Edwin Land, twórca Polaroida, stoi przed ekipą filmową w środku pustej fabryki na przedmieściach Bostonu. Bez przygotowanego przemówienia za chwilę da wszystkim wykład o przyszłości fotografii. „Przed nami jeszcze daleka droga do tego, żeby aparat był jak telefon. Czymś, czego używa się przez cały dzień, a nie tylko na przyjęciach, w podróżach albo wtedy, kiedy odwiedzą was wnuki. Aparat, którego używałoby się tak często jak ołówka albo okularów” – mówił Land. „Aparat używany bez żadnego wysiłku. Aparat, który robi zdjęcie jednym kliknięciem”. I tutaj krótka prezentacja: Land sięgnął do kieszeni płaszcza, wyjął portfel i trzymając go w obu dłoniach, nacisnął wskazującym palcem jego prawy górny róg. To był 1970 r. Polaroid był wtedy globalną korporacją z połową tysiąca patentów na koncie. Firma zatrudniała 21 tys. ludzi. Rocznie polaroidami robiono na świecie miliard zdjęć. Land lądował na okładkach największych gazet z dopiskiem: „Geniusz i jego magiczny aparat”. Ale Polaroida zabiła tamta przepowiednia Landa. Firmę zepchnęły z rynku aparaty cyfrowe, a dobiły smartfony. W 2008 r. ogłosiła bankructwo. Dzisiaj markę chce odkurzyć Oskar Smołokowski. 27-letni syn Sławomira Smołokowskiego w maju ogłosił, że odkupił od amerykańskiej rodziny Pohlad (multimilionerów działających w branży nieruchomości, finansów i rozrywki) prawa do marki Polaroid. I może mu się udać, bo Oskar ma wszystko: wiedzę, doświadczenie i duże pieniądze.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.