Do zbierania gałęzi i zamiatania liści nie będziemy wzywać wojska – tą wypowiedzią po nawałnicy, która spustoszyła okolice Rytla, wojewoda pomorski Dariusz Drelich ściągnął na siebie gromy. To jego obwinia się teraz o opóźnienie pomocy wojska dla spustoszonego przez wichurę terenu. Ale ostatnio w ogóle o wojewodach coraz głośniej. To oni zakazują kontrmanifestacji smoleńskich, będą decydować o pomnikach smoleńskich w Warszawie, a niedługo też zyskają prawo do zmian nazw ulic uznanych za komunistyczne (w zastępstwie samorządów, które często nie chcą wypełniać wskazówek IPN). Od objęcia władzy PiS krok po kroku wzmacnia pozycję wojewody. Robi to kosztem samorządów, które w znacznej mierze ciągle kontroluje opozycja. Bo wojewoda to terenowy przedstawiciel rządu. W pewnym sensie o władzę konkuruje z marszałkiem województwa, który stoi na czele samorządu. Po 1989 r. kolejne rządy sukcesywnie wzmacniały samorząd, odbierając kolejne uprawnienia urzędom wojewódzkim. W 1999 r. rozważano nawet całkowitą likwidację tej funkcji. Jednak od czasu objęcia władzy przez PiS nastąpił w tej sprawie całkowity zwrot. Stopniowo osłabiane są kompetencje samorządów, a dużą część z nich przejmują urzędy wojewódzkie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.