Były bankier Piotr Bykowski sprzedał fałszywe weksle gangowi mokotowskiemu
Czy można dwa razy ukraść te same pieniądze? I czy złodziej może uchodzić za pierwszego pokrzywdzonego, a w dodatku reprezentować osoby przez siebie okradzione? Właśnie tak próbuje zrobić Piotr Bykowski, niegdyś znany poznański biznesmen, obecnie rencista formalnie nie mający żadnych dochodów, nie posiadający domu, mieszkania ani samochodu. W połowie lat 90. Bykowski (wraz z dziewięcioma innymi osobami) wyprowadził z Banku Staropolskiego (był jego współwłaścicielem) 560 mln zł (do KIB Bank na Ukrainie). Teraz twierdzi, że pieniądze wcale nie zniknęły, lecz zostały zamienione na weksle. I te weksle zaczynają się pojawiać na rynku. Tyle że Prokuratura Okręgowa w Warszawie podejrzewa, iż Bykowski sfałszował weksle i wprowadził je do obiegu. A za to przestępstwo grozi do 25 lat więzienia - tyle, ile za zabójstwo. Dlatego Bykowski został kilka dni temu zatrzymany.
Funkcjonariusze ABW zatrzymali nie tylko Piotra Bykowskiego, ale i jego współpracowników Ewę W. i Piotra R. - członków zarządu Invest-Banku z czasów Bykowskiego. Gdy funkcjonariusze ABW znaleźli się w domu przy ulicy Śląskiej w Poznaniu, gdzie Bykowski mieszka, ten próbował uciec, a potem usiłował się schować. Po sforsowaniu drzwi przez funkcjonariuszy zagroził, że popełni samobójstwo. Symulował również atak epilepsji. Zatrzymany został przewieziony do Warszawy - do aresztu śledczego przy ulicy Rakowieckiej. Po kilku godzinach trafił do jednego ze stołecznych szpitali. To już trzeci wypadek, gdy Piotr Bykowski poważnie podupada na zdrowiu, kiedy ma stanąć przed obliczem Temidy.
Tajemnicze weksle
Wyprowadzając z Banku Staropolskiego 560 mln zł, Bykowski doprowadził do jego upadku, a ponad 40 tys. osób pozbawił oszczędności. Teraz twierdzi, że za upadłość banku odpowiada Zygmunt Solorz-Żak, który w 1999 r. przejął inny bank Bykowskiego - Invest-Bank. Według Bykowskiego, Solorz miał się zobowiązać do finansowego wsparcia Banku Staropolskiego, ale słowa nie dotrzymał. Biegli pracujący dla poznańskiej prokuratury apelacyjnej nie znaleźli na to dowodów.
Już kilka lat temu Bykowski obiecał zadośćuczynienie poszkodowanym klientom Banku Staropolskiego. Zapowiedział wprowadzenie do obiegu weksli Invest-Banku, wartych - według niego - ponad pół miliarda zł. Weksle miały wiązać w konsorcjum Bank Staropolski i Invest-Bank. Zdaniem Bykowskiego, dzisiejszy właściciel Invest-Banku Zygmunt Solorz-Żak zobowiązał się do wykupu weksli. W dokumentach Invest-Banku nie ma jednak śladu obciążenia takimi zobowiązaniami.
W czerwcu 2004 r. poznański poseł Unii Pracy Andrzej Aumiller zaaranżował w gmachu Sejmu spotkanie Stowarzyszenia Poszkodowanych Deponentów Banku Staropolskiego. Pokazano wówczas weksel Invest-Banku na 3,5 mln, którego właścicielem miała być poznańska spółdzielnia SKF Invest Holding, mająca siedzibę pod adresem domu Piotra Bykowskiego. Okazało się, że weksel jest fałszywy. Widniała na nim data 31 stycznia 1994 r., ale został sporządzony na blankiecie, który wszedł do obiegu dopiero w lutym 1995 r. Zawiadomienie o fałszerstwie środka płatniczego i próbie wprowadzenia go do obrotu gospodarczego złożył wtedy Leszek Balcerowicz - jako przewodniczący Komisji Nadzoru Bankowego.
Bykowski tłumaczył się przed prokuratorem techniczną pomyłką. Wtedy po raz pierwszy ujawnił istnienie nikomu nie znanej prokury (pełnomocnictwa) z 1995 r., dzięki której rzekomo mógł wystawić weksle w 1995 r. i 1996 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie ustaliła niedawno, że prokura może być tak samo fałszywa jak weksel.
Strzały na Śląskiej
28 października 2005 r., trzy dni przed rozprawą w Sądzie Rejonowym w Poznaniu, gdzie Piotr Bykowski miał wyjaśnić, w jaki sposób z Banku Staropolskiego zniknęło 560 mln zł, doszło do tajemniczej strzelaniny. Tego wieczoru Bykowski umówił się w swoim domu na ulicy Śląskiej (na 19.30) z Jerzym Bartnikiem, przewodniczącym rady nadzorczej Funduszu Pożyczkowego Karbona i szefem Związku Rzemiosła Polskiego. Bartnik spóźnił się kilka minut, ale zamiast gospodarza zobaczył kilkunastu policjantów, plamy krwi i ślady po kulach. Bykowski leżał na noszach - miał przestrzeloną rękę i nogi. Następnego dnia, po trzygodzinnej nocnej operacji, Bykowski przyjmował już przy swoim szpitalnym łóżku dziennikarzy, fotoreporterów i ekipy telewizyjne. - To zdarzenie jest związane z jedną osobą. Chyba komuś zależy na tym, żebym nie mógł ujawnić nowych niewygodnych faktów w sądzie - informował dziennikarzy Bykowski. Policja przydzieliła mu ochronę.
Kto stoi za strzelaniną na ulicy Śląskiej, nie wiadomo do dziś. Wiadomo natomiast, że strzały padły od strony ogrodu, gdy Bykowski stał tyłem do okna. Strzelec, stojąc tuż przy futrynie, opróżnił sześciokomorowy magazynek i niezbyt poważnie ranił ofiarę, choć dzieliło go od niej tylko półtora metra. - Mogę się domyślać, kto chciał mnie zabić. Zamierzałem udowodnić przed sądem swoją niewinność. Zamach ma związek z nowymi, niewygodnymi faktami, które zamierzam ujawnić - opowiadał Bykowski. Ale dwa tygodnie po zamachu, gdy stawił się w poznańskim sądzie, żadnych nowych okoliczności nie ujawnił. - Bierzemy pod uwagę możliwość, że Piotr B. zlecił zamach na siebie - mówi Mirosław Adamski z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
W 2000 r., tuż po zatrzymaniu przez funkcjonariuszy ówczesnego UOP, którzy rozpracowywali sprawę wyprowadzenia pieniędzy z Banku Staropolskiego, Bykowski wyrwał się eskorcie i wyskoczył z drugiego piętra Sądu Rejonowego w Poznaniu. Przeżył, ale leczył się potem przez trzy lata. Przeciągająca się rekonwalescencja spowodowała, że przez ponad dwa lata unikał przesłuchań. Proces w tej sprawie ruszył dopiero dwa miesiące temu.
Kup pan weksel!
Krótko przed zatrzymaniem przez funkcjonariuszy ABW Bykowski próbował wprowadzić weksle na rynek wtórny - za pośrednictwem swoich współpracowników Dariusza Kapitana i Dariusza Jesiotra. Kapitan to poznański radca prawny i biznesmen zamieszany w aferę wyprowadzenia kilkudziesięciu milionów złotych z poznańskiej firmy deweloperskiej Danter. Z kolei Dariusz Jesiotr to były asystent w Katedrze Finansów Międzynarodowych Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Specjalizował się w ubezpieczeniach i transakcjach gwarantowanych.
Na przełomie lipca i sierpnia 2004 r. Bykowski próbował zainteresować wekslami przedstawicieli dużego europejskiego koncernu telekomunikacyjnego. Zaoferował im weksle za 5 mln euro, oferta została jednak odrzucona. Pod koniec ubiegłego roku Piotr Bykowski, który od dłuższego czasu nie znajdował chętnych na kupno weksli, wreszcie ich znalazł. Ustaliliśmy, że zaproponował kupno siedmiu weksli in blanco (za 15 mln dolarów) bossom gangu z Mokotowa. Na przełomie września i października w budynku przy Alejach Ujazdowskich w Warszawie doszło do spotkania wysłanników Bykowskiego z przedstawicielem mokotowskiej grupy przestępczej. Świadek negocjacji, do którego dotarli dziennikarze "Wprost", twierdzi, że gangsterzy z Mokotowa zdecydowali się wziąć od Bykowskiego trzy weksle "na próbę". Zapłacili za nie 1,5 mln dolarów. Weksle kupione przez grupę mokotowską miały zostać zdeponowane w jednym ze szwajcarskich banków.
Prokurator Maciej Kujawski planuje aresztowanym Piotrowi Bykowskiemu, Ewie W. i Piotrowi R. postawić zarzut wprowadzania do obiegu fałszywego środka płatniczego. Grozi im za to do 25 lat pozbawienia wolności.
Funkcjonariusze ABW zatrzymali nie tylko Piotra Bykowskiego, ale i jego współpracowników Ewę W. i Piotra R. - członków zarządu Invest-Banku z czasów Bykowskiego. Gdy funkcjonariusze ABW znaleźli się w domu przy ulicy Śląskiej w Poznaniu, gdzie Bykowski mieszka, ten próbował uciec, a potem usiłował się schować. Po sforsowaniu drzwi przez funkcjonariuszy zagroził, że popełni samobójstwo. Symulował również atak epilepsji. Zatrzymany został przewieziony do Warszawy - do aresztu śledczego przy ulicy Rakowieckiej. Po kilku godzinach trafił do jednego ze stołecznych szpitali. To już trzeci wypadek, gdy Piotr Bykowski poważnie podupada na zdrowiu, kiedy ma stanąć przed obliczem Temidy.
Tajemnicze weksle
Wyprowadzając z Banku Staropolskiego 560 mln zł, Bykowski doprowadził do jego upadku, a ponad 40 tys. osób pozbawił oszczędności. Teraz twierdzi, że za upadłość banku odpowiada Zygmunt Solorz-Żak, który w 1999 r. przejął inny bank Bykowskiego - Invest-Bank. Według Bykowskiego, Solorz miał się zobowiązać do finansowego wsparcia Banku Staropolskiego, ale słowa nie dotrzymał. Biegli pracujący dla poznańskiej prokuratury apelacyjnej nie znaleźli na to dowodów.
Już kilka lat temu Bykowski obiecał zadośćuczynienie poszkodowanym klientom Banku Staropolskiego. Zapowiedział wprowadzenie do obiegu weksli Invest-Banku, wartych - według niego - ponad pół miliarda zł. Weksle miały wiązać w konsorcjum Bank Staropolski i Invest-Bank. Zdaniem Bykowskiego, dzisiejszy właściciel Invest-Banku Zygmunt Solorz-Żak zobowiązał się do wykupu weksli. W dokumentach Invest-Banku nie ma jednak śladu obciążenia takimi zobowiązaniami.
W czerwcu 2004 r. poznański poseł Unii Pracy Andrzej Aumiller zaaranżował w gmachu Sejmu spotkanie Stowarzyszenia Poszkodowanych Deponentów Banku Staropolskiego. Pokazano wówczas weksel Invest-Banku na 3,5 mln, którego właścicielem miała być poznańska spółdzielnia SKF Invest Holding, mająca siedzibę pod adresem domu Piotra Bykowskiego. Okazało się, że weksel jest fałszywy. Widniała na nim data 31 stycznia 1994 r., ale został sporządzony na blankiecie, który wszedł do obiegu dopiero w lutym 1995 r. Zawiadomienie o fałszerstwie środka płatniczego i próbie wprowadzenia go do obrotu gospodarczego złożył wtedy Leszek Balcerowicz - jako przewodniczący Komisji Nadzoru Bankowego.
Bykowski tłumaczył się przed prokuratorem techniczną pomyłką. Wtedy po raz pierwszy ujawnił istnienie nikomu nie znanej prokury (pełnomocnictwa) z 1995 r., dzięki której rzekomo mógł wystawić weksle w 1995 r. i 1996 r. Prokuratura Okręgowa w Warszawie ustaliła niedawno, że prokura może być tak samo fałszywa jak weksel.
Strzały na Śląskiej
28 października 2005 r., trzy dni przed rozprawą w Sądzie Rejonowym w Poznaniu, gdzie Piotr Bykowski miał wyjaśnić, w jaki sposób z Banku Staropolskiego zniknęło 560 mln zł, doszło do tajemniczej strzelaniny. Tego wieczoru Bykowski umówił się w swoim domu na ulicy Śląskiej (na 19.30) z Jerzym Bartnikiem, przewodniczącym rady nadzorczej Funduszu Pożyczkowego Karbona i szefem Związku Rzemiosła Polskiego. Bartnik spóźnił się kilka minut, ale zamiast gospodarza zobaczył kilkunastu policjantów, plamy krwi i ślady po kulach. Bykowski leżał na noszach - miał przestrzeloną rękę i nogi. Następnego dnia, po trzygodzinnej nocnej operacji, Bykowski przyjmował już przy swoim szpitalnym łóżku dziennikarzy, fotoreporterów i ekipy telewizyjne. - To zdarzenie jest związane z jedną osobą. Chyba komuś zależy na tym, żebym nie mógł ujawnić nowych niewygodnych faktów w sądzie - informował dziennikarzy Bykowski. Policja przydzieliła mu ochronę.
Kto stoi za strzelaniną na ulicy Śląskiej, nie wiadomo do dziś. Wiadomo natomiast, że strzały padły od strony ogrodu, gdy Bykowski stał tyłem do okna. Strzelec, stojąc tuż przy futrynie, opróżnił sześciokomorowy magazynek i niezbyt poważnie ranił ofiarę, choć dzieliło go od niej tylko półtora metra. - Mogę się domyślać, kto chciał mnie zabić. Zamierzałem udowodnić przed sądem swoją niewinność. Zamach ma związek z nowymi, niewygodnymi faktami, które zamierzam ujawnić - opowiadał Bykowski. Ale dwa tygodnie po zamachu, gdy stawił się w poznańskim sądzie, żadnych nowych okoliczności nie ujawnił. - Bierzemy pod uwagę możliwość, że Piotr B. zlecił zamach na siebie - mówi Mirosław Adamski z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
W 2000 r., tuż po zatrzymaniu przez funkcjonariuszy ówczesnego UOP, którzy rozpracowywali sprawę wyprowadzenia pieniędzy z Banku Staropolskiego, Bykowski wyrwał się eskorcie i wyskoczył z drugiego piętra Sądu Rejonowego w Poznaniu. Przeżył, ale leczył się potem przez trzy lata. Przeciągająca się rekonwalescencja spowodowała, że przez ponad dwa lata unikał przesłuchań. Proces w tej sprawie ruszył dopiero dwa miesiące temu.
Kup pan weksel!
Krótko przed zatrzymaniem przez funkcjonariuszy ABW Bykowski próbował wprowadzić weksle na rynek wtórny - za pośrednictwem swoich współpracowników Dariusza Kapitana i Dariusza Jesiotra. Kapitan to poznański radca prawny i biznesmen zamieszany w aferę wyprowadzenia kilkudziesięciu milionów złotych z poznańskiej firmy deweloperskiej Danter. Z kolei Dariusz Jesiotr to były asystent w Katedrze Finansów Międzynarodowych Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Specjalizował się w ubezpieczeniach i transakcjach gwarantowanych.
Na przełomie lipca i sierpnia 2004 r. Bykowski próbował zainteresować wekslami przedstawicieli dużego europejskiego koncernu telekomunikacyjnego. Zaoferował im weksle za 5 mln euro, oferta została jednak odrzucona. Pod koniec ubiegłego roku Piotr Bykowski, który od dłuższego czasu nie znajdował chętnych na kupno weksli, wreszcie ich znalazł. Ustaliliśmy, że zaproponował kupno siedmiu weksli in blanco (za 15 mln dolarów) bossom gangu z Mokotowa. Na przełomie września i października w budynku przy Alejach Ujazdowskich w Warszawie doszło do spotkania wysłanników Bykowskiego z przedstawicielem mokotowskiej grupy przestępczej. Świadek negocjacji, do którego dotarli dziennikarze "Wprost", twierdzi, że gangsterzy z Mokotowa zdecydowali się wziąć od Bykowskiego trzy weksle "na próbę". Zapłacili za nie 1,5 mln dolarów. Weksle kupione przez grupę mokotowską miały zostać zdeponowane w jednym ze szwajcarskich banków.
Prokurator Maciej Kujawski planuje aresztowanym Piotrowi Bykowskiemu, Ewie W. i Piotrowi R. postawić zarzut wprowadzania do obiegu fałszywego środka płatniczego. Grozi im za to do 25 lat pozbawienia wolności.
Więcej możesz przeczytać w 50/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.