Ludowi artyści nadal muszą się w Polsce starać o atesty i zezwolenia, bo w świecie sztuki ludowej czas zatrzymał się ponad 30 lat temu. Nadal grono wiedzących lepiej określa, co zasługuje na miano prawdziwej sztuki ludowej, a co nie.
Nadal artyści muszą się starać o atesty, na przykład na figurki Jezusa Frasobliwego. Wiele wskazuje na to, że rządzące Prawo i Sprawiedliwość nie zamierza tego zmieniać. "Proponujemy podjęcie programu Nikifor XXI, który wspierałby autentyczną kulturę ludową, a także ożywiał życie kulturalne, szczególnie na wsi i w małych miasteczkach" - głosi program PiS. O tym, jaka kultura jest "autentyczną kulturą ludową", nie będzie jednak decydował wolny rynek, lecz "specjaliści".
W III RP wciąż działa skansen pod nazwą Cepelia. Żeby sprzedawać tam przedmioty sztuki ludowej, trzeba mieć certyfikat - wydawany na rok przez specjalnie powołaną komisję etnografów. Artyści ludowi muszą więc co 12 miesięcy pamiętać o upływającej licencji, co jest tym bardziej bezsensowne, że ta sztuka nie zmienia się od stuleci. Skądinąd przyznawanie atestów na "sztukę ludową" jest w dobie wolnego rynku absurdem. Dobrze to pokazuje atest wydany przez Krajową Komisję Artystyczną i Etnograficzną na wyroby ceramiczne. Przyznano go na kubki z uszkiem, natomiast nie obejmuje już kubków bez ucha, ale z "dzióbkiem". Jakby tego było mało, taki atest wygasa po roku i trzeba go odnawiać, każdorazowo uiszczając odpowiednią opłatę. Przedstawiciele Cepelii, skądinąd nie chcący występować pod nazwiskiem, twierdzą, że wydawanie atestów nie jest bezsensowne, bo "każdy, kto taki atest uzyska, automatycznie płaci 7 proc. VAT, a nie 22 proc., a wyroby rękodzieła ludowego i artystycznego korzystają z 7-proc. stawki VAT". Warunkiem skorzystania z obniżonej stawki VAT jest posiadanie przez producenta atestu Krajowej Komisji Artystycznej i Etnograficznej. Z kolei atest trzeba odnawiać co roku, gdyż Sejm co roku ustala stawki VAT.
Na wolnym rynku ludowym artystom nie są potrzebne atesty, lecz dobra promocja. Taka, jaką proponuje choćby Fundacja Wspierania Muzeum Etnograficznego, zajmująca się zakupem wyrobów "sztuki ludowej" czy organizacją imprez propagujących sztukę ludową.
Hitler i Stalin z Roztocza
W Polsce karierę zrobiło zaledwie kilku twórców ludowych, a powszechnie znane są dwa nazwiska: Teofila Ociepki i Epifaniusza Drowniaka, czyli Nikifora Krynickiego. Ale najbardziej znanymi na świecie dziełami polskiej sztuki ludowej są rzeźby ze wsi Paszyn niedaleko Nowego Sącza. W latach 70. XX wieku za sprawą ludowego rzeźbiarza Wojciecha Oleksego i księdza Edwarda Nitki powstało tam centrum ludowej rzeźby. Wielkim miłośnikiem paszyńskiej rzeźby jest abp Józef Życiński, który poznał miejscowych twórców, gdy był jeszcze ordynariuszem w Tarnowie.
Paszyn nie jest wyjątkiem, ale inne miejscowości i twórcy nie mieli takich promotorów jak ksiądz Nitka. Takim twórcą jest na Roztoczu 78-letni Jan Chodara. Wokół jego chałupy stoją nie tylko typowe świątki, ale też rzeźby Hitlera i Stalina. Obok papieża Benedykta XVI można zobaczyć skrupulatnie wyrzeźbiony obóz koncentracyjny Majdanek (bardziej wstrząsający niż słynne "Auschwitz" Zbigniewa Libery z klocków Lego). Chodarze przydałby się marszand, a nie atest. Zresztą kto dziś przyzna atest na figurkę Hitlera?
Na ludowej sztuce można świetnie zarabiać, o czym najlepiej świadczy kariera najsławniejszego dziś prymitywisty Canute Caliste, 85-letniego rzeźbiarza z karaibskiej wyspy Carriacou. Jego prace, nieco przypominające malarstwo Nikifora, znalazły się w najlepszych muzeach świata oraz m.in. w kolekcjach George'a Busha, Jacka Nicholsona czy królowej Elżbiety. "Takich kolorów jak na jego obrazach, nie widziałem nigdzie" - twierdzi hollywoodzki aktor, reżyser i kolekcjoner Sean Penn.
W Polsce karierę robi ręcznie dziergana bielizna z Koniakowa. Wieś Koniaków w Beskidzie Śląskim od 200 lat słynęła z wyrobu koronek, ale mało kogo spoza tej okolicy interesowały pięknie wykonane serwety, chusty i inne tradycyjne wyroby zręcznych koronczarek. Dopiero młode mieszkanki Koniakowa wpadły na pomysł, by wykorzystać umiejętności i tradycję do dziergania dessous. Dziś ponad 80 koronczarek nie może nadążyć z realizacją zamówień, głównie z zagranicy (koniakowskie stringi można kupować na miejscu bądź w Internecie): z USA, Kanady, Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Francji czy Japonii.
Sztuce ludowej nie są potrzebne certyfikaty i zezwolenia, lecz dobra promocja. Gdy nasze rękodzieła dobrze wyeksponowano i zareklamowano na międzynarodowych targach we Frankfurcie czy na zakończonej niedawno w Berlinie prezentacji "Designed in Poland", większość sprzedała się na pniu.
W III RP wciąż działa skansen pod nazwą Cepelia. Żeby sprzedawać tam przedmioty sztuki ludowej, trzeba mieć certyfikat - wydawany na rok przez specjalnie powołaną komisję etnografów. Artyści ludowi muszą więc co 12 miesięcy pamiętać o upływającej licencji, co jest tym bardziej bezsensowne, że ta sztuka nie zmienia się od stuleci. Skądinąd przyznawanie atestów na "sztukę ludową" jest w dobie wolnego rynku absurdem. Dobrze to pokazuje atest wydany przez Krajową Komisję Artystyczną i Etnograficzną na wyroby ceramiczne. Przyznano go na kubki z uszkiem, natomiast nie obejmuje już kubków bez ucha, ale z "dzióbkiem". Jakby tego było mało, taki atest wygasa po roku i trzeba go odnawiać, każdorazowo uiszczając odpowiednią opłatę. Przedstawiciele Cepelii, skądinąd nie chcący występować pod nazwiskiem, twierdzą, że wydawanie atestów nie jest bezsensowne, bo "każdy, kto taki atest uzyska, automatycznie płaci 7 proc. VAT, a nie 22 proc., a wyroby rękodzieła ludowego i artystycznego korzystają z 7-proc. stawki VAT". Warunkiem skorzystania z obniżonej stawki VAT jest posiadanie przez producenta atestu Krajowej Komisji Artystycznej i Etnograficznej. Z kolei atest trzeba odnawiać co roku, gdyż Sejm co roku ustala stawki VAT.
Na wolnym rynku ludowym artystom nie są potrzebne atesty, lecz dobra promocja. Taka, jaką proponuje choćby Fundacja Wspierania Muzeum Etnograficznego, zajmująca się zakupem wyrobów "sztuki ludowej" czy organizacją imprez propagujących sztukę ludową.
Hitler i Stalin z Roztocza
W Polsce karierę zrobiło zaledwie kilku twórców ludowych, a powszechnie znane są dwa nazwiska: Teofila Ociepki i Epifaniusza Drowniaka, czyli Nikifora Krynickiego. Ale najbardziej znanymi na świecie dziełami polskiej sztuki ludowej są rzeźby ze wsi Paszyn niedaleko Nowego Sącza. W latach 70. XX wieku za sprawą ludowego rzeźbiarza Wojciecha Oleksego i księdza Edwarda Nitki powstało tam centrum ludowej rzeźby. Wielkim miłośnikiem paszyńskiej rzeźby jest abp Józef Życiński, który poznał miejscowych twórców, gdy był jeszcze ordynariuszem w Tarnowie.
Paszyn nie jest wyjątkiem, ale inne miejscowości i twórcy nie mieli takich promotorów jak ksiądz Nitka. Takim twórcą jest na Roztoczu 78-letni Jan Chodara. Wokół jego chałupy stoją nie tylko typowe świątki, ale też rzeźby Hitlera i Stalina. Obok papieża Benedykta XVI można zobaczyć skrupulatnie wyrzeźbiony obóz koncentracyjny Majdanek (bardziej wstrząsający niż słynne "Auschwitz" Zbigniewa Libery z klocków Lego). Chodarze przydałby się marszand, a nie atest. Zresztą kto dziś przyzna atest na figurkę Hitlera?
Na ludowej sztuce można świetnie zarabiać, o czym najlepiej świadczy kariera najsławniejszego dziś prymitywisty Canute Caliste, 85-letniego rzeźbiarza z karaibskiej wyspy Carriacou. Jego prace, nieco przypominające malarstwo Nikifora, znalazły się w najlepszych muzeach świata oraz m.in. w kolekcjach George'a Busha, Jacka Nicholsona czy królowej Elżbiety. "Takich kolorów jak na jego obrazach, nie widziałem nigdzie" - twierdzi hollywoodzki aktor, reżyser i kolekcjoner Sean Penn.
W Polsce karierę robi ręcznie dziergana bielizna z Koniakowa. Wieś Koniaków w Beskidzie Śląskim od 200 lat słynęła z wyrobu koronek, ale mało kogo spoza tej okolicy interesowały pięknie wykonane serwety, chusty i inne tradycyjne wyroby zręcznych koronczarek. Dopiero młode mieszkanki Koniakowa wpadły na pomysł, by wykorzystać umiejętności i tradycję do dziergania dessous. Dziś ponad 80 koronczarek nie może nadążyć z realizacją zamówień, głównie z zagranicy (koniakowskie stringi można kupować na miejscu bądź w Internecie): z USA, Kanady, Niemiec, Włoch, Hiszpanii, Francji czy Japonii.
Sztuce ludowej nie są potrzebne certyfikaty i zezwolenia, lecz dobra promocja. Gdy nasze rękodzieła dobrze wyeksponowano i zareklamowano na międzynarodowych targach we Frankfurcie czy na zakończonej niedawno w Berlinie prezentacji "Designed in Poland", większość sprzedała się na pniu.
Atestomania |
---|
Atesty ludowym artystom wydaje Krajowa Komisja Artystyczna i Etnograficzna. Poza Warszawą zespoły oceniające krajowej komisji mają siedziby w Gdyni, Poznaniu, Wrocławiu, Katowicach, Krakowie i Łodzi. Opłaty za atest wynoszą od 20 zł za "okrągłą serwetkę z kogucikiem", po 50-60 zł za "Chrystusa stojącego". W 2004 r. wydano ponad 24 tys. atestów. |
Więcej możesz przeczytać w 50/2005 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.