Śmiercionośne superbakterie wymknęły się ze szpitali
Brytyjska aktorka Leslie Ash była bliska śmierci, gdy w publicznym szpitalu zainfekowano ją gronkowcem złocistym. Wskutek niedbalstwa lekarzy wewnątrz jej kręgosłupa powstał ropień uciskający rdzeń kręgowy. Ofiarą szpitalnych zakażeń padli również szkocki wokalista Edwyn Collins i polska malarka Hanna Bakuła. Uczeni ostrzegają, że agresywne bakterie niewrażliwe na większość stosowanych dziś antybiotyków coraz częściej atakują osoby, które nie miały żadnego kontaktu z placówkami służby zdrowia. Najgroźniejsze szczepy gronkowca złocistego opornego na metycylinę (MRSA) jeszcze kilka lat temu spotykano niemal wyłącznie na oddziałach intensywnej terapii. Dziś nosicielem tej superbakterii jest już w USA co dziesiąte dziecko.
Szczepy niewrażliwe na antybiotyki wywołały epidemię w krajach azjatyckich - są tam przyczyną 70--80 proc. zakażeń wewnątrzszpitalnych. We Włoszech i Portugalii odsetek ten przekracza 50 proc. - Polska jest w europejskiej czołówce pod względem zużycia antybiotyków, więc spodziewamy się szybkiego narastania zjawiska antybiotykooporności. Największe zagrożenie stanowią dziś bakterie Pseudomonas i Acinetobacter - w ich wypadku liczba szczepów opornych podwoiła się w ostatnich dwóch latach - ostrzega dr Paweł Grzesiowski z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego. Infekcje szpitalne zabijają rocznie 30 tys. Polaków, mimo że wydatki na antybiotyki pochłaniają ponad 10 proc. pieniędzy na refundację leków.
Martwica bakteryjna
Superbakterie znajdujące się na naszej skórze czy w jamie nosowej mogą przez wiele lat pozostawać w ukryciu, by zaatakować, gdy spadnie odporność organizmu. "MRSA potrafi się przedostać do wnętrza ciała przez bardzo małe zranienia, wywołując szybko postępującą martwicę tkanek miękkich. Dlatego nazywamy go pożeraczem ciała" - opowiada dr Loren Miller z University of California w Los Angeles. Gronkowce są również przyczyną ciężkich zapaleń płuc, a także wstrząsu toksycznego, który potrafi błyskawicznie zabić pozornie zdrową osobę. Coraz groźniejsze infekcje powodują także inne mikroby: pneumokoki, Haemophilus influenzae (szczególnie niebezpieczny dla dzieci), enterokoki i pałeczki jelitowe.
Winę za epidemię trudnych do wyleczenia zakażeń ponosi przede wszystkim służba zdrowia. Już Alexander Fleming, odkrywca penicyliny, ostrzegał, że jej nadużywanie doprowadzi do szybkiego powstania opornych na nią bakterii. Mimo to lekarze często przepisują antybiotyki pacjentom, którzy ich w ogóle nie potrzebują. Szczególnym powodzeniem cieszą się nowe preparaty o szerokim spektrum działania, intensywnie promowane przez koncerny farmaceutyczne. W rezultacie coraz więcej sprawdzonych, bezpiecznych farmaceutyków trafia do lamusa: bakterie przestają reagować na penicylinę, amoksycylinę, klindamycynę czy fluorochinolony. Pojawiły się też gronkowce i enterokoki niewrażliwe na wankomycynę, uważaną za lek ostatniej szansy w ciężkich infekcjach.
Pożeracze mikrobów
W ostatniej dekadzie na rynek trafiło zaledwie kilka nowych antybiotyków, które często powodują nieprzyjemne skutki uboczne i są bardzo drogie. Terapia linezolidem, uznawanym za jeden z najskuteczniejszych środków na gronkowce, kosztuje około 6 tys. zł. Koncernom farmaceutycznym bardziej opłaca się produkowanie leków zażywanych przewlekle niż antybiotyków czy szczepionek przeciw bakteriom. Dlatego do tej pory nie udało się opracować szczepienia chroniącego przed gronkowcami. Najbliższa sukcesu była niewielka firma Nabi Biopharmaceuticals, ale jej preparat StaphVax nie sprawdził się podczas prób klinicznych z udziałem ludzi.
Uczeni próbują wykorzystywać bakteriofagi, czyli wirusy niszczące określone gatunki bakterii. Terapia ta była powszechnie stosowana w pierwszej połowie XX wieku, ale potem badania nad nią prowadzono niemal wyłącznie w Europie Wschodniej. Wrocławski Instytut Immunologii i Terapii Doświadczalnej Polskiej Akademii Nauk dysponuje dziś ponad 300 gatunkami leczniczych bakteriofagów, które do tej pory zastosowano u 1,5 tys. pacjentów.
- Nadal jest to leczenie eksperymentalne, którego nie refunduje Narodowy Fundusz Zdrowia. Tymczasem terapia fagami jest nie tylko skuteczna, ale i tania, bo przeciętnie kosztuje 300-400 zł - mówi prof. Andrzej Górski, szef instytutu. Polskimi bakteriofagami na razie nie zainteresował się żaden producent leków, choć badania nad tymi wirusami są prowadzone przez kilkanaście zachodnich firm.
Częściowo polski rodowód mogłaby też mieć nowa grupa antybiotyków, bazujących na białkach zwanych cystatynami. Ich niewielkie fragmenty potrafią niszczyć wiele gatunków chorobotwórczych bakterii, a nawet niektóre wirusy (m.in. polio i opryszczki), nie szkodząc fizjologicznej florze bakteryjnej człowieka. Szwedzcy badacze z Lunds Universitet opatentowali prototypowy lek o nazwie Cystapep 1, który został z sukcesem przetestowany na zakażonych gronkowcem zwierzętach. Co więcej, okazało się, że bakterie nie są w stanie wytworzyć przeciw niemu oporności! - Nie znamy jeszcze mechanizmu działania tych substancji ani ich wpływu na organizm człowieka, dlatego może minąć jeszcze wiele lat, zanim oparte na nich farmaceutyki trafią na rynek - wyjaśnia dr Franciszek Kasprzykowski z Uniwersytetu Gdańskiego, jeden z odkrywców antybiotyków cystatynowych. Prace trwają, ale są całkowicie finansowane przez Szwedów.
Mydło zamiast antybiotyku
Nawet najnowsze technologie okażą się nieskuteczne, jeśli nie zmieni się nastawienie lekarzy. - Konieczne jest rozliczanie lekarzy z każdego zastosowanego antybiotyku oraz zwiększenie liczby wykonywanych badań mikrobiologicznych, takich jak posiew bakterii z antybiogramem. W wielu szpitalach wykonuje się ich tak mało, że laboratoria są zamykane - mówi dr Grzesiowski. Umiar w przepisywaniu leków jest najlepszą bronią w walce z antybiotykoopornością - efekty widoczne są już w krajach skandynawskich, Holandii i USA. Skuteczne okazały się różne strategie: od wyposażenia lekarzy w szczegółowe instrukcje dotyczące używania antybiotyków po zakaz podawania niektórych preparatów bez konsultacji z innym specjalistą. Prof. Mark Spigelman z University College London proponuje wręcz, by część szpitali z oddziałami chirurgicznymi w ogóle nie stosowała antybiotyków, aby uniknąć "hodowania" superbakterii. Pacjenci wymagający terapii takimi lekami mieliby być przenoszeni do innych placówek.
Specjaliści zwracają również uwagę na proste metody zapobiegania infekcjom: gruntowne sprzątanie szpitalnych pomieszczeń i częste mycie rąk przez personel medyczny. "Higiena w brytyjskich placówkach jest poniżej wszelkiej krytyki. Gdy mój ojciec leżał w szpitalu, sama sprzątałam jego łóżko i czyściłam meble" - wspomina aktorka Leslie Ash. Tymczasem ciepła wodza z mydłem jest w stanie usunąć ze skóry nawet najgroźniejsze odmiany gronkowca, a także liczne wirusy i grzyby. Co więcej, nie jest nawet konieczne stosowanie detergentów, które niszczą także korzystne dla człowieka bakterie. Analizy wykazały, że zwykłe mydło jest równie skuteczne jak produkty reklamowane jako bakteriobójcze.
Wyścig mikrozbrojeń
Do niedawna sądzono, że szybko mnożące się bakterie uzyskują oporność na leczenie wskutek przypadkowych mutacji. Masowe stosowanie antybiotyków - nie tylko u ludzi, ale także u zwierząt hodowlanych - doprowadziło do szybkiego "wypromowania" najbardziej wytrzymałych mikrobów. Okazuje się jednak, że bakterie, nawet jeśli należą do różnych gatunków, potrafią przekazywać sobie odcinki DNA z genami odpowiedzialnymi za oporność. "Wystarczy, aby kilka mikrobów miało takie geny, a cała kolonia bakteryjna staje się niewrażliwa na leki" - twierdzi prof. Stuart Levy z Tufts University. Na dodatek antybiotyki, których celem jest DNA bakterii - takie jak fluorochinolony, stosowane m.in. w leczeniu infekcji układu moczowego - prawdopodobnie zwiększają częstość występowania mutacji związanych z antybiotykoopornością.
Szczepy niewrażliwe na antybiotyki wywołały epidemię w krajach azjatyckich - są tam przyczyną 70--80 proc. zakażeń wewnątrzszpitalnych. We Włoszech i Portugalii odsetek ten przekracza 50 proc. - Polska jest w europejskiej czołówce pod względem zużycia antybiotyków, więc spodziewamy się szybkiego narastania zjawiska antybiotykooporności. Największe zagrożenie stanowią dziś bakterie Pseudomonas i Acinetobacter - w ich wypadku liczba szczepów opornych podwoiła się w ostatnich dwóch latach - ostrzega dr Paweł Grzesiowski z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego. Infekcje szpitalne zabijają rocznie 30 tys. Polaków, mimo że wydatki na antybiotyki pochłaniają ponad 10 proc. pieniędzy na refundację leków.
Martwica bakteryjna
Superbakterie znajdujące się na naszej skórze czy w jamie nosowej mogą przez wiele lat pozostawać w ukryciu, by zaatakować, gdy spadnie odporność organizmu. "MRSA potrafi się przedostać do wnętrza ciała przez bardzo małe zranienia, wywołując szybko postępującą martwicę tkanek miękkich. Dlatego nazywamy go pożeraczem ciała" - opowiada dr Loren Miller z University of California w Los Angeles. Gronkowce są również przyczyną ciężkich zapaleń płuc, a także wstrząsu toksycznego, który potrafi błyskawicznie zabić pozornie zdrową osobę. Coraz groźniejsze infekcje powodują także inne mikroby: pneumokoki, Haemophilus influenzae (szczególnie niebezpieczny dla dzieci), enterokoki i pałeczki jelitowe.
Winę za epidemię trudnych do wyleczenia zakażeń ponosi przede wszystkim służba zdrowia. Już Alexander Fleming, odkrywca penicyliny, ostrzegał, że jej nadużywanie doprowadzi do szybkiego powstania opornych na nią bakterii. Mimo to lekarze często przepisują antybiotyki pacjentom, którzy ich w ogóle nie potrzebują. Szczególnym powodzeniem cieszą się nowe preparaty o szerokim spektrum działania, intensywnie promowane przez koncerny farmaceutyczne. W rezultacie coraz więcej sprawdzonych, bezpiecznych farmaceutyków trafia do lamusa: bakterie przestają reagować na penicylinę, amoksycylinę, klindamycynę czy fluorochinolony. Pojawiły się też gronkowce i enterokoki niewrażliwe na wankomycynę, uważaną za lek ostatniej szansy w ciężkich infekcjach.
Pożeracze mikrobów
W ostatniej dekadzie na rynek trafiło zaledwie kilka nowych antybiotyków, które często powodują nieprzyjemne skutki uboczne i są bardzo drogie. Terapia linezolidem, uznawanym za jeden z najskuteczniejszych środków na gronkowce, kosztuje około 6 tys. zł. Koncernom farmaceutycznym bardziej opłaca się produkowanie leków zażywanych przewlekle niż antybiotyków czy szczepionek przeciw bakteriom. Dlatego do tej pory nie udało się opracować szczepienia chroniącego przed gronkowcami. Najbliższa sukcesu była niewielka firma Nabi Biopharmaceuticals, ale jej preparat StaphVax nie sprawdził się podczas prób klinicznych z udziałem ludzi.
Uczeni próbują wykorzystywać bakteriofagi, czyli wirusy niszczące określone gatunki bakterii. Terapia ta była powszechnie stosowana w pierwszej połowie XX wieku, ale potem badania nad nią prowadzono niemal wyłącznie w Europie Wschodniej. Wrocławski Instytut Immunologii i Terapii Doświadczalnej Polskiej Akademii Nauk dysponuje dziś ponad 300 gatunkami leczniczych bakteriofagów, które do tej pory zastosowano u 1,5 tys. pacjentów.
- Nadal jest to leczenie eksperymentalne, którego nie refunduje Narodowy Fundusz Zdrowia. Tymczasem terapia fagami jest nie tylko skuteczna, ale i tania, bo przeciętnie kosztuje 300-400 zł - mówi prof. Andrzej Górski, szef instytutu. Polskimi bakteriofagami na razie nie zainteresował się żaden producent leków, choć badania nad tymi wirusami są prowadzone przez kilkanaście zachodnich firm.
Częściowo polski rodowód mogłaby też mieć nowa grupa antybiotyków, bazujących na białkach zwanych cystatynami. Ich niewielkie fragmenty potrafią niszczyć wiele gatunków chorobotwórczych bakterii, a nawet niektóre wirusy (m.in. polio i opryszczki), nie szkodząc fizjologicznej florze bakteryjnej człowieka. Szwedzcy badacze z Lunds Universitet opatentowali prototypowy lek o nazwie Cystapep 1, który został z sukcesem przetestowany na zakażonych gronkowcem zwierzętach. Co więcej, okazało się, że bakterie nie są w stanie wytworzyć przeciw niemu oporności! - Nie znamy jeszcze mechanizmu działania tych substancji ani ich wpływu na organizm człowieka, dlatego może minąć jeszcze wiele lat, zanim oparte na nich farmaceutyki trafią na rynek - wyjaśnia dr Franciszek Kasprzykowski z Uniwersytetu Gdańskiego, jeden z odkrywców antybiotyków cystatynowych. Prace trwają, ale są całkowicie finansowane przez Szwedów.
Mydło zamiast antybiotyku
Nawet najnowsze technologie okażą się nieskuteczne, jeśli nie zmieni się nastawienie lekarzy. - Konieczne jest rozliczanie lekarzy z każdego zastosowanego antybiotyku oraz zwiększenie liczby wykonywanych badań mikrobiologicznych, takich jak posiew bakterii z antybiogramem. W wielu szpitalach wykonuje się ich tak mało, że laboratoria są zamykane - mówi dr Grzesiowski. Umiar w przepisywaniu leków jest najlepszą bronią w walce z antybiotykoopornością - efekty widoczne są już w krajach skandynawskich, Holandii i USA. Skuteczne okazały się różne strategie: od wyposażenia lekarzy w szczegółowe instrukcje dotyczące używania antybiotyków po zakaz podawania niektórych preparatów bez konsultacji z innym specjalistą. Prof. Mark Spigelman z University College London proponuje wręcz, by część szpitali z oddziałami chirurgicznymi w ogóle nie stosowała antybiotyków, aby uniknąć "hodowania" superbakterii. Pacjenci wymagający terapii takimi lekami mieliby być przenoszeni do innych placówek.
Specjaliści zwracają również uwagę na proste metody zapobiegania infekcjom: gruntowne sprzątanie szpitalnych pomieszczeń i częste mycie rąk przez personel medyczny. "Higiena w brytyjskich placówkach jest poniżej wszelkiej krytyki. Gdy mój ojciec leżał w szpitalu, sama sprzątałam jego łóżko i czyściłam meble" - wspomina aktorka Leslie Ash. Tymczasem ciepła wodza z mydłem jest w stanie usunąć ze skóry nawet najgroźniejsze odmiany gronkowca, a także liczne wirusy i grzyby. Co więcej, nie jest nawet konieczne stosowanie detergentów, które niszczą także korzystne dla człowieka bakterie. Analizy wykazały, że zwykłe mydło jest równie skuteczne jak produkty reklamowane jako bakteriobójcze.
Wyścig mikrozbrojeń
Do niedawna sądzono, że szybko mnożące się bakterie uzyskują oporność na leczenie wskutek przypadkowych mutacji. Masowe stosowanie antybiotyków - nie tylko u ludzi, ale także u zwierząt hodowlanych - doprowadziło do szybkiego "wypromowania" najbardziej wytrzymałych mikrobów. Okazuje się jednak, że bakterie, nawet jeśli należą do różnych gatunków, potrafią przekazywać sobie odcinki DNA z genami odpowiedzialnymi za oporność. "Wystarczy, aby kilka mikrobów miało takie geny, a cała kolonia bakteryjna staje się niewrażliwa na leki" - twierdzi prof. Stuart Levy z Tufts University. Na dodatek antybiotyki, których celem jest DNA bakterii - takie jak fluorochinolony, stosowane m.in. w leczeniu infekcji układu moczowego - prawdopodobnie zwiększają częstość występowania mutacji związanych z antybiotykoopornością.
Więcej możesz przeczytać w 50/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.