RYSZARD CZARNECKI
Znalazłem się w kapsule czasu. Zostałem – za swoją zgodą, ba, z własnej inspiracji – przeniesiony do czasu przeszłego dokonanego. To znaczy, nam się wydaje, że on jest już zaprzeszły, a tymczasem on kwitnie w najlepsze. Kolejny raz byłem w jednym z dwóch największych krajów świata, Indiach, ale pierwszy raz gościłem w Kerali. To stan rządzony od lat przez komunistów. I to jakich! Czułem się początkowo jak na planie filmu. Otaczały mnie nie dziesiątki nawet, a setki portretów Ernesta Che Guevary. Czarny „Che” na czerwonym tle patrzył w dal z dość groźną miną. Z komunistycznych wszystkich świętych właśnie on był najbardziej popularny, niczym św. Antoni Padewski w czasach mojej młodości, do którego modliło się, jak tylko coś człowiek zgubił. „Che” oraz sierpy i młoty – to było wszędzie.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.