po jej majątek ustawiła się kolejka chętnych z nomenklatury - mówi Małgorzata Jacyna-Witt, szczecińska radna, która współpracowała z Teresą Lubińską, gdy ta pracowała w radzie miasta.
Jacek Piechota uważa, że oskarżenia pod jego adresem o działanie na szkodę holdingu stoczniowego są bzdurą. - Podobnie jak lansowana przez byłych szefów stoczni teza, że doprowadziłem do upadku holdingu, by przejąć bazę paliwową w Świnoujściu. Zakup terminalu przez stocznię był chybioną inwestycją. Terminal od początku nie miał racji bytu, a pomysły prezesów Piotrowskiego i Modrzejewskiego były księżycowe. Każdy, kto działał na rynku paliwowym, miał o tej inwestycji krytyczną opinię - mówi "Wprost" Piechota.
Pięciodniowy prezes
Członkowie zarządu szczecińskiej stoczni, publicznie oskarżeni o malwersacje m.in. przez ministrów Krzysztofa Janika (MSWiA) i Jacka Piechotę, trafili do aresztu. Nowy zarząd już miesiąc przed ogłoszeniem upadłości Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA rozpoczął wyprzedaż majątku, chociaż obowiązujące wówczas prawo układowe i upadłościowe tego zabraniało. 20 czerwca 2002 r., bez wiedzy i zgody sądowego nadzorcy kontrolującego sytuację w holdingu podczas postępowania układowego, rekomendowany przez ministra Jacka Piechotę na prezesa zarządu Zbigniew Stypa sprzedał bazę paliwową w Świnoujściu sopockiej firmie leasingowej Prolim. Zbigniew Stypa był prezesem przez pięć dni. Po sprzedaży terminalu zrezygnował z funkcji i wrócił do swojej macierzystej firmy, czyli Ship-Service Jerzego Krzystyniaka. Ale terminal był już własnością Prolimu, kontrolowanego przez pomorskiego barona SLD Jerzego Jędykiewicza (zamieszanego w aferę z wydawnictwem Stella Maris), biznesmena Marka Nowotnego i Bank Inicjatyw Gospodarczych BIG SA, kierowany przez Bogusława Kotta (w latach 1995-1997 Piechota był w radzie nadzorczej tego banku). Obecnie terminal w Świnoujściu jest własnością Banku Millennium, który dzierżawi nabrzeża duńskiej firmie OW Bunker. Jak twierdzi Jacek Piechota, Zbigniew Stypa, który był prezesem zarządu holdingu, gdy sprzedawano terminal w Świnoujściu, zrezygnował po kilku dniach z funkcji z prozaicznej przyczyny: "żona powiedziała mu, żeby dał sobie spokój".
Więcej możesz przeczytać w 50/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.